Czy pomaga żonie w kuchni, maluje pisanki, a w lany poniedziałek oblewa innych wodą? Jak wyglądają święta w domu wojewody podlaskiego? - Postaram się nie zaglądać do laptopa - zapowiada Bohdan Paszkowski.
- Z czym się panu kojarzy Wielkanoc?
- Wielkanoc to przede wszystkim Święto Zmartwychwstania Chrystusa, ale też czas spotkania z rodziną i przyjaciółmi. To również okres wypoczynku, wytchnienia. Urozmaicenia dnia poprzez wrócenie do jakichś lektur czy filmów, które odkładałem, gdy nie było na to czasu. Święta Wielkanocne kojarzą mi się też z wiosną, ożywieniem przyrody, możliwością wyjścia na spacer. Jest pozytywnie, optymistycznie.
- Uczestniczy pan w świątecznych przygotowaniach?
- Staram się, choć różnie to bywało na przestrzeni ostatnich lat. Jak miałem trochę więcej czasu, mogłem pomagać żonie więcej.
- A w tym roku?
- Myślę, że będę pomagać.
- W kuchni?
- Moje zdolności kulinarne są dość ograniczone...
- Do czego?
- Raczej do pomocniczych rzeczy. Chociaż, oczywiście, doceniam walory kuchni, różne kultury kulinarne.
- Czeka pan na jakieś danie szczególnie?
- Gdy byłem jeszcze w szkole podstawowej, obowiązywały zajęcia praktyczno-techniczne, na których chłopców „zmuszano” do czynności kulinarnych, przygotowywania posiłków. Pamiętam, że robiliśmy sałatki warzywne. One mi bardzo posmakowały. I święta kojarzą mi się z tym, że jest duża dostępność tej sałatki. Ale ona musi mieć specyficzny smak. Nie może być zbyt kwaśna. To związane jest z tym, że jest tam sporo jajek, ale i majonezu. Moja żona doskonale wie, co ma zrobić, aby sałatka była akuratna.
- Czyli pan tu swojej ręki nie przykłada?
- Jak mówiłem, w kuchni pełnię głównie funkcje pomocnicze. Np. uaktywniam się w zakresie dokonywania zakupów. Mamy taką praktykę, aby zapisywać wszystko to, co mam kupić, na kartce. Bo czasem tych produktów jest naprawdę dużo. I lepiej zapisać i to ze szczegółami, np. że ma to być groszek konkretnej firmy.
Natomiast staram się nie wkraczać w obszar kuchenny. Doceniam ten aspekt naszego życia codziennego i świątecznego, ale do tego trzeba mieć determinację i zainteresowanie. To zainteresowanie kuchnią z mojej strony owszem jest, ale determinacja wymaga czasu i wysiłku, a ja jestem niecierpliwy, chcę już jeść, a nie czekać na proces wytwarzania produktu.
- To poza obowiązkową sałatką co jeszcze stanie na pana na świątecznym stole?
- Głównie potrawy tradycyjne, regionalne, ale nie tylko. Teraz jest wiele programów kulinarnych, książek kucharskich, żona czerpie z nich przepisy. I urozmaicamy nasze menu nowymi daniami. Jemy np. różne kasze, czy modną ostatnio soczewicę. Ja bardzo lubię ryby, pod tym względem odpowiada mi więc bardzo kolacja wigilijna. Nie lubię natomiast zbyt tłustych potraw.
- Świąteczne przygotowania to też sprzątanie. Można liczyć na pana pomoc w tym zakresie?
- Tak, tu jestem aktywny. Traktuję to jako jedną z form mojej rekreacji. Mamy ustalony dzień, gdy sprzątamy. Ja wycieram kurze i odkurzam. I robię to systematycznie, nie tylko od święta.
- Można pana spotkać ze święconką w kościele?
- Mam dwie córki, jedna jest w liceum, druga w gimnazjum. I to one głównie chodzą ze święconką. Chociaż zdarza się, że ja też idę. A ostatnio spędzamy święta w rozszerzonym gronie rodzinnym, z siostrą żony, która ma młodsze dzieci od naszych, a dla nich to atrakcja pójść w sobotę do kościoła z koszyczkiem. Dzielimy się też tym, kto przygotowuje święconkę, w zależności, gdzie będziemy jeść śniadanie.
- A malujecie rodzinnie pisanki?
