Wrocław jest przeciw kierowcom i się z tym nie kryje
Magistrat reaguje na kierowców jak na zło konieczne, a nie jak na pełnoprawnych uczestników ruchu. Aut ma być mniej. I koniec.
Scenka pierwsza. Piotr ma nowe mieszkanie przy ul. Tęczowej. Ma gdzie zaparkować, bo za 30 tys. zł kupił miejsce w garażu. Ale odwiedzająca go rodzina już nie zaparkuje w okolicy. Na osiedlu się nie da, a miejskie ulice są zastawione.
Scenka druga. Wujek Grzegorz autem przyjeżdża do rodziny na Maślicach. Wolnych miejsc na osiedlu nie ma. Ze stadionu do domu jest ponad kilometr.
Problem parkowania we Wrocławiu nie dotyczy jedynie centrum. Urzędnicy to widzą, ale nie ułatwiają nam życia. Wymagają ofiar. W magistracie grają w otwarte karty: mówią, żeby pozbyć się samochodów, bo mamy ich za dużo. Radzą, by parkować na postojach „parkuj i jedź” na obrzeżach miasta.
Tak? No to scenka trzecia. Jan zostawia samochód na parkingu przy pętli Oporów. Żeby tam dojechać, stoi kwadrans we wrocławskim korku. Dopiero potem może przesiąść się na rower.
Oficer pieszy magistratu Tomasz Stefanicki podał na konferencji opłaty abonamentowe za pierwsze i każde kolejne auto, gdy chcemy mieć możliwość postoju w nowej strefie płatnego parkowania. Jeśli mamy jeden samochód, zapłacimy 100 zł, za trzy - już 550 zł rocznie. I dodał wprost, że poszerzenie strefy ma się wiązać z ograniczeniem liczby aut, na co ma nadzieję.
Takie plany żywi też Rafał Dutkiewicz. Prezydent od dawna mówi, że wrocławianie mają za dużo samochodów. I zamiast odpowiadać na potrzeby kierowców i rozwiązać problem, chce im zohydzić jeżdżenie autem. Sęk w tym, że wrocławianie chcą mieć samochody.
Ostateczna decyzja, czy dany obszar zostanie włączony do nowej strefy parkowania, ma zależeć od mieszkańców, za pośrednictwem rad osiedli. A na Nadodrzu, Ołbinie, Hubach i Szczepinie, o które ma się powiększyć strefa, radni osiedlowi krytykują plany miasta. Nikt nie pytał ich o zdanie.
Katarzyna Piwko z osiedla Nadodrze mówi wprost, że sprzeciwia się płatnej strefie. Bo ludzie są tam mało zamożni i nie będzie ich stać na abonament. Henryk Koczan z Ołbina dodaje, że radni są zaskoczeni ogłoszeniem konsultacji, o których nikt ich nie poinformował. Małgorzata Jarocha ze Szczepina wskazuje na brak miejsc i to, że po wprowadzeniu płatności będzie o nie jeszcze trudniej.
Jak parkować, panie prezydencie?
Skupmy się na parkowaniu. Na nowych osiedlach garaże kosztują, i to słono - kilkadziesiąt tysięcy złotych za miejsce. Bez indywidualnego garażu, pilota od szlabanu lub miejsca w garażu podziemnym nie sposób zaparkować na nowych osiedlach na Jagodnie, Hubach, Sołtysowicach, Swojczycach, Maślicach, Nowych Żernikach, a także przy ul. Tęczowej.
Jeśli tam mieszkamy i chce nas odwiedzić rodzina, powstaje wielki problem. Bo trzeba zaparkować, a miejsc nie starcza nawet dla wrocławian. Urzędnik powie: można zostawić auto na parkingu na obrzeżach miasta i jechać dalej MPK. Dobrze, a jak ktoś nie zna miasta, a na dodatek ma cały bagażnik walizek?
W magistracie określono, że idealnie byłoby, gdyby kierowcy przesiedli się do tramwajów i autobusów oraz na rowery. Auta mają zostawiać na parkingach na obrzeżach. Tylko nie każdy ma taką możliwość. A dodatkowo, system ma duże minusy.
Aby dotrzeć do postoju „parkuj i jedź” przy Grabiszyńskiej, musimy odstać swoje w korku z autostrady na Oporów. To samo na Krzywoustego, gdy próbujemy dotrzeć do parkingu na Psim Polu, i na ul. Średzkiej, jeśli zmierzamy na parking w Leśnicy. Poszerzenie strefy płatnego parkowania zabierze kolejne darmowe miejsca.