Wszyscy mówimy o dobru dziecka. Ale czasem gdzieś nam ono umyka. Rozmowa z Robertem Lubrantem

Czytaj dalej
Fot. Arkadiusz Wojtasiewicz
Dorota Witt

Wszyscy mówimy o dobru dziecka. Ale czasem gdzieś nam ono umyka. Rozmowa z Robertem Lubrantem

Dorota Witt

Kiedy ojciec nie odwozi dziecka do matki po wspólnym weekendzie, mówi się: porwanie rodzicielskie, kiedy matka bez wiedzy ojca wyprowadza się z dziećmi z domu, wielu mówi: wyjechała. Gdzie tak naprawdę leży dobro dziecka? Mówi Robert Lubrant ze Stowarzyszenia Bezpieczeństwo Dziecka.

W lipcu śledziliśmy los dzieci, które miały zostać „porwane” przez ojca na bydgoskich Wyżynach. Rodzice nie mogą porozumieć się w kwestii opieki nad nimi. 6 sierpnia odbyła się rozprawa w tej sprawie. Sędzia bydgoskiego Sądu Rejonowego ją utajniła. Co pan na to?

Miałem nadzieję, że sędzia pozwoli mi uczestniczyć w tej rozprawie, – jako przedstawicielowi organizacji społecznej. Wcześniej, przy okazji innej, ale podobnej sprawy (też chodziło o kontakty rodzicielskie) inna sędzia, powołując się na te same przepisy KPC, umożliwiła mi uczestniczenie w sprawie i poprosiła na koniec o komentarz. Jestem przedstawicielem stowarzyszenia, które od kilku lat, na prośbę sądu, w czasie trwania procesów daje rodzicom przestrzeń, w której mogą na neutralnym gruncie spotkać się z własnymi dziećmi, których często (także w wyniku działań drugiego rodzica) nie widzieli przez miesiące czy lata. Mam spore doświadczenie i dużo mogę powiedzieć o relacji ojca i matki z dziećmi, o podejściu obojga do drugiego rodzica, a przede wszystkim o tym, czego potrzebuje dziecko. Obserwujemy te rodziny, zapewniamy im pomoc pedagogów, psychologów, mediatorów. Nasze wnioski mogą być cenne dla sądów. W wyżej wymienionym przypadku (byliśmy w kontakcie z ojcem, na próby kontaktu z naszej strony nie odpowiedziała mama), pani sędzia nie wyraziła zgody na nasz udział w rozprawie. Podkreślę: szanuję wyroki sądów (mam to we krwi, jako były policjant), nigdy z nimi nie dyskutuję, wiem jednak, że podejmowanie decyzji w sprawach rodzinnych jest nawet dla sądu niezmiernie trudne. Łatwiej ma według mnie sędzia w procesie karnym: na podstawie dowodów określa, czy ktoś jest winny, czy nie. Tu chodzi przecież o dobro dziecka. Wszyscy o nim mówimy: policjanci, psycholodzy, sędziowie, kuratorzy, pedagodzy... A gdy trzeba podjąć decyzję w jego sprawie, wiele z tych osób zatrzymuje się na pytaniu: czego chciałaby matka, czego chciałby ojciec, zapomina o tym, gdzie będzie dobrze dziecku.

Podkreślę: szanuję wyroki sądów (mam to we krwi, jako były policjant), nigdy z nimi nie dyskutuję, wiem jednak, że podejmowanie decyzji w sprawach rodzinnych jest nawet dla sądu niezmiernie trudne.

Ale gdy mówimy o porwaniu rodzicielskim, o tym, że ojciec zabrał dzieci bez zgody i wiedzy matki…

Zaraz, czytaliśmy chyba te same doniesienia prasowe. Tam była mowa o tym, że najpierw matka (także bez zgody i wiedzy ojca przy udziale osób trzecich) zabrała dzieci z rodzinnego domu pod Warszawą - z miejsca, gdzie miały przyrodnie rodzeństwo, przedszkole, gdzie się wychowywały, gdzie miały bardzo dobre warunki bytowe - do swojej rodziny, do Bydgoszczy. Ojciec zabrał dzieci, gdy były na spacerze z dziadkiem, wsadził je do samochodu i odjechał. Czym te sytuacje się różnią? Oboje zachowali się podobnie. Żadne z nich nie ma ograniczonych praw rodzicielskich, więc nie ma ich, za co ukarać. Mimo to wielu mówi: matka wyjechała z dziećmi, ojciec dzieci porwał…

Ojcowie nie mają dobrej passy, zwłaszcza po kolejnych tragediach z ich udziałem.

Pozostało jeszcze 64% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.