Gwałtowny wzrost napięcia na Bliskim i Środkowym Wschodzie, a także agresywne i oszczercze wypowiedzi Putina na temat naszej historii, skupiają uwagę komentatorów i opinii publicznej w Polsce. Tymczasem za naszą wschodnią granicą trwa dramat narodu najbliższego nam kulturowo i historycznie, w dodatku kraju zamieszkanego przez znaczną i do końca nieustaloną liczbę Polaków (na 9,5 miliona mieszkańców Białorusi, według oficjalnych statystyk sprzed paru lat, mniejszość polska liczy 300 tysięcy, ale według danych nieoficjalnych może przekraczać milion).
Od kilku miesięcy Rosja nasila nacisk na władze w Mińsku, aby podpisały umowę o integracji obu państw w zakresie tzw. 31 map drogowych, dotyczących poszczególnych sektorów gospodarki. Szczegóły umowy, której domaga się Putin, nie są znane, ale wiadomo, że jednym z jej elementów jest zgoda na powołanie wspólnego rządu oraz urzędu prezydenta Państwa Związkowego, którym zapewne chciałby zostać prezydent Rosji. Od kilkunastu tygodni trwają na ten temat rozmowy, także na najwyższym szczeblu, ale Łukaszenka konsekwentnie odmawia swojego podpisu.
Rosja grozi wstrzymaniem dostaw ropy, a dotychczasowa umowa wygasła 31 grudnia 2019 roku. Bronią Putina jest cena ropy dostarczanej na Białoruś, ponieważ przyjęcie ceny rynkowej oznaczałoby załamanie się białoruskiej gospodarki. W wywiadzie dla rosyjskiej rozgłośni Łukaszenka zapowiedział uruchomienie alternatywnych dostaw amerykańskiej lub saudyjskiej ropy z naftoportu w Gdańsku, polecił też organizację dostaw ropy drogą kolejową z portów państw bałtyckich. Są to jednak tylko pogróżki, bo cena ropy sprowadzanej Bałtykiem byłaby nawet wyższa od rynkowej ceny ropy z Rosji.
Od 1 stycznia Białoruś wstrzymała eksport produktów naftowych, co jest poważnym problemem dla jej gospodarki
Mińsk usiłuje oprzeć się rosyjskiej presji, chociaż szanse powodzenia są ograniczone. Na początku roku Rosja przerwała dostawy ropy, jednak po paru dniach je wznowiła. Od 1 stycznia Białoruś wstrzymała eksport produktów naftowych, co jest poważnym problemem dla jej gospodarki.
Wykonanie rosyjskiego planu dalszej integracji (w grudniu nie odbyły się zapowiadane obchody dwudziestolecia Państwa Związkowego) dałoby Putinowi w roku wyborczym mocny argument za przedłużeniem jego władzy. Upadek tej koncepcji oznacza porażkę Kremla, bardzo kosztowną wizerunkowo, przede wszystkim w polityce wewnętrznej.
Być może Putin rozważa inne, mocniejsze, a nawet siłowe formy nacisku, być może jego ataki pod adresem Polski mają przekonać Zachód, że jej możliwe protesty wobec wchłonięcia Białorusi, są dyktowane fobią, opartą na przeinaczaniu historii bohaterskiego i zwycięskiego Związku Sowieckiego. Bo komu w Europie, oprócz Polski, a może także Litwy i Ukrainy, zależy na utrzymaniu przynajmniej względnej niezależności Białorusi?