Wojenka w sprawie ustawy o IPN. Zacznijcie myśleć
Mierzi mnie sposób dyskusji o zmianie ustawy o IPN. Mierzi mnie każda ze stron tego pseudodyskursu: od niedouczonych obrońców nowego prawa, którzy chcą groźbami więzienia walczyć z kłamstwami o „polskich obozach” i nie rozumieją, że od tego są kodeksy cywilne. Aż po dużą część naszych liberalnych elit, które przyjęły optykę reprezentowaną w Izraelu - to ciekawe - przez kręgi religijnych i skrajnie konserwatywnych Żydów.
W tej kapitulanckiej narracji, zapewne karmionej przez alergię na PiS, trzeba w nieskończoność bić się w piersi i przyznawać, że jesteśmy narodem antysemitów i z radością patrzyliśmy, jak Niemcy mordują naszych żydowskich współbraci. Może przesadzam, ale jak inaczej mam rozumieć bezkrytyczne powtarzanie niepopartych przekonującymi badaniami tez o zamordowaniu przez Polaków 200 tys. Żydów?
Zauważyłem wręcz, że samo pytanie o wiarygodność tych wyliczeń może skończyć się oskarżeniem o antysemityzm, tak samo zresztą jak np. przypomnienie, że prawie cały aparat sędziowsko-prokuratorski, który dokonał w stalinowskiej Polsce mordu na legendarnym gen. Fieldorfie „Nilu” - stanowili Żydzi.
Uważam antysemityzm za zjawisko obrzydliwe. Pamiętam różne antyżydowskie wypowiedzi ludzi z kręgów dzisiejszych decydentów i prawicowych publicystów, pamiętam też z dzieciństwa antysemickie dowcipy o skąpych Żydach w pejsach i z długimi nosami. Antysemityzm w Polsce istnieje i istniał w II RP.
Warto jednak pamiętać, że jednocześnie Polska przez wieki była ojczyzną dla największej w Europie diaspory żydowskiej. Raczej nie przypadkiem.
Obu stronom tej wojenki radzę jedno: zacznijcie samodzielnie myśleć, zamiast odgrywać role.