W Europie Środkowej, czyli na obszarze, który umownie nazywamy Międzymorzem, ścierają się wpływy Rosji oraz Unii Europejskiej, zwłaszcza Niemiec, ale także Stanów Zjednoczonych, a na południu również Turcji.
Inną linię podziału wytyczają preferencje ideowe: w części państw tego regionu wygrywają wybory partie konserwatywne i prawicowe, w innych socjalistyczne lub lewicowo-liberalne. Współpraca w ramach Międzymorza często znosi te podziały, ale jest oczywiste, że układa się najlepiej tam, gdy zwycięża kierunek prozachodni, równocześnie odporny na próby narzucenia dekadenckiej i autorytarnej ideologii zachodnioeuropejskiej lewicy.
Z tego właśnie powodu należy się cieszyć z wyniku wyborów prezydenckich w Mołdawii, kraju tradycyjnie życzliwego Polsce i Polakom. W połowie listopada w drugiej turze wyborów zwyciężyła Maja Sandu, była premier i liderka Partii Działania i Solidarności, uchodząca za najbardziej prozachodnią reprezentantkę mołdawskiego establishmentu politycznego. Pokonała Igora Dodona, prezydenta w latach 2016-2020, jednego z przywódców prorosyjskiej Partii Socjalistów.
Sandu wygrała wysoko, uzyskując prawie 58 procent, m.in. dzięki głosom mołdawskich emigrantów, którzy zapewnili jej jedną czwartą głosów (ponad 200 tys.). Mołdawia od dłuższego czasu pozostawała zawieszona między Rosją, a Unią Europejską i USA, niestety ostatnio ten pierwszy kierunek zdawał się przeważać. Na wynik listopadowej rywalizacji miały wpływ afery korupcyjne, ale także bezradność państwa wobec pandemii i słabość systemu służby zdrowia.
Dodon, który w polityce międzynarodowej dał się poznać akceptując okupację Krymu, liczył się z przegraną, ale zamierzał kwestionować wynik wyborów, a ponadto doprowadzić w krótkim czasie do przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Wobec wyniku, jaki uzyskała Sandu, z obu tych pomysłów musi zrezygnować. Teraz to Partia Działania i Solidarności będzie dążyć do wyborów, licząc na wzmocnienie swojej reprezentacji w parlamencie.
Wprawdzie Sandu ideowo bliższa jest polskiej Platformie, niż Prawu i Sprawiedliwości, to jednak właśnie PiS opowiada się za dalszym rozszerzaniem Unii (m.in. o Czarnogórę, Albanię, Macedonię Północną czy Gruzję, a także Ukrainę), podczas gdy zachodni protektorzy Platformy są wobec planów dalszej integracji bardzo sceptyczni. Z tego powodu można spodziewać się ożywienia kontaktów z Mołdawią, zarówno gospodarczych, jak i politycznych.
W polskim parlamencie działa Zgromadzenie Parlamentarne Polsko-Mołdawskie, a taki poziom kontaktów Sejm i Senat ustanowił jedynie z Ukrainą, Litwą i Gruzją. Gdy tylko minie pandemia można wrócić do rozmaitych planów współpracy, m.in. do cieszącej się dużym zainteresowaniem idei festiwalu znakomitych mołdawskich win i koniaków.