Wojnie starosty z burmistrzem przygląda się m.in. Najwyższa Izba Kontroli, Rzecznik Praw Obywatelskich, skarbówka i izba obrachunkowa. Powód? Ktoś rozsyła listy pełne oszczerstw w sprawie romansów i szastania pieniędzmi.
O tym, że sytuacja polityczna w Krapkowicach jest napięta do granic możliwości, wiadomo nie od dziś. 44-letni Maciej Sonik, starosta krapkowicki i jednocześnie szef miejscowej PO, od ponad 15 lat walczy o władzę z działaczami mniejszości niemieckiej. Główną stawką jest fotel burmistrza Krapkowic. Sonik najpierw przegrał rywalizację z burmistrzem Piotrem Sollochem, a potem dwukrotnie z obecnym burmistrzem Andrzejem Kasiurą. Co ciekawe, w ostatnich wyborach o wyniku zdecydowało zaledwie 500 głosów.
To, że lider miejscowej PO nie został szefem gminy, nie oznacza jednak, że wszystko przegrał. Wręcz przeciwnie. Maciej Sonik działał jednocześnie na kilku frontach, dzięki czemu zbił ogromny kapitał polityczny - gdy 15 lat temu zostawił pracę we własnej firmie i zakładał lokalne struktury partii, towarzyszyła mu garstka znajomych. Dziś ma swoich radnych w starostwie krapkowickim, a także gminie Krapkowice - jest ich tylu, że może trzymać Andrzeja Kasiurę w politycznym szachu.
W międzyczasie wyrwał władzę w powiecie, w którym przez wiele lat rządziła mniejszość, i został wybrany na starostę. Osoby, które znają Macieja Sonika, mówią, że jest typem młodego wilka, który nie cofnie się przed niczym, a jako przykład podają sytuację z 2014 roku, gdy radni Macieja Sonika nie zdobyli większości w powiecie (najwięcej mandatów przypadło mniejszości). Wszystko wskazywało wtedy, że Sonik będzie się musiał pożegnać z funkcją starosty. Ten postanowił jednak zawiązać egzotyczną koalicję, jakiej jeszcze w Krapkowicach nie było. Lider PO wciągnął do niej dwóch radnych z PiS-u i jednego z SLD. Ludzie z mniejszości mogli tylko patrzeć, jak świeżo upieczeni koalicjanci dzielili między sobą funkcje i zepchnęli mniejszość do opozycji.
Andrzej Kasiura, największy rywal Sonika, to osoba z zupełnie innego środowiska. W latach dziewięćdziesiątych, zanim wszedł do polityki, pełnił kierownicze stanowisko w banku. Potem z ramienia mniejszości niemieckiej był wicemarszałkiem województwa. Wybory w Krapkowicach wygrał jednak z własnego komitetu „Dla Krapkowic” (ale z poparciem mniejszości).
Choć Andrzej Kasiura jest już burmistrzem drugą kadencję, nie rządzi mu się łatwo. Władzą musi się dzielić z radnymi Macieja Sonika, którzy w gminie zdobyli bezwzględną większość. W takich warunkach średnio co kilka tygodni w Krapkowicach wybucha jakaś awantura między ludźmi Kasiury a ludźmi Sonika, a utarczki słowne na linii starosta-burmistrz stały się normą. Niedawno do tego konfliktu dołączył ktoś jeszcze. Oszczerczymi listami próbuje wbić dodatkowy klin między Kasiurą a Sonikiem.
Wojna na listy zaczęła się kilka tygodni temu. Do najważniejszych instytucji w państwie: Najwyższej Izby Kontroli, Rzecznika Praw Obywatelskich, Państwowej Inspekcji Pracy, izby obrachunkowej, a także skarbówki ktoś przysłał trzystronicowy donos w sprawie funkcjonowania starostwa pod sterami Macieja Sonika. Kopia anonimowego listu rozesłana została także do opolskich mediów. Zaczyna się on od słów „My »bardzo mali« pracownicy Starostwa Powiatowego w Krapkowicach z żalem informujemy, że »Przyjazne starostwo, gdzie najważniejsi są ludzie« to tylko fikcja (...)”.
