Wspomnienia z lat 80: Festiwal w Opolu. Od artystycznej walki z cenzurą do popowiska
Rok 1980. Na opolskiej scenie - a jeszcze bardziej za jej kulisami - wrzało. - Tyle samo prawd ile kłamstw rządzi całym światem mym, tyle samo prawd ile kłamstw kieruje nim, tyle samo prawd ile kłamstw pośród mijających dni, że sam diabeł nie odróżni ich - śpiewała Izabela Trojanowska. Ubrana w czarny, błyszczący lateksowy płaszcz zdobyła widownię natychmiast. W utworze Andrzeja Mogielnickiego i Romualda Lipko dało się wyczytać to, czego nie znalazła w nim cenzura. To było mocne wejście. Powiało nową falą.
- Inny strój, inny sposób śpiewania, trochę taki punkowy, a przecież wtedy inaczej się w Opolu śpiewało - twierdzi Maria Szabłowska, dziennikarka muzyczna. Z kolei „Boskie Buenos” charyzmatycznej Kory i Maanamu wstrząsnęło sceną podczas koncertu „Rock w Opolu”.
To był początek rewolucji.
Od tego momentu z list znikały melodyjne „gierkowskie przeboje” śpiewane w zwiewnych sukienkach.
Cenzura wycięła z telewizyjnej transmisji piosenkę „Obława” Jacka Kaczmarskiego. W koncercie laureatów śpiewał tylko do publiczności w amfiteatrze, jakże znamienne wtedy słowa: „ Lecz nie skończyła się obława i nie śpią gończe psy, i giną ciągle wilki młode na całym wielkim świecie nie dajcie z siebie zedrzeć skór. Brońcie się i wy, o bracia wilcy, brońcie się, nim wszyscy wyginiecie...
Nie dziwiło to nikogo, kto znalazł się „S tyłu sklepu” (S - jest tu nieprzypadkowo) na benefisie Zenona Laskowika i Teya.
- Zapytajcie się głośno, co mamy. Trzy, cztery - zachęcał Zenon Laskowik. - Co mamy - wrzasnęło Opole. - Rok 1980!
Rok później wrzało już w całej Polsce. Mówiono tylko o Solidarności i Lechu Wałęsie. Na sklepowych półkach królował ocet, a telewizja wycofała się z organizacji festiwalu. Pokazano tylko wybrane koncerty, bez kabaretonu. Nikt nie widział, jak Piotr Skrzynecki z „Piwnicy pod Baranami” rozdawał w amfiteatrze szturmówki, ale wszyscy o tym wiedzieli!
- Bądź jak kamień, stój wytrzymaj, kiedyś te kamienie drgną, i polecą jak lawina, przez noc - tłumaczyła stojącym w kolejkach Krystyna Prońko.
Niepokorni: Kora i Maanam, Izabela Trojanowska, Jacek Kaczmarski, Perfect, Lombard i kabareciarze - to oni walczyli z cenzurą
- Po koncercie „Mikrofon i ekran” odbył się bankiet z okazji sukcesu nowego hymnu Polski „Żeby Polska była Polską” Jana Pietrzaka. Gdy pan Janek przyszedł w glorii i chwale, wszyscy mu gratulowali. I zaczęły - spontanicznie - powstawać kolejne zakończenia. Jonasz Kofta zaproponował: „I ruszała wiara w pole z niekłamaną elegancją, żeby Francja, żeby Francja, aby Francja była Francją”. Myśmy zaproponowali „I ruszała wiara w pole, chociaż było wcześnie rano, żeby Ghana, żeby Ghana, żeby Ghana była Ghaną” - wspomina Krzysztof Jaślar z poznańskiego kabaretu Tey. - Wreszcie rozległo się: „I ruszała wiara w pole, baby podnosiły kiecki, żeby Związek żeby Związek, żeby Związek był Radziecki”. Tego Jan Pietrzak już nie wytrzymał i wyszedł.
