Znów czekają nas święta w domu i bez świątecznych podróży. Trzecia fala zarazy, chociaż zapowiadana, zaskoczyła nas wszystkich. Wyobrażaliśmy sobie, że z wiosną niebezpieczeństwo minie, a obostrzenia zostaną odwołane. Nic z tego. Teraz pozostaje nam wierzyć, że pandemia wygaśnie u progu lata. Czy tak się stanie?
Nawet najbardziej optymistyczny scenariusz nie zakłada, że wszystko wróci do normy. U części ozdrowieńców pozostaną powikłania, z którymi służba zdrowia będzie się mierzyć przez lata. Całe szczęście, że kabarecik pod nazwą "Uzdrowimy Polskę", w wydaniu czołowych politycznych ratowników i najgorszego ministra zdrowia w III RP, niemal codziennie oglądany w TVN, raczej nie ma szans na powtórzenie swoich niegdysiejszych sukcesów: sprzedawania szpitali, prywatyzacji uzdrowisk, wypychania lekarzy i pielęgniarek do pracy za granicą, ograniczania miejsc na medycznych studiach, a przede wszystkim nieustannego przekonywania, że "piniendzy" nie ma i nie będzie.
Dla wszystkich, którzy pamiętają rządy sprzed sześciu lat, reakcją na popisy fałszywych uzdrowicieli jest w najlepszym wypadku zażenowanie, że można pozwolić sobie na taką bezczelność.
Ochrona przed kolejnymi odmianami pandemii oraz leczenie powikłań nie będzie jedynym problemem na czasy "po zarazie". Szkoły będą się zmagać z zanikiem dyscypliny u uczniów, przez przeszło rok odzwyczajanych od szkolnych warunków. Przez dłuższy czas w szkołach i na wielu uczelniach odczuwalna będzie strata jednego roku, gdy zdalna nauka spowoduje lukę w zasobie wiedzy wielu uczniów oraz studentów.
To oczywiście przy optymistycznym założeniu, że zdalna nauka zakończy się w czerwcu, a od jesieni szkoły i uczelnie powrócą do normalnej pracy. Za to w wielu zakładach, firmach i urzędach pracodawcy dojdą do wniosku, że zdalna praca jest podobnie efektywna, a równocześnie znacznie tańsza, nie mówiąc już o delegacjach, wyjazdach, konferencjach itp., które mogą odbywać się przez Internet. Tym samym zmaleje ruch kolejowy i lotniczy, a w wielkich biurowcach przybywać będzie niewykorzystanych przestrzeni. Kontakty towarzyskie jeszcze bardziej niż przed pandemią przeniosą się do świata wirtualnego, czego skutki odczują całe społeczeństwa. Przejściowe, ale chyba nieuniknione obniżenie poziomu życia, zaowocuje powszechną frustracją, odczuwaną także w polityce.
Tym bardziej gdy zaraza nie wygaśnie całkowicie, ale będzie się tlić na obrzeżach bogatego świata i przypominać o sobie kolejnymi, nawet jeżeli znacznie słabszymi nawrotami. A może wcale nie wygaśnie? Wtedy świat wokół nas zmieni się tak bardzo, że życie przed pandemią będzie wydawać się tak samo odległe jak dziś, gdy myślimy o czasach bez Internetu, telewizji, radia, samolotu, samochodu i kolei.