Niespełna dwa tygodnie później do tych samych instytucji rozesłany został drugi list. Jednak tym razem donos dotyczył funkcjonowania ratusza pod sterami Andrzeja Kasiury. Zaczyna się podobnie: „My »bardzo mali« pracownicy Urzędu Miasta i Gminy w Krapkowicach z żalem informujemy, o tym, co się wyprawia w naszym miejscu pracy i jak przydzielane są awanse (...)”.
W obu listach pojawia się mnóstwo zarzutów związanych z marnotrawieniem pieniędzy, jak i przydzielaniem stanowisk bliskim znajomym i rodzinie. Pojawiają się też wątki dotyczące zażyłości między pracownikami, które trudno zweryfikować. Niektóre z nich to zwykłe oszczerstwa, które z rzeczywistością nie mają nic wspólnego - nadają się wręcz na sądową wokandę, gdyby tylko znany był autor obu listów, np.: „X często odwiedzał nasz urząd (...). Za niedługo został partnerem życiowym pani Y. Został też zatrudniony” albo „O romansach i libacjach alkoholowych nawet nie sposób wspomnieć. Gdyby ktoś przeprowadził w poniedziałek kontrolę z alkomatem, to połowa byłaby w stanie nietrzeźwości (...)”.
Z tego względu większość redakcji odmówiła publikacji listów. Mimo to, trafiły one w nieoficjalnym obiegu do wielu mieszkańców Krapkowic. Ludzie kserowali je w biurach i w domach, a następnie z wypiekami na twarzy czytali o „poczynaniach” swoich włodarzy.
Redakcja „Nowej Trybuny Opolskiej” przez dwa miesiące badała zdanie po zdaniu informacje podane w obu listach. Zdecydowaliśmy się sprawdzić przede wszystkim te informacje, które mogą mieć wpływ na funkcjonowanie urzędu i życie mieszkańców.
Paszkwil na burmistrza
- Dzień dobry, czy jest pan kuzynem burmistrza Andrzeja Kasiury? - zapytaliśmy Aleksandra Bernata z Krapkowickiego Domu Kultury, który według informacji z donosu miał dostać posadę ze względu na konotacje rodzinne.
- Pan pyta poważnie czy żartuje? - odparł wyraźnie zdziwiony Bernat. - Przecież burmistrz jest z Krapkowic, a ja pochodzę z Wielkopolski.
W rzeczywistości Bernat dostał stanowisko, bo wystartował w konkursie i wygrał. Pokonał w nim 9 kandydatów - przeważyło doświadczenie, które zdobył jako kierownik domu kultury w Jarocinie, gdzie wcześniej pracował.
W liście czytamy także, że radny mniejszości Szczepan Bryś załatwił posadę w urzędach dwóm córkom. Jak ustaliliśmy, jedna jest wieloletnią pracownicą w ratuszu (zatrudniona jeszcze, zanim Andrzej Kasiura został burmistrzem), a druga znalazła pracę w agencji rolnej, która z urzędem miasta nie ma nic wspólnego.
Największe podejrzenia padły jednak na wszystkich pracowników gminy o nazwisku Wójcik. Autor listu z niezwykłą pieczołowitością wyliczył konotacje rodzinne, jakie występują wśród załogi. W rzeczywistości jest to zwykła zbieżność nazwisk.
Sporo pomyj wylało się także na organizatorów biegu ulicami Krapkowic. W donosie czytamy: „Co do samego biegu. Każdy poprzedzają i podsumowują huczne imprezy, oczywiście alkoholowe i oczywiście nikt za to nie płaci (...)”. Jednak w urzędzie nie ma żadnych faktur związanych z zakupem alkoholu.
Bilet do USA
Dotarliśmy natomiast do potwierdzenia przelewu za bilet lotniczy do USA na trasie Warszawa-Portland i z powrotem na kwotę 3127 zł. To dokument, który potwierdza, że burmistrz Andrzej Kasiura gościł w Stanach na zaproszenie Amerykanów. Towarzyszyła mu wtedy jego córka. Autor listu zarzucał burmistrzowi, że był za granicą, marnując publiczne pieniądze. Jednak z potwierdzenia transakcji wynika, że Kasiura dokonał przelewu z prywatnego konta.
- Tak, zapłaciłem za oba bilety z własnej kieszeni - potwierdza Kasiura.
W całym liście potwierdziliśmy jeden konflikt interesów. Otóż dyrektorem Publicznej Szkoły Podstawowej nr 1 jest Krystyna Nowak, natomiast funkcję gminnego audytora pełni jej mąż Robert Nowak.
