Wronki: Próbował zabić strażnika więziennego drutem, bo dostał za mało jedzenia? Prokuratura oskarżyła go o usiłowanie morderstwa
Wojciech S. próbował zabić strażnika więziennego atakując go 10-centymetrowym prętem? Tak uważa prokuratura, która oskarżyła go o usiłowanie zabójstwa. On sam nie przyznaje się do winy. W piątek w poznańskim sądzie ruszył jego proces. Mężczyzna w przeszłości został już skazany za morderstwo na 25 lat więzienia.
Do próby zabójstwa miało dojść w listopadzie 2016 roku w zakładzie karnym we Wronkach. W ocenie śledczych Wojciech S. chciał zabić strażnika atakując go w szyję 10-centymetrowym drutem. Zaatakowany funkcjonariusz przeżył i nie odniósł poważnych obrażeń.
Z kolei w piątek, zeznawał jak doszło do całego zdarzenia. Okazuje się, że przyczyną ataku mogła być... zbyt mała porcja obiadowa, którą otrzymał więzień.
- Wydawaliśmy obiad więźniom. Wojciech S. zgłosił, że otrzymał za małą porcję. Kiedy poszliśmy ją zważyć, okazało się, że rzeczywiście była za mała. Cała droga przebiegała spokojnie do momentu powrotu do celi. Wtedy oskarżony zaczął mi ubliżać. Pytał "co się ku*wa gapisz?". Poleciłem mu, żeby się uspokoił - opowiadał w sądzie Dawid H., pokrzywdzony strażnik dodając, że Wojciech S. miał też użyć słów "jeszcze cię załatwię".
Strażnik opowiadał też, że po południu więźniowie z celi mieli udać się na świetlicę.
- Poprosiłem kolegę, by przyszedł mi pomóc, bo jeden z więźniów był pobudzony - zeznawał Dawid H.
Jak mówił, kiedy razem z innym strażnikiem, przyszli po więźniów, pięciu z nich bez problemu wyszło z celi. Został tylko Wojciech S., który w tym czasie korzystał z toalety.
- Sprawdziliśmy go w celi przy użyciu wykrywacza metali. Następnie kolega odszedł z pozostałymi więźniami, zaś Wojciech S. wyszedł z celi. Poszliśmy w kierunku świetlicy. Oskarżony szedł przede mną, po jakichś 2-3 metrach odwrócił się, powiedział "panie oddziałowy" oraz uderzył mnie pięścią w okolice brody i szyi
- tłumaczył Dawid H.
I dodawał: - Nie zauważyłem wtedy, by coś trzymał w dłoni. Złapałem go, by go obezwładnić. Kiedy przewróciliśmy się, w czasie szamotaniny, zauważyłem, że wyleciał jasny, metalowy, przedmiot. Po chwili podbiegł kolega i razem go obezwładniliśmy.
Dawid H. zeznawał też, że w pierwszej chwili nie poczuł, że ma ranę.
- Wiedziałem, że pojawiła się krew, ale nie wiedziałem skąd. Kiedy obezwładniliśmy skazanego, zbiegła się reszta funkcjonariuszy oraz dowódca zmiany i wspólnie zaprowadziliśmy go do celi zabezpieczającej. Wtedy jeden z kolegów powiedział, że mam ranę na szyi - mówił Dawid H.
Mężczyzna ostatecznie nie odniósł poważnych obrażeń, choć musiał mieć założone dwa szwy. Przez dwa miesiące przebywał też na zwolnieniu lekarskim, zaś obecnie nie pełni już służby dziennej bezpośrednio na oddziale.
Zupełnie inną wersję wydarzeń przedstawiał za to oskarżony Wojciech S. Według niego, strażnik więzienny chciał go pobić, dlatego wziął z celi drut, by się bronić. Mężczyzna nie przyznaje się do usiłowania zabójstwa.
- Prawdą jest, że miałem drut w ręku. On służył w celi jako śrubokręt. Przy wyjściu nie byłem jednak sprawdzany wykrywaczem metali. Ten drut miałem po to, by się bronić. Wiedziałem, że oddziałowy mnie zaatakuje. Groził, że mnie pobije, jak nieśliśmy porcję z sali do celi. Mówił, że jeśli powiem grypsującym, że brakuje porcji, to dostanę wpi*dol. Już w celi mówił, że będzie się ze mną bił - wyjaśniał Wojciech S.
I dodawał: - Normalne, że we Wronkach w celach są druty, może a nawet narkotyki. Oddziałowi przyniosą wszystko za pieniądze.
Wojciech S. podtrzymał także swoje wcześniejsze zeznania, w których przekonywał, że nie chciał ugodzić strażnika w szyję, a ponadto został pobity przez strażników, kiedy zabrano go z celi.
- Poczułem uderzenie w potylicę, potem w twarz. Bili mnie i trzymali, zabrali do celi zabezpieczającej i przyduszali, bym nie krzyczał
- mówił jeszcze na etapie śledztwa w prokuraturze.
Wojciechowi S. grozi dożywocie. Mężczyzna aktualnie odsiaduje karę 25 lat więzienia za zabójstwo.