Wszystko jest polityką. Europa znów bezradna
Czy wojna na Ukrainie pozwoli państwom Zachodu zrozumieć swoje dotychczasowe błędy? A może poświęcenie Ukrainy było wkalkulowane w interesy, przez lata utrzymywane z Rosją?
Pomimo trwającej już ponad miesiąc wojny Niemcy nie chcą uniezależniać się od rosyjskiego gazu i ropy, prezydent Francji co tydzień wydzwania do Putina, żeby przypadkiem nie zaprzepaścić francusko-rosyjskich biznesów. Sankcje są ostrożne, prawie nie dotykają sektora najważniejszego, czyli źródeł energii.
Po początkowych wstrząsach rubel znów staje na nogi, Putin kpi sobie z narzucanych ograniczeń, przekonany, że gdy wojna spowszednieje, dyktowane chwilowymi emocjami sankcje szybko zostaną odwołane. Nie wiadomo, czy tak się stanie, ale doświadczenie z 2014 roku, czyli przyzwolenie Zachodu na zagarnięcie przez Rosję Krymu i części Donbasu, wydaje się potwierdzać taki scenariusz.
Unia Europejska po raz kolejny staje bezradna wobec kryzysu. Dla większości posłów Parlamentu Europejskiego nadal ważniejsze jest wcielanie w życie obyczajowej rewolucji i klimatycznych dogmatów niż tragedia bombardowanej i mordowanej ludności cywilnej Ukrainy. W niemieckich planach zdominowania Europy cichy sojusz z Rosją jest koniecznym warunkiem osiągnięcia ostatecznego sukcesu.
Dla europejskich komisji i trybunałów ważniejsze jest narzucenie Polsce rządów liberalnej lewicy (co oznacza dyktat poprawności politycznej i redukcję dozwolonych poglądów do jednego, ideologicznego szablonu) niż powstrzymanie Putina. Sankcje wobec Polski, za rzekome naruszanie praworządności (w ramach histerycznej obrony przywilejów „nadzwyczajnej kasty”), zajmują więcej uwagi brukselskiej biurokracji niż zalęknione próby zahamowania rosyjskich zbrodni.
Wściekłość unijnego establishmentu, ale też całej europejskiej lewicy wywołało miażdżące zwycięstwo Fidesu na Węgrzech. Faktem jest, że Victor Orban zawdzięcza je w części przekonywaniu Węgrów, że zapewni im bezpieczeństwo ze strony Rosji. Węgry jednak przyjmują uchodźców z Ukrainy, a Orban zadeklarował, że przyłączy się do unijnych sankcji. Nie zgodził się na transport broni przez terytorium Węgier, ale przecież podobnie postępowali Niemcy.
To Niemcy, a także Francja są głównymi „hamulcowymi” wobec zablokowania importu rosyjskiego gazu, a nie Węgry. Klęska węgierskiej zjednoczonej opozycji boleśnie rozczarowała wszystkich, którzy usiłowali wspierać wrogów Fidesu. Należał do nich Tusk wraz z Platformą, a jego wyprawa na wiec opozycji najwyraźniej przyniosła jej pecha. Teraz swoją frustrację wyładowują na Budapeszcie, dyskretnie milcząc na temat Berlina. A sukces Węgier, które po wyborach z pewnością przeformatują kierunek swojej polityki, doda energii konserwatywnym partiom w całej Europie.