Wszystko jest polityką. Podzielona rocznica
Okrągła, czterdziesta rocznica powstania „Solidarności” byłaby obchodzona z o wiele większym rozmachem, gdyby nie trapiąca nas pandemia. Co wcale nie znaczy, że jako jedno z najważniejszych wydarzeń naszej historii, mające znaczenie nie tylko dla przyszłości Polski, ale całej Europy, a nawet świata, byłaby obchodzona bez politycznych sporów i bez prób jej zawłaszczania przez tych, którzy od trzydziestu lat usiłują wypaczyć ideowe przesłanie Sierpnia 1980 roku.
„Solidarność”, która na kilkanaście miesięcy zjednoczyła ogromną rzeszę Polaków, wyrosła z trzech tradycji: niepodległościowego nurtu socjalizmu (większość dzisiejszych socjalistów nie ma już z nim nic wspólnego), chrześcijańskiej tradycji narodowej wspólnoty (stąd tak mocna wówczas potrzeba odwoływania się do przeżyć religijnych i jednoznaczne wsparcie ze strony Kościoła), wreszcie działalności antykomunistycznej opozycji (w „Solidarności’ reprezentowanej przez wszystkie jej nurty).
Liczący prawie 9 milionów członków ruch sprzeciwu wobec PRL-owskiej dyktatury, po wprowadzeniu stanu wojennego już znacznie osłabiony, pod koniec lat osiemdziesiątych zaczął się dzielić i nie był w stanie zagospodarować wywalczonego zwycięstwa. O ile jeszcze usiłował zewrzeć szeregi przy okrągłym stole, to już rok później pogrążył się w wyniszczającej „wojnie na górze”, w której zwolennicy całkowitego zerwania z okresem komunizmu starli się ze stronnikami „grubej kreski” czyli zaadoptowania komunistów do demokratycznych reguł gry.
Jeśli wydaje się komuś, że na fundamencie wyborczej klęski zbuduje ruch nazwany „nową solidarnością - jest naiwny.
Jeszcze wyraźniejsze rozejście nastąpiło przy podziale na Polskę solidarną i liberalną, z którym to podziałem mamy do czynienia do dzisiaj. Ostatnio nakłada się na to dodatkowo przenikanie do obozu liberalnego importowanej z Zachodu ideologii antyspołecznego nihilizmu i próby organizowania odrażającej rewolucji obyczajowej.
„Solidarność” przetrwała jako jeden ze związków zawodowych, upominających się o prawa pracownicze. Utrzymała jednak ideowe założenia ruchu sprzed 40 lat. Dziś, zachowując własną podmiotowość oraz odrębność staje u boku obozu dobrej zmiany i sprzeciwia się wykorzystaniu jej tradycji przez formacje liberalne i lewicowe. Jeżeli wydaje się komuś, że na fundamencie wyborczej klęski zbuduje ruch społeczny, nazwany „nową solidarnością”, przy tym pomyślany jako przybudówka opozycyjnej partii, to trudno nie ocenić go jako polityka skrajnie naiwnego.
Tym bardziej, jeżeli na czele tego ruchu staną działacze tej partii, aktualnie pogrążonej w głębokim kryzysie. Podstawą funkcjonowania ustroju demokratycznego są partie polityczne, a próby oszukania wyborców przez sfrustrowanych polityków, którzy zakładają rzekomo oddolne i mniej sformalizowane związki, z reguły kończą się polityczną kompromitacją.