- Ale mąż nigdy nie przeprowadza kontroli ani audytów w mojej szkole - podkreśla Krystyna Nowak. - Gdy mam mieć kontrolę, to on wyłącza się z tych prac. Dokumenty są wtedy sprawdzane bezpośrednio przez wydział oświaty. Można to sprawdzić w protokołach pokontrolnych.
Paszkwil na starostę
W donosie dotyczącym powiatu pada zarzut, że w urzędzie jest duża rotacja pracowników. Autor wylicza aż 10 nazwisk osób, które miały znaleźć pracę w starostwie dzięki powiązaniom towarzysko-rodzinnym lub temu, że startowały w wyborach z komitetu Macieja Sonika. Np. Iwona Małkiewicz miała być zatrudniona w starostwie dzięki temu, że jej mąż Andrzej Małkiewicz jest radnym w klubie Macieja Sonika. W rzeczywistości Iwona Małkiewicz jest długoletnim pracownikiem i została zatrudniona w urzędzie jeszcze w czasach, gdy władzę sprawowała mniejszość.
Inny pracownik, Maciej Lisicki, rzeczywiście startował w wyborach z komitetu Macieja Sonika. Ale po zdobyciu mandatu musiał zrezygnować z pracy w starostwie, bo przepisy zabraniają łączenia dwóch funkcji - urzędnika i radnego. Na „nepotycznej” liście pojawia się człowiek o imieniu i nazwisku Alan Stolarski, choć w wykazie pracowników starostwa nie ma i nigdy nie było takiej osoby.
- Wygląda to tak, że ktoś wyszukiwał nazwiska i próbował dołożyć do tego jakąś teorię - mówi Maciej Sonik, starosta krapkowicki. - Dotarła do mnie część informacji z tego donosu i uważam cały list za absurdalny. Nie ma u nas i nigdy nie było rotacji pracowników. Jedyną osobę, którą zwolniłem dyscyplinarnie po objęciu funkcji starosty, był sekretarz Jan Nadbrzeżny, pracownik, który przez lata zaniedbywał swoje obowiązki, bo nie sporządzał protokołów z sesji.
Starosta dodaje, że na ważne stanowiska do starostwa organizowane są konkursy. Wyjątkiem było zatrudnienie Adama Niewaldy, który odpowiada w urzędzie m.in. za kontakt z mediami. - Ściągnąłem go do starostwa z jednej z rozgłośni radiowych, bo uważam go za bardzo dobrego fachowca - dodaje Sonik.
Urodziny starosty i catering
Bardzo dokładnie zbadaliśmy akapit dotyczący urodzin starosty Macieja Sonika, które wypadają 21 marca. Czytamy w donosie, że ten dzień jest bardzo ważny w urzędzie. „Ostatnio przeszli samych siebie. Bo w zasadzie po co za własne pieniądze organizować ciasteczka, kanapeczki itp. Można przecież w dniu urodzin ważnych osób w urzędzie zaplanować jakąś konferencję czy szkolenie. Oczywiście z poczęstunkiem, a i firma cateringowa gości fajnie obsłuży i ugości. Pani skarbnik potem wydatek zapłaci - i już gotowy wynalazek, w biały dzień, bez cienia wstydu”.
- Rzeczywiście mieliśmy w ubiegłym roku w starostwie konferencję dotyczącą rynku pracy, która wypadła 21 marca - mówi Sabina Gorzkulla. - Ale nie my ustalaliśmy termin. Narzucił nam go urząd marszałkowski. Absolutnie żaden catering nie był wykorzystywany do świętowania urodzin. Zresztą pan starosta zazwyczaj w dniu swoich urodzin bierze dzień urlopu. Tego dnia w związku z konferencją akurat musiał być w pracy.
Na wicestarostę Sabinę Gorzkullę także w liście wylało się co nieco - m.in. dlatego, że razem z kilkoma pracownikami urządziła sobie wycieczkę do Barcelony. Grupa leciała do Hiszpanii samolotem WizzAir, a na miejscu bawiła się na koncercie zespołu U2. Autor donosu sugeruje, że wycieczkę zasponsorował... zespół Pectus, który wcześniej koncertował w Krapkowicach.