Triumfującą rok wcześniej Izę Trojanowską oprotestował Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. Działacze poczuli się dotknięci interpretacją piosenki „Podaj cegłę”, którą artystka, wystylizowana na wyluzowaną działaczkę ZSMP, zaśpiewała w czerwonym krawacie na szyi.
W 1982 roku - ze względu na stan wojenny - festiwal się nie odbył. Rok później widownia najbardziej zapamiętała „Szklaną pogodę” Małgorzaty Ostrowskiej i Lombardu oraz „Autobiografię” Perfectu.
XX - jubileuszowy - festiwal scenograf Marek Grabowski uczcił za pomocą zamków błyskawicznych. Zrobił z nich na scenie metaforę stanu wojennego. W finale zamki rozpięły się.
„Imieniny pana Janka”, czyli kabaret Jana Pietrzaka z 1984 roku, pamiętają wszyscy.
Wśród zaproszonych gości byli między innymi Janusz Gajos i Piotr Fronczewski. Telewidzowie transmisję oglądali z jednodniowym opóźnieniem. Cenzura: bo wszystko musi być „po linii i na bazie”.
Halina Frąckowiak zażądała, by uhonorować tragicznie zmarłą Annę Jantar. I w konkursie Debiuty zaczęto przyznawać nagrodę im. Anny Jantar.
- W 1985 roku Opole wygrała i zdobyła „Złotą Karolinkę” piosenka „Diamentowy kolczyk” śpiewana przez Annę Jurksztowicz. Ania była na początku istnienia grupy Bolter także naszą wokalistką i wymyśliła nazwę grupy. Postawiła jednak na solową karierę - mówi Jan Zieliński z Bolter . - My piosenką „Daj mi tę noc” wyśpiewaliśmy sobie drugie miejsce. Nazajutrz Cyganie na opolskim deptaku, aby zrobić nam przyjemność, grali naszą piosenkę, więc odpowiednio ich pozdrowiliśmy. Czuło się, że tym hitem żyje cała Polska.
Co ciekawe cenzurze nie spodobała się wówczas piosenka „Niech żyje bal”. Maryla Rodowicz postawiła wszystko na jedną kartę - albo ona występuje z „balem”, albo nic nie śpiewa... I był bal. Bo „królowa Opola”, czy jak mówili złośliwi „Madonna RWPG”, była wtedy jedna...
Serca publiczności i tak skradł Shakin Dudi, czyli Ireneusz Dudek, przyznając się, że ma dwie lewe ręce i nie ma ochoty brać się do roboty.
- Zamiast pracować, ja wolę leniuchować, Au sza la la la - śpiewał.
Maryla Rodowicz: Albo będzie bal, albo nie śpiewam!
Dzień przed rozpoczęciem festiwalu - w 1986 roku - żartowniś 17 razy zadzwonił do organizatorów, żeby przestrzec ich przed bombą. Ta rzeczywiście wybuchła i stała się przebojem z nagrodą główną. Mistrzowska Edyta Geppert, śpiewająca „Och życie kocham cię nad życie”, nadal jest nie do pobicia.
Całe szczęście, że przed festiwalem Alicja Majewska zamieniła się piosenką z Danutą Błażejczyk. Zyskały na tym nie tylko one, ale także duet twórców - Wojciech Młynarski i Włodzimierz Korcz. Nagrodzono „Łagodne światło świtu” w wykonaniu Błażejczyk, a „Odkryjemy miłość nieznaną” Majewskiej stała się hitem! Podobnie jak zaśpiewany rok później „Marsz samotnych kobiet”. Widownię - w 1987 roku - oczarowała Halina Benedyk, która wmówiła wszystkim, że „Mamy po dwadzieścia lat”, nuciliśmy też „Maxi singiel” zespołu „Papa Dance”.
