Czy Platforma, jeszcze niedawno systematycznie tracąca w sondażach i zbliżająca się do zaledwie 10 procent poparcia, ma szansę trwale powrócić na pozycję lidera opozycji? Powrót Tuska tchnął nowe siły w słabnącą i rozsypującą się partię. Przede wszystkim dlatego, że były premier odsunął polityków, których aktywność (lub jej brak) przekreślała możliwość poprawy sondażowych wyników.
Budka, zabawnie pozujący na lidera, bez szemrania oddał władzę. Trzaskowski, który wiele miesięcy zabiegał o to, żeby skutecznie zmarnować swój prezydencki elektorat, odetchnął z ulgą, że nie musi trudzić się tworzeniem nowego ugrupowania. Przy okazji Tomczyk, szef klubu PO w Sejmie, pożegnał się ze swoją funkcją, jeszcze zanim zdołał zaliczyć się do grona partyjnych liderów. Żaden z nich trzech nie jest zadowolony z powrotu Tuska, wszyscy trzej czują się upokorzeni i ośmieszeni, wierzą jednak, że gwiazda unijnego spadochroniarza szybko zblednie, a wtedy powrócą do swoich ciężko wydreptanych ról w politycznej układance. Czy będą cierpliwie czekać, czy też dyskretnie podkładać mu nogę przy każdej nadarzającej się okazji, to się dopiero okaże.
Tusk stanął na czele i poprawił wyniki sondażowe swojej partii. Jeżeli ponadto uda mu się powstrzymać odpływ posłów Platformy do partii Hołowni, to będzie mógł mówić o doraźnym sukcesie. Przewodniczący Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim (jego kadencja kończy się jesienią) nie wrócił jednak po to, aby uczestniczyć w wewnętrznych bijatykach w Platformie. Wrócił, aby doprowadzić do zmiany rządu i przywrócić właściwą rolę Polski w polityce europejskiej, a konkretnie, aby Polska zaakceptowała niemiecką dominację w Europie, pogodziła się z rewolucją kulturową narzucaną z Brukseli, a przede wszystkim zrezygnowała z ambicji szybkiego rozwoju gospodarczego i konkurowania z bogatszym Zachodem. Polska ma powrócić do roli dostarczyciela tanich pracowników oraz nabywcy zagranicznych produktów, przeważnie gorszej jakości od sprzedawanych za jej zachodnią granicą.
Aby to było możliwe, opozycja musi wygrać wybory. Tusk sugeruje, że będzie to możliwe już w przyszłym roku, ale realny termin to jesień 2023 roku. Perspektywa zwycięstwa opozycji, wciąż bardzo wątpliwa, pojawić się może po jej zjednoczeniu, a Tusk przyjechał z zadaniem, aby do tego doprowadzić. Być może Hołownia okaże się produktem zastępczym i pozwoli się wchłonąć Platformie. Zapewne skapituluje PSL, które na samodzielne wejście do Sejmu tym razem szans już nie ma. Czy jednak Nowa Lewica tak chętnie pozwoli się zmarginalizować? Zepchnięcie na margines Budki i Trzaskowskiego to jeszcze o wiele za mało, żeby marzyć o dobrym wyniku w wyborach. Jest bardzo prawdopodobne, że misja Tuska zakończy się klapą. Po co mu to było?