Wolne państwo?
Policjanci mają ciężką pracę, marnie zarabiają, a na dodatek zmusza się ich do nadgodzin, bo przy potężnych brakach kadrowych trzeba mimo wszystko utrzymywać jako taki porządek w państwie.
Potem władza może chwalić się, a usłużni dziennikarze przekazywać ciemnemu ludowi, że spada przestępczość, zaś przestępcy się boją. Ale czy naprawdę się boją? Nie trzeba przecież „strajku chorobowego” w policji, aby zauważyć, jak mało jest ostatnio patroli na ulicach.
I nie trzeba doktoratu z kryminalistyki, by wiedzieć, jak łatwo można fałszować statystyki, by zadowolić szefów, którzy potem opowiadają nam bajki o rosnącym bezpieczeństwie. Wystarczy np. w sprawie ujętego włamywacza do 30 piwnic, każdy z tych czynów potraktować osobno, jak wykryte przestępstwo.
Policjanci w końcu powiedzieli „dość”. Z jednej strony się im nie dziwię, z drugiej - mam bardzo mieszane uczucia. Jeśli stróżowie prawa (!) nagle masowo zaczynają chorować, to raczej nie ma chyba wątpliwości, że nabijają nas w butelkę i tak naprawdę większość z nich wyłudza zwolnienia. Swoją drogą to bardzo ciekawe, że lekarze nie boją się poświadczać tej nieprawdy. A może po prostu, słysząc opowieści o skrajnym psychicznym zmęczeniu funkcjonariuszy, swe wątpliwości rozstrzygają na ich korzyść? Nieważne.
Faktem pozostaje, że w przededniu 100. rocznicy odzyskania Niepodległości mamy eksperyment z „państwem teoretycznym”, tym razem w wersji PiS. Zamiast świętować, będziemy sprawdzać, czy Polska może funkcjonować bez służb dbających o porządek na ulicach. Oby nie okazało się, że w podręcznikach historii ten jubileusz stanie się symbolem ery bezprawia i kompromitacji władz wolnego państwa.