Dziennikarze przyznali nagrodę „Polskiej Madonnie” Maryli Rodowicz, Agnieszki Osieckiej, Andrzeja Sikorowskiego i Marka Stefankiewicza.
- Damy ci kwiatek na Święto Kobiet, czapkę na bakier i Polski obie, damy ci wódki i bilet do kina, kace i smutki i dwóje na szynach. Damy przyrzeczeń starych tysiące, i niedorzecznie małe pieniądze, damy ci bełkot i stracha w polu, a dla małego miejsce w przedszkolu
- śpiewała Maryla.
XXV - jubileuszowy - festiwal w 1988 roku był szczęśliwy dla debiutującego wówczas piętnastoletniego Krzysztofa Antkowiaka. Jego „Zakazany owoc” śpiewały nie tylko nastolatki. Wojciech Gąsowski w konkursie „Od Opola do Opola” otrzymał nagrodę za swój największy przebój „Gdzie się podziały tamte prywatki”, a o utraconej miłości pięknie śpiewał Andrzej Zaucha. „Byłaś serca biciem” podbiła serca nie tylko kobiet.
Rok później przebojem okazał się utwór pod wymownym tytułem „Wypijmy za błędy” Jacka Cygana i Ryszarda Rynkowskiego. W zmoczonym deszczem prochowcu i kapeluszu Ryszard Rynkowski wyśpiewał to, czego wszyscy w 1989 roku oczekiwali: -
Wypijmy za błędy, za błędy na górze, niech wyjdą na dobre zmęczonej naturze ...
Festiwal w 1990 roku - po raz kolejny - pokazał, że to, co podoba się jurorom, nie zawsze trafia do widowni. Jury pod przewodnictwem Ireny Santor nagrodziło Skaldów za „Harmonię świata” i Joannę Zagdańską za „Spokój”. Widownia wolała „Kocham Cię jak Irlandię” Kobranocki i „Mister of America” Małgorzaty Ostrowskiej i Lombardu.
Edyta Geppert, Krystyna Prońko, Halina Frąckowiak, Alicja Majewska, Hanna Banaszak - kradły każde show. Pięknymi piosenkami i osobowością sceniczną. Widownia za nimi szalała!
- Festiwale opolskie były kiedyś świętem - nie tylko piosenki, ale także ze względu na spotkania towarzyskie branży artystycznej. Były też nobilitacją - przyznaje Krzysztof Jaślar. - Ten, kto był w Opolu, ten był w branży...
Zgadza się z nim poznanianka Hanna Banaszak, która debiutowała w Opolu w 1977 roku: - Poznałam wówczas Jonasza Koftę. Było to dla mnie bardzo miłe spotkanie i jak się po latach okazało - zaowocowało wspólną twórczością - mówi piosenkarka i dodaje: - Festiwale opolskie przede wszystkim wspominam ze względu na obcowania towarzyskie. Odnoszę nawet wrażenie, że były pretekstem do naszych spotkań branżowych. Zjeżdżali się tam naprawdę najwybitniejsi artyści polskiej estrady i dla mnie - wówczas młodej dziewczyny - było to bardzo inspirujące. Myśmy się tam z radością spotykali, grali, śpiewali i wymieniali poglądy. Potem przez wiele lat do Opola w ogóle nie jeździłam. Gdy po długim czasie pojawiłam się na 50-leciu festiwalu, najbardziej zdumiało mnie to, że po koncertach nic się nie dzieje. Nie ma żadnego klubu festiwalowego, a ludzie się nie spotykają. Wszystko się skończyło. To było dla mnie zaskakujące, bo właściwie te nasze spotkania to było w Opolu najpiękniejsze. Teraz to już zupełnie inne Opola. Inna muzyka, inny rodzaj występów. Wtedy, w tamtych czasach, wielokrotnie dotykało się tak zwanej sztuki wysokiej, a
dziś jest to po prostu takie raz lepsze, raz gorsze, ale jednak dość banalne „popowisko”.