Wrobili mnie w dług. Lepiej też uważajcie!

Czytaj dalej
Fot. Fot. Tomasz Rusek
Tomasz Rusek

Wrobili mnie w dług. Lepiej też uważajcie!

Tomasz Rusek

Za dekoder i antenę za 140 zł komornik w majestacie prawa ściągnął z pana Zenona aż 2,7 tys. zł. Prawnik: - Spróbuję pomóc.

Zenon Kucharski ma 60 lat. Mieszka w Kinicach (kawałek za Gorzowem), jednak całe lata był gorzowianinem. I właśnie w Gorzowie zaczęła się historia, która mu się teraz odbija kosztowną czkawką.

Wcale nie przyszedł do „GL”, by mu coś załatwić. Przyszedł do redakcji ostrzec innych. - A takich jak ja mogą być setki, może tysiące - tłumaczy.

W 2001 r. skończyła mu się umowa z operatorem, więc oddał dekoder i antenę satelitarną do autoryzowanego punktu operatora przy ul. Dworcowej w Gorzowie.

- Zaraz! W 2001 r.?! - dopytuję.

- Tak. Szmat czasu. Ten punkt już dziś nie istnieje, sam telewizyjny operator też ma inną nazwę. Byłem pewny, że wszystko jest w porządku, bo nikt nigdy do mnie nie pisał, nie dzwonił. I nagle bum! W 2014 r. na konto wchodzi mi komornik. Byłem w szoku, bo wszystko reguluję i uczciwie płacę, jak należy. Zacząłem drążyć, co to za dług i okazało się, że rzekomo nie zdałem w 2001 r. sprzętu wartego 140 zł. Wraz z innymi opłatami i wynagrodzeniem komornika dług urósł do 2,7 tys. zł. I tyle mi zabrano - mówi pan Zenon. Pokazuje masę kwitów. Wyroki, skany, kopie. Na papierze stoi jasno: dłużnik!

Przeglądamy papiery. Komornika nie nasłał operator telewizyjny, ale... firma z siedzibą w Luksemburgu, która kupiła od operatora pakiet długów abonentów. Ile osób „sprzedała” telewizja (czytaj: ile osób może być w podobnej sytuacji, co pan Zenon)? Nie wiadomo. Napisaliśmy w piątek mail do spółki, ale nie dostaliśmy odpowiedzi. Zdaniem Czytelnika - tysiące.

Próbowaliśmy skontaktować się z wrocławską kancelarią, która reprezentuje luksemburską spółkę. Najpierw kilku połączeń nikt nie odbierał, potem uprzejma pani z sekretariatu podpytała, o co nam chodzi, przełączyła nas i... dalej nikt nie odbierał.

O pomoc poprosiliśmy Krzysztofa Grzesiowskiego, gorzowskiego prawnika, który często pomaga nam rozwiązywać czytelnicze problemy. - Znam takie sprawy, miałem podobne - powiedział natychmiast.

- Na papierze jestem dłużnikiem, którego ścigał komornik. W rzeczywistości nie zrobiłem absolutnie nic złego. Po latach nie mam jednak jak tego udowodnić
Fot. Tomasz Rusek - Na papierze jestem dłużnikiem, którego ścigał komornik. W rzeczywistości nie zrobiłem absolutnie nic złego. Po latach nie mam jednak jak tego udowodnić - mówi nam rozżalony pan Zenon.

Wytłumaczył, że firmy na rynku sprzedają swoje długi za grosze. A co firma windykacyjna wyciągnie od ludzi, jest jej. Proceder polega na tym, że pisma dotyczące zaległości sprzed lat „nabywca długu” śle często na nieaktualne adresy. W ten sposób rzekomy dłużnik nawet nie wie, że jego zaległością zajmuje się już sąd. Dowiaduje się o problemach od komornika, który ma w ręku wyrok. A rzekomy dłużnik nie ma już żadnych dowodów czy dokumentów.

- W sprawie pana Zenona jest najwyraźniej podobnie. Jednak uważam, że możemy jeszcze powalczyć. Zdarzało się już, że firmy windykacyjne oddawały po naszej interwencji pieniądze. Zapraszam Czytelnika do mnie. Muszę zobaczyć dokumenty - powiedział nam dr Grzesiowski.

Pan Zenon: - Świetnie, na pewno się zgłoszę!

Tomasz Rusek

Najwięcej moich tekstów znajdziecie obecnie na stronie międzyrzecz.naszemiasto.pl. Żyję newsami, ciekawostkami, inwestycjami, problemami i dobrymi wieściami z Międzyrzecza, Skwierzyny, Trzciela, Przytocznej, Pszczewa i Bledzewa.
To niezywkły powiat, moim zdaniem jeden z najpiękniejszych (i najciekawszych!) w Lubuskiem. Są tam też wspaniali ludzie, z którymi mam szansę porozmawiać na facebookowym profilu Głos Międzyrzecza i Skwierzyny. Wpadnijcie tam koniecznie. Udało się nam stworzyć wraz z ponad 15 tysiącami ludzi fajne, przyjazne miejsce, gdzie znajdziecie newsy, piękne zdjęcia, relacje z ważnych wydarzeń i - codziennie! - najnowszą prognozę pogody. Bo od pogody zaczynamy dzień.


Staram się pilnować najważniejszych spraw i tematów. Sporo piszę o:


jeziorze Głębokim, o inwestycjach, czy atrakcjach turystycznych, ale poruszamy (MY - bo wiele tematów do załatwienia i opisania podpowiadacie Wy, Czytelnicy) dziesiątki innych spraw. 
Dlatego przy okazji wielkie dzięki za Wasze komentarze, opinie, zaangażowanie i wsparcie.



Zdarza się też, że piszę o Gorzowie. To moje rodzinne miasto, które - tak lubię myśleć - znam jak własną kieszeń. Cały czas się zmienia, rozbudowuje, wiecznie są tu jakieś remonty i inwestycje, więc pewnie jeszcze przez lata nie zabraknie mi tematów!



 


Do Gazety Lubuskiej (portal międzyrzecz.naszemiasto.pl jest jej częścią) trafiłem niemal 20 lat temu. Akurat zakończyłem swoją kilkuletnią przygodę z Radiem Gorzów i Radiem Plus, więc postanowiłem się sprawdzić w słowie pisanym (choć mówione było świetną przygodą). I tak się sprawdzam, i sprawdzam, i sprawdzam. Musicie bowiem wiedzieć, że Lubuska sprzed nastu lat i obecna to zupełnie inne gazety. Dziś, poza pisaniem, robimy zdjęcia, nagrywamy filmy, przygotowujemy relację. Żaden dzień nie jest takim sam. I chyba dlatego tak lubię tę pracę.

Lubię też:



  • jazdę na rowerze

  • pływanie

  • urlopy

  • gołąbki

  • seriale

  • lenistwo



nie przepadam za:



  • winem

  • górami

  • ogórkową

  • tłumem

  • hałasami

  • wczesnym wstawaniem (aczkolwiek nieźle mi wychodzi!)



OK, w ostateczności mogę zjeść ogórkową.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.