- Robi to żona z dziećmi lub takie malowanie odbywa się w tym naszym szerszym gronie rodzinnym. Moje uczestnictwo jest tu raczej bierne, ogranicza się do kibicowania i potem oceniania wyników.
- A co z tradycją lanego poniedziałku?
- W tym zakresie wielkiej aktywności ostatnio nie wykazywałem, za to nie raz padałem ofiarą... Kiedyś uczestniczyłem w ceremoniach oblewania bardziej aktywnie, chociaż zawsze w ramach dobrych kanonów, nie przekraczających dobrych obyczajów. Nie chodzi przecież o to, aby zmoczyć kogoś od stóp do głów.
- Zdarzyło się panu kiedyś, że obowiązki nie pozwoliły być w domu na święta?
- Nie przypominam sobie takiej sytuacji. Były jednak takie okoliczności, które wpływały negatywnie na święta. Bodajże w 1995 roku, gdy pracowałem w Urzędzie Miasta, zmarł ówczesny prezydent Białegostoku Andrzej Lussa. To było tuż przed okresem świątecznym i wprowadziło na ten czas smutny nastrój.
- Miał pan więcej czasu dla rodziny, gdy był senatorem, czy teraz, gdy jest pan wojewodą?
- Teraz na pewno jest dużo większe obciążenie czasowe. Poprzednie funkcje wiązały się wprawdzie z wyjazdami do Warszawy, ale głównie na posiedzenia z góry zaplanowane, w większym stopniu swoje czynności mogłem sam zorganizować. Jako wojewoda zaś muszę dostosować się do kalendarza, który dyktuje praca urzędu. Funkcje reprezentacyjne często trzeba pełnić w dniach wolnych od pracy lub godzinach popołudniowych. To na pewno bardziej wpływa na moją obecność w domu. Choć staram się to w miarę możliwości regulować.
- A czy wojewoda pojawia się czasem np. na szkolnym zebraniu u córki?
- Tak. Nawet parę dni temu byłem na tzw. „dniu kontaktu” u młodszej córki w szkole. Tak zorganizowałem sobie pracę, że mogłem wyjść, a potem oczywiście wrócić do urzędu.
- Gdy już wraca pan po pracy do domu, zdejmuje pan garnitur i wkłada kapcie?
- Tak, ubiór jest raczej swobodny.
- I co dalej? Kanapa, spacer, książka?
- Zazwyczaj jeszcze muszę popracować w domu. Staram się wtedy przejrzeć korespondencję, która wpływa do urzędu, do wojewody. Z reguły bowiem w godzinach pracy nie mam na to czasu, ale jak wrócę do domu, biorę laptopa, wchodzę do systemu urzędu i mogę tę korespondencję „rozpisać”.
- A jak pan już te dokumenty ogarnie?
- To już jestem zwykle na tyle zmęczony...
- Że nie ma na nic sił?
- Tak. Ale czasem sięgam jeszcze po książkę.
- I co pan czyta?
- Ostatnio przeczytałem np. „Czarodziejską Górę” Tomasza Manna. Zajęło mi to trochę czasu, zacząłem jeszcze zanim objąłem stanowisko wojewody, ale się udało. Z niedawnych lektur były też np. wspomnienia Bronisława Wildsteina. Czytam też książki historyczne, o tematyce społecznej, z pogranicza filozofii, religii. Wszystko zależy, jaki jest nastrój czy okoliczności. Choć nie zawsze jest na to czytanie czas. Czasem jestem na tyle zmęczony, że wolę obejrzeć film.
- Mam nadzieję, że w święta będzie jednak czas na książkę i do laptopa pan już nie zajrzy?
- Postaram się.
- To tego życzę.
Bohdan Józef Paszkowski z wykształcenia jest prawnikiem, z uprawnieniami radcy prawnego. Od 20 grudnia 1994 do 12 grudnia 2006 r. był sekretarzem Białegostoku.
W 2007 r. przez około 10 miesięcy pełnił funkcję wojewody podlaskiego. W tym samym roku w przedterminowych wyborach parlamentarnych z listy Prawa i Sprawiedliwości został wybrany na senatora VII kadencji w okręgu białostockim. W wyborach w 2011 r. z powodzeniem ubiegał się o reelekcję. W 2015 po raz trzeci został wybrany na senatora.
8 grudnia 2015 został ponownie powołany na stanowisko wojewody podlaskiego, co skutkowało wygaśnięciem mandatu senatorskiego.