W ostatnich tygodniach kampanii wiele jeździłem po miejscowościach naszego województwa. Rozdawaliśmy materiały wyborcze, rozmawialiśmy na placach targowych, na ulicach, na rynkach. Byłem w Brzesku, Proszowicach, Wolbromiu, Olkuszu, Miechowie, Słomnikach, Świątnikach Górnych.
Wszędzie w pierwszej turze znacząco wygrał nasz kandydat, chociaż przed drugą turą jeszcze większa mobilizacja naszych zwolenników wydaje się konieczna.
Wśród licznych wyrazów sympatii, poparcia, często entuzjastycznych powitań, zdarzały się oczywiście osoby deklarujące gotowość głosowania na konkurenta, a zdarzały się i takie, które zapowiadały odmowę udziału w wyborach. To, co rzucało się w oczy, to przekonanie naszych zwolenników, którzy doskonale wiedzieli, dlaczego są za reelekcją obecnego prezydenta, a równocześnie całkowita bezradność przeciwników, którzy nie potrafili znaleźć żadnego rozsądnego argumentu na rzecz swojego kandydata. Nie, bo nie, ale dlaczego?
Na placach i ulicach małych miast, miasteczek i wsi spotyka się zwykłych wyborców, w różnym wieku, o różnym wykształceniu, różnych zawodów. Nawet mnie zaskakuje skala poparcia dla obozu, który reprezentuje nasz kandydat. - Nie dajcie im zmarnować Polski, nie pozwólcie, żeby znowu rozprzedawali państwo, przymykali oczy na złodziejstwo, zaprzepaścili dorobek pokoleń - prosili nasi rozmówcy. Nie zgadzamy się na niszczenie naszej tradycji - mówili - na wypaczanie naszej historii, na walkę z naszą wiarą, na propagandę obyczajowych patologii. Wiedzieli i jasno wyrażali, o co chodzi.
Inaczej w mieście, tu głosów niechęci jest znacznie więcej. Nie dotyczy to Podgórza czy Nowej Huty, ale w dużej części miasta pojawia się zacietrzewienie i agresywna wrogość. Nie mam na myśli tych, którzy z oczywistych powodów będą zwalczać obecną władzę: szemrany biznes, kasta, która broni swojej bezkarności, ubeccy emeryci, pozbawieni przywilejów.
Myślę raczej o tych wszystkich, którzy nie wiedzą, czemu myślą tak, jak myślą, którym TVN namieszał w głowach, którzy wiedzę o życiu czerpią ze stronniczych gazet i portali. Nie korzystają z wsparcia dla rodzin? Nie powodzi im się lepiej? Jest im wszystko jedno, czy stolica będzie w Warszawie, czy w Brukseli? Nie pragną pomyślnej przyszłości dla swoich dzieci i wnuków? Jeżeli tak nie jest, to dlaczego bezmyślnie powtarzają fałszywe argumenty, dlaczego pielęgnują swoje kompleksy pariasów Europy? O autorytetach, których słuchają, lepiej już nic nie mówić.
W rozmowach z tymi, którzy dla nas wyrażają swoje poparcie na ulicach, często pada słowo Polska. Tam, gdzie rozmowę zastępują epitety przeciwników, Polska nie pojawia się nigdy. Myślę, że to jest najlepsza rekomendacja, żeby pójść w niedzielę na wybory.