Wszystko jest polityką. Platforma ustępuje lewicy
Projekt ustawy pod hasłem „Ratujmy kobiety - zabijajmy dzieci” nie został skierowany do prac w sejmowych komisjach, co było efektem wewnętrznej dezintegracji opozycyjnych partii. W gruncie rzeczy było to bez znaczenia, bo i tak projekt nie miał szans na pozytywne rozpatrzenie, przede wszystkim dlatego, że Prawo i Sprawiedliwość nie dopuściłoby do jego uchwalenia.
Lewackie środowiska, które zbierały pod nim podpisy, usiłowały przy okazji nie tylko przeforsować swoje makabryczne pomysły, takie jak np. dopuszczenie aborcji dokonywanej przez 15-latkę bez zgody rodziców, ale także uniemożliwić tym, którzy nie godzą się na zabijanie dzieci, publiczne przedstawianie swoich argumentów.
Reprezentantka autorów tej nieludzkiej inicjatywy, występując w Sejmie, starała się sprowokować posłów, a zwłaszcza posłanki, do przerwania obrad, a tym samym stworzenia pretekstu do ulicznych demonstracji. Agresywny ton i nieprzebieranie w słowach, np. nazywanie nienarodzonego dziecka „zlepkiem komórek” spowodowało tak powszechne oburzenie, że projekt nie trafił do komisji, ale został odrzucony na tym wstępnym etapie procedowania.
W obozie opozycji wybuchły kłótnie, troje posłów PO zostało wyrzuconych z partii, troje innych z Nowoczesnej zawiesiło swoje członkostwo, a jeden opuścił jej szeregi. Pretensje wobec opozycji ogłosiły nawet najbardziej antyrządowe media, z „Gazetą Wyborczą” i TVN na czele. Lewacy jednak osiągnęli swój cel: partie opozycji skompromitowały się w oczach ich zwolenników i w ten sposób powstała niezagospodarowana przestrzeń pod budowę nowej, radykalnie lewicowej formacji.
Największy błąd popełniło kierownictwo Platformy. Próba pozyskania głosów fanatycznych wyznawców rzekomego „postępu” i tak się nie uda, a może zrazić część dotychczasowych wyborców PO. Tymczasem lewackie kanapy dostaną bodziec do zjednoczenia i stworzenia wspólnych list w wyborach do parlamentu. Jeżeli do tego czasu Nowoczesna nie wyparuje całkowicie z politycznych rankingów, to może się okazać, że Platforma skończy jak Unia Wolności, a w najlepszym razie jak PSL.
Natomiast jest możliwe, że na integracji lewicy nie skorzysta SLD. Partia Millera i Czarzastego, która walczy o przywrócenie przywilejów emerytalnych funkcjonariuszom SB i broni pamiątek po komunie, niekoniecznie zyska na hasłach obyczajowej rewolucji. Poza tym weterani PZPR marnie czują się w partii krzykliwych feministek. Na Zachodzie lewica zdobywa głosy części egzotycznych imigrantów, których w Polsce nie ma i w wystarczającej liczbie raczej nie będzie. Dlatego droga lewicy do wyborczych sukcesów będzie długa i trudna, co pokazują demonstracje pod Sejmem - przychodzi najwyżej po kilkaset osób.