Dorota Abramowicz

Wokół obrony koniecznej. Polska to nie Ameryka

Wokół obrony koniecznej. Polska to nie Ameryka Fot. 123rf
Dorota Abramowicz

Polskie prawo stworzyło paranoiczne i budzące wątpliwości furtki w przepisach o obronie koniecznej - mówi prof. Wojciech Cieślak, specjalista w zakresie prawa karnego.

Postrzelenie przez wojskowego prokuratora mężczyzn, którzy nocą weszli na jego posesję we Wrzeszczu, sprawiło, że wrócił temat granic obrony koniecznej. Prawo pozwala w takiej sytuacji strzelać?

Obrona konieczna jest jednym z kontratypów, czyli okoliczności wyłączających karną bezprawność czynu. Jej uzasadnienie widzi się w uprawnieniu przysługującym każdemu człowiekowi do tego, by w jakiejś mierze bronić swego życia, zdrowia, mienia, a także by pomóc w odparciu zamachu na inne dobro, np. by zapobiec znęcaniu się nad jakąś osobą. Przyjmuje się, że musi to być zamach bezprawny, bezpośredni i rzeczywisty oraz - tu jest najbardziej istotna rzecz, do jakiej dochodzimy, zawarta w samej nazwie - musi to być obrona konieczna. I przy tej konieczności pojawiają się wątpliwości.

Dlaczego?

Nasz kodeks karny nie nakłada na broniącego się obowiązku miarkowania siły odpierania zamachu. Rysuje się pytanie, kiedy dysproporcja staje się oczywista i powodująca zmianę naszej oceny. Przed laty młody człowiek rozbił szybę w aucie należącym do pewnego oficera, wyciągnął radio i zaczął z nim uciekać. Oficer wyszedł z bronią, wezwał uciekającego do zatrzymania się i zwrotu radia. Potem oddał strzał ostrzegawczy i następny, powodujący przestrzelenie wątroby młodego człowieka i w konsekwencji jego śmierć.

Jak to się skończyło w sądzie?

Uniewinnieniem. Studentom prawa na całym świecie przedstawia się inny kazus. Inwalida jeżdżący na wózku jest stale okradany przez dzieci z jabłek. Nie ma telefonu, żyje sam, nie może ich powstrzymać. W końcu strzela, doprowadzając jedno z dzieci do trwałego kalectwa. Z formalnego punktu widzenia jest to obrona konieczna. Z moralnego punktu widzenia można mieć duże wątpliwości.

Mimo tych wątpliwości w ub. roku rozszerzono w Polsce granice obrony koniecznej.

Z bliżej nieznanych powodów uznano, że można nas amerykanizować. Stworzono więc dodatkowe, moim zdaniem paranoiczne, furtki w przepisach o obronie koniecznej. Już wcześniej przy przekroczeniu granic obrony koniecznej sąd mógł zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary lub odstąpić od jej wymierzenia. Nowe prawo ograniczyło działania sądu. Wprowadzono m.in. przepisy mówiące, że nie podlega karze, kto przekracza granice obrony koniecznej pod wpływem strachu lub wzburzenia usprawiedliwionych okolicznościami zamachu oraz odpierając zamach polegający na wdarciu się do mieszkania, lokalu, domu albo na przylegający do nich ogrodzony teren. Myślę więc, że panu oficerowi, który postrzelił dwóch młodych ludzi na swojej posesji nic nie grozi.

Dlaczego te "furtki" są złe?

Wymyślono je w celu przypodobania się gustom publiczności, kształtowanym przez amerykańskie filmy. Żyjemy w innych kulturach, tu nie trzeba z fuzją bronić samotnej farmy na prerii przed bandytami. Przenoszenie tamtejszych zasad na polski grunt, podobnie jak postulatu powszechnego uzbrojenia społeczeństwa, jest paranoiczne. Zdarzyć się przecież może, że nietrzeźwy człowiek wejdzie do cudzego ogródka albo pomyli piętra lub identycznie wyglądające domki szeregowe i spróbuje wejść do mieszkania sąsiada. I co, zostanie odstrzelony? Pojawia się niepokojące przyzwolenie na agresję wobec innych osób.

Wśród komentujących strzelaninę we Wrzeszczu spora grupa chwali właściciela posesji za szybką i zdecydowaną reakcję.

To jest koszmarne. Strach budzą reakcje społeczne przyzwalające na tak szeroko pojmowaną obronę konieczną. Wielu osobom bliskie jest ukształtowanie sądownictwa w myśl zasady Charlesa Lyncha. On też w południowej Karolinie był sędzią.

Dorota Abramowicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.