Wniosek o wotum nieufności i ostra kłótnia o szefa MON
Podczas gdy przedstawiciel wnioskodawców Stefan Niesiołowski uzasadniał konieczność dymisji szefa resortu obrony, posłowie PiS wyszli z sali obrad.
Platforma Obywatelska domagała się usunięcia Antoniego Macierewicza ze stanowiska ministra obrony narodowej, odwołując się do opisanych przez „Gazetę Wyborczą” kontaktów Macierewicza z uznanym za kłamcę lustracyjnego byłym agentem SB Robertem Luśnią. Stosunkiem głosów 267 do 166 (trzech posłów wstrzymało się od głosu) wniosek został odrzucony.
Głosowanie nad wotum nieufności poprzedziły tyrady z obu stron sceny politycznej. Poseł PO Stefan Niesiołowski grzmiał, że Macierewicz jest złym i szkodliwym ministrem. - To wstyd i hańba dla narodu polskiego, aby Macierewicz był ministrem obrony narodowej podczas szczytu NATO - mówił. Zarzucił mu, że wykorzystuje katastrofę narodową do walki politycznej. Odniósł się m.in. do apelu poległych, który ma być odczytywany podczas państwowych uroczystości. - W Smoleńsku nikt nie poległ. Polec można na polu bitwy. Ostatnia bitwa z udziałem polskich żołnierzy pod Smoleńskiem była w latach 1633-1634 - ironizował. Podczas przemówienia posła PO członkowie Prawa i Sprawiedliwości demonstracyjnie opuścili salę obrad.
W rozmowie z Agencją Informacyjną Polska Press (AIP) minister Elżbieta Rafalska przyznała, że był to gest solidarności z szefem resortu obrony. - Ten wniosek w ogóle nie powinien się pojawić, tym bardziej w takim momencie. PO pokazała się jako opozycja całkowicie nieodpowiedzialna i stąd nasze zachowanie - tłumaczyła. Podkreślała również, że wyznaczenie na posła uzasadniającego wniosek Stefana Niesiołowskiego zostało potraktowane w szeregach PiS jako prowokacja. - Charakter jego argumentacji pokazał, że Platforma odarła to wydarzenie z powagi, rozwagi i zasłużyła sobie, by ich tak potraktować - uzasadniała.
Silnego poparcia szefowi MON udzieliła premier Beata Szydło
Gdy posłowie PiS wrócili na salę, by wygłosić kontrargumenty do przemówienia Niesiołowskiego, okazało się, że nie ma go w sejmowych ławach. - Skoro minister Macierewicz ucieka, kiedy ja zaczynam uzasadniać wniosek o jego dymisję, nie widzę powodu, dla którego ja miałbym go słuchać - tłumaczył poseł PO w rozmowie z AIP.
Słowa znanego z ciętego języka posła PO spowodowały niezwykle ostrą reakcję premier Beaty Szydło. Premier twierdziła, że zarzuty stawiane Macierewiczowi przez „Gazetę Wyborczą” są wyssane z palca. Dodała, że PO szkaluje Macierewicza, który całe życie działał w imię prawdy, walczył ze złem, jakie niosła ze sobą agentura Służby Bezpieczeństwa PRL. - Dziś razem z tą gazetą stoicie po tej stronie, po której stoi Urban i Maleszka - zwróciła się Szydło do PO.
Premier zapewniała, że darzy Macierewicza stuprocentowym zaufaniem. - Ma Boga i Ojczyznę