- To kłamstwo, które nawet trudno skomentować. Za wszystko zapłaciłam z prywatnych pieniędzy - dodaje wicestarosta, pokazując komplet potwierdzeń przelewów z prywatnego konta za bilety lotnicze, wejściówki na koncert i nocleg na kwotę 1950 zł.
Po wnikliwej analizie listu udało się odkryć jeden zwyczaj, który może budzić niesmak. Prawdą jest, że pracownicy starostwa wykorzystują służbowe samochody do prywatnych celów. Dla przykładu Sabina Gorzkulla korzystała w ten sposób ze służbowej dacii duster. Co ciekawe, robi to zupełnie legalnie i na ustalonych zasadach, bo w maju 2016 r. starosta wydał zarządzenie, w którym zezwolił pracownikom na korzystanie ze służbowych aut do prywatnych celów.
- Auto wydawane jest na pisemny wniosek pracownika i musi się on szczegółowo rozliczyć z przejechanych kilometrów, a także za nie zapłacić - mówi Maciej Sonik, pokazując zarządzenie.
Generalnie możliwość korzystania ze służbowych samochodów do prywatnych celów jest w samorządach rzadkością. Gminni urzędnicy w Krapkowicach lub Strzelcach Opolskich nie mają takiej możliwości.
Skąd te anonimy?
Jeśli któraś z państwowych instytucji przeprowadzi w urzędach kontrolę z powodu przesłanych donosów, to raczej wątpliwe, że znajdzie w tych jednostkach nieprawidłowości. Zresztą oba urzędy i tak są na bieżąco kontrolowane, i gdyby w którymś wyszły na jaw jakieś przekręty, to polityczni konkurenci z pewnością głośno krytykowaliby rywala.
Obecnie obie strony zastanawiają się, kto stoi za anonimowymi donosami. Z pewnością nie są nimi ani urzędnicy ze starostwa, ani z gminy. Skąd ta pewność? Autor listów, nazywając poszczególne funkcje pełnione przez konkretnych urzędników, popełnił sporo błędów. Gdyby za listem stali sami urzędnicy, raczej takich potknięć by nie było, bo dobrze wiedzą, jak nazywają się poszczególne stanowiska.
Wyglądało to tak, jakby ludzie Kasiury napisali donos na ludzi Sonika i odwrotnie, ale żadna ze stron się nie przyznaje
- Za tym listem stoi ktoś z zewnątrz, kto chce wbić dodatkowy klin między komitetem Macieja Sonika a komitetem Andrzeja Kasiury - uważa jeden z gminnych urzędników, który woli zachować anonimowość. - Przypuszczamy, że ktoś już teraz robi grunt przed wyborami samorządowymi, które będą już za dwa lata. Może chce się stać trzecią, liczącą się siłą polityczną w Krapkowicach.
Co ciekawe, gminni samorządowcy doszli do podobnych wniosków jak polityczni przeciwnicy ze starostwa. Maciej Sonik pytany, skąd się wzięły anonimy, napisał na Facebooku:
„Może po to, żeby za jakiś czas jakiś lokalny »antysystemowiec« mógł powiedzieć: Patrzcie, oni wszyscy są ********, tylko ja jestem uczciwy, prawdomówny, niezależny, niepowiązany z nikim! W historii wielu takich można znaleźć. Ja taką »polityką« się brzydzę, jak wszystkimi plotkami, anonimami i pomówieniami. I brzydzę się tym, że ktoś wpadł na pomysł, żeby w taki sposób z kimkolwiek walczyć” - napisał Sonik.
Andrzej Kasiura napisał z kolei: „Mam zasady, według których do anonimów się nie odnoszę, bo komu w takich przypadkach odpowiedzieć na zarzuty”. Zastrzegł przy tym, że jeśli ktoś ma wątpliwości w sprawie tego, jak funkcjonuje urząd, to chętnie odpowie na wszystkie pytania w tej sprawie.
Jedno jest pewne: nieustanne spory, rywalizacja między Sonikiem i Kasiurą stworzyły dla tych anonimów podatny grunt. A czy gdzie dwóch się bije, tam trzeci skorzysta, to się jeszcze okaże. Być może nieprzewidzianym skutkiem tych listów będzie zakopanie toporów wojennych między starostą i burmistrzem. Przynajmniej na jakiś czas...