Wojewoda się na nich nie gniewa [zdjęcia, wideo]
- Reforma pociągnie za sobą wysokie koszty i zwolnienia nauczycieli, a najbardziej ucierpią na niej dzieci - twierdzi ZNP. Związkowcy głośno i licznie protestowali wczoraj w Bydgoszczy.
Wycofanie się przez minister edukacji Annę Zalewską z planowanej reformy oświaty i przystąpienie do rzeczywistej debaty o edukacji. Większe nakłady na oświatę i wzrost płac nauczycieli o 10 proc. od 1 stycznia 2017. To główne postulaty Związku Nauczycielstwa Polskiego, który wczoraj w 16 miastach wojewódzkich i Koszalinie zorganizował pikiety pod hasłem „NIE dla chaosu w szkole”.
W Bydgoszczy protest przeciwko likwidacji gimnazjów rozpoczął się przed Urzędem Wojewódzkim o godz. 14. Zebrało się ponad 300 osób, nie tylko z Bydgoszczy, ale również z Torunia, Inowrocławia, Grudziądza, Włocławka, Tucholi.
- Jestem tutaj, ponieważ nie zgadzam się na sytuację w polskiej oświacie - mówi Robert Bejgier, nauczyciel Publicznego Gimnazjum w Kowalewie Pomorskim. - Nie ma stabilizacji, za to są wieczne reformy. Dzieci już wystarczająco dużo na tym straciły. Co chwilę mamy nowe wytyczne, nowe obowiązki. Musimy wreszcie wiedzieć, w jakim kierunku iść.
ZNP z Kujawsko-Pomorskiego o zmianach w edukacji: minister nie wiedziała, na co się porywa
Robert Bejgier dodaje, że zlikwidowanie gimnazjów nie rozwiąże problemów nastoletniej młodzieży. - Młodzi ludzie nadal będą mieć tyle samo lat i nie ma znaczenia, czy znajdą się w podstawówce, czy też w gimnazjum. Problemy nadal pozostaną - podkreśla.
- Gdyby rząd rzeczywiście stawiał na pierwszym miejscu dobro uczniów, to zatrudniłby w szkołach nauczycieli wspomagających, zapewniłby w każdej z nich wsparcie psychologa, a klasy liczyłyby nie 30, a 20 osób - wylicza Janina Śródka z Zespołu Szkół w Grucie. - Obecnie, w tak licznych klasach, nauczyciel nie ma możliwości, aby zaspokoić potrzeby wszystkich uczniów. W szkołach brakuje odpowiedniego wyposażenia, nie ma nawet komputera w każdej klasie. Na to wszystko powinny się znaleźć pieniądze, a nie na niepotrzebną reformę.
- Najbardziej niepokoi mnie pośpiech, z jakim rząd chce wprowadzić tę reformę - dodaje Katarzyna Serocka, nauczycielka z Ciechocinka. - Obawiam się, czy będzie ona przygotowana jak należy.
Nauczyciele są pewni, że jeśli reforma wejdzie w życie, będą tracić pracę. - Nam już się daje to do zrozumienia - mówią. - A szkoła to nie tylko nauczyciele, ale też pracownicy administracji i obsługi. Oni też zostaną bez pracy.
- Nie przekonują nas argumenty pani minister - mówią Leszek Ostrowski i Grzegorz Holc, nauczyciele z Gimnazjum nr 1 w Tucholi. - Niektórym marzy się powrót to 8-klasowej podstawówki, ale to, co było, już nie wróci. Mamy inną młodzież niż prawie 20 lat temu, gdy wchodziły gimnazja.
Zdaniem związkowców, o tym, że będą zwolnienia świadczą m.in. zapowiedzi dotyczące finansowania oświaty. - Subwencja oświatowa, z której wypłacane są pensje, ma być niższa. Jeśli dodać do tego rewaloryzację, łatwo policzyć, że nauczycieli musi być mniej, aby pieniędzy wystarczyło dla wszystkich - mówi Róża Lewandowska, wiceprezes Okręgu ZNP i szefowa oddziału w Grudziądzu.
Do protestujących nauczycieli wyszedł Mikołaj Bogdanowicz, wojewoda kujawsko-pomorski i Marek Gralik, kurator oświaty. - Chciałem podziękować, że ta manifestacja ma charakter pokojowy. Szanujemy państwa prawo do wyrażania opinii i się na was nie gniewamy - powiedział wojewoda. W odpowiedzi słychać było gwizdy i buczenie.
Wojewoda zaprosił do siebie delegację związkowców, którzy złożyli na jego ręce petycję. Poprosili, aby przekazano ją premier Beacie Szydło, a nie minister Zalewskiej, która - jak stwierdzili - z nimi nie rozmawia. - Postąpimy zgodnie z ich wolą - mówi Mikołaj Bogdanowicz.
Wojewoda przypomniał, że mamy niż demograficzny.
- Trzeba się liczyć z jego skutkami - podkreślił. - Niż ma wpływ na to, co dzieje się w szkołach. W ostatnich latach mimo że nie było żadnej reformy, pracę straciło kilkadziesiąt tysięcy osób.
Marek Gralik podkreślił z kolei, że udało się znaleźć wspólne punkty ze związkowcami. - Wszyscy uznaliśmy, że LO w obecnym kształcie nie może funkcjonować. Liczę na to, że takich wspólnych elementów uda się znaleźć więcej - mówi.
Wczorajszego protestu nie poparł Wolny Związek Zawodowy „Solidarność - Oświata”. „Akcja ZNP jest motywowana głównie politycznie i jest w interesie PO, Nowoczesnej i KOD - partii i organizacji, które nie działają w interesie nauczycieli i pracowników oświaty” - czytamy w oświadczeniu podpisanym przez Sławomira Wittkowicza, przewodniczącego. Związek chce, aby ZNP i oświatowa „Solidarność” poparły go w sprawie 20-procentowych podwyżek dla nauczycieli, wprowadzenia programu osłonowego dla zwalnianych pedagogów oraz przesunięcia terminu zmian na 1.09.2018.
Oświatowa „Solidarność” również nie wsparła ZNP. - Nie bierzemy udziału w proteście, bo bierzemy udział w negocjacjach - stwierdził na antenie Polskiego Radia Ryszard Proksa, przewodniczący sekcji. „Solidarność” prowadzi rozmowy z Ministerstwem Edukacji m.in. na temat programu osłonowego dla nauczycieli.