Wszystko jest polityką. Za lub przeciw
Świat polityki zmienia się na naszych oczach. Jeszcze kilkanaście lat temu konkretne opcje polityczne i stojące za nimi partie różniły się programami, planami na przyszłość, pomysłami na funkcjonowanie państwa.
Socjaliści, chadecy, liberałowie - pod tymi szyldami kryli się nie tylko liderzy, często wybitni politycy, często znani nie tylko w swoich krajach, ale i na świecie.
Zarówno zawodowi badacze polityki, jak i polityczni komentatorzy, w swoich analizach dokładnie wyjaśniali na czym polegają różnice programowe, których nie przesłaniało podobieństwo w stosowaniu podobnych metod, np. w marketingu politycznym.
Od tego czasu, gdy wszystko było mniej więcej jasne, zdarzyło się bardzo wiele. Partie, czasem nazywane głównego nurtu, upodobniły się do siebie, zabiegając o elektorat, który stopniowo coraz mniej interesował się ideami, a coraz mocniej swoją sytuacją materialną. Dziś o decyzjach wyborców w wielu krajach nie decyduje wybór oferty programowej czy sympatia do konkretnego polityka, ale przyzwyczajenie głosowania na znany szyld, czasem nawet przenoszące się na następne pokolenie.
Czy w sytuacji, gdy partie nie formułują swoich propozycji ideowych, można mieć pewność czym się różnią?
W tej sytuacji trochę pola zdobywają ugrupowania „antysystemowe” czyli takie, których programy nie mieszczą się w ramach wytyczonych przez partie głównego nurtu.
Czy podobnie jest w Polsce? Czy w sytuacji, gdy partie nie formułują swoich propozycji ideowych, można mieć pewność czym się różnią?
Platforma połknęła liberalną Nowoczesną, a teraz stara się pozyskać elektorat i polityków lewicy. Czym się różni od SLD, Biedronia i całej reszty lewicowej drobnicy? Mniej hałaśliwie opowiada się za związkami partnerskimi i promocją mniejszości seksualnych, a walkę z Kościołem zastępuje propagowaniem duchownych, którzy od oficjalnego nurtu Kościoła odstają lub go porzucili.
W gruncie rzeczy politycznym celem jednych i drugich jest odebranie władzy Prawu i Sprawiedliwości, a w nowym Sejmie utworzenie koalicji różowych baloników, czerwonych flag i tęczowych parasolek. Czy np. Ujazdowski czymkolwiek różni się od np. Senyszyn? Być może tak, ale przecież cel mają wspólny. Wygrać wybory, utworzyć rząd, a potem się zobaczy. Czy będzie więcej orłów z czekolady, czy tęczowych prowokacji, to dziś nie ma żadnego znaczenia. Idealnie w ten sposób myślenia wpisuje się koalicja PSL i Kukiza, całkowicie wyprana z jakiejkolwiek idei i gotowa na wszystko w zamian za kilka poselskich mandatów.
W ten sposób wybory stają się plebiscytem. Prawica przejęła socjalny program lewicy, ale równocześnie zachowała swoją ideową tożsamość. Opozycja przebrana w różne kostiumy i maski pozbyła się idei na rzecz wspólnych interesów. Obiecuje pomyślność „swoim”, gardząc całą resztą. Sondaże pokazują jednak, że tej reszty jest więcej. Wybory rozstrzygną.