Na postawione w tytule pytanie odpowiedzieć można prosto: nikt nie chce. Prawo i Sprawiedliwość ma jeszcze szereg projektów reform, które uważa za kluczowe dla przyszłości Polski i chce je wcielić w życie. Zapowiadany program Nowego Ładu ma wyprowadzić z pandemicznego spowolnienia gospodarczego oraz nadać nowy impet społecznym i prorodzinnym działaniom. Przyszłe wybory PiS chce wygrać na tyle wysoko, aby nie dopuścić do powtórki z destrukcyjną rolą senatu, w którym dziś opozycja dysponuje minimalną przewagą.
Koalicjanci PiS-u nie chcą przyspieszenia, bo ceną za ich obecne kaprysy może być samodzielny start w wyborach i uzyskane w nich śladowe wyniki.
Opozycja też nie chce wyborów, co zaprzecza samej istocie opozycji. Platforma, pozbawiona programu i liderów, panicznie boi się Hołowni. Strategia totalnej opozycji nie sprawdziła się już tyle razy, że zniechęceni posłowie i działacze przeciekają do konkurencji, a kierownictwo partii nie umie tej ucieczki powstrzymać. Szykują się kolejne transfery i wkrótce PO znajdzie się na poziomie 10 procent.
Ale wyborów nie chce też Hołownia, chociaż wygłasza buńczuczne zapowiedzi. Kogo wystawi na wyborczych listach? Ludzi całkowicie nieznanych, którzy zbiorą minimalną ilość głosów albo dysydentów z innych partii, których transfery uczyniły mało wiarygodnymi. Co innego w sondażach stawiać krzyżyk na szyld Hołowni, a co innego zagłosować na nikomu nie znane lub skażone zdradą figury.
Wyborów nie chce też oczywiście Lewica (Nowa Lewica?), która właśnie likwiduje starą partię (SLD) i zanurza się w politycznym chaosie, zafundowanym przez lewackich radykałów. Tym samym kończą się nadzieje wyborców tzw. społecznej lewicy na powstanie nowoczesnej socjaldemokracji, a partia podąża za garstką nawiedzonych, którzy może znajdują zwolenników na zachodzie Europy, ale w Polsce skazani są na wegetację na krzykliwym marginesie.
O elektorat lewicy usiłuje teraz zabiegać Platforma, wykonując ostry skręt w lewo, ale kto uwierzy wyleniałym liberałom, że interesuje ich cokolwiek innego jak materialne korzyści z odzyskanej władzy?
PSL wyborów nie chce, bo bez Kukiza progu wyborczego nie przekroczy. Konfederacja jest tak podzielona i skłócona, że o odbiciu się ponad parę procent nie ma co marzyć. Co z tego, że nawet wejdzie do Sejmu, jak nie jest w stanie odgrywać w nim żadnej poważnej roli. Dopóki nie minie zaraza, wybory i poprzedzającą ją kampanię trudno sobie wyobrazić.
A gdy minie, wszystkich nas zajmie przywracanie normalności, a wtedy obóz dzisiejszej władzy stanie się gwarantem stabilizacji i powrotu na drogę przyspieszonego rozwoju. Wtedy tym bardziej nikomu nie będzie zależało na przyspieszonych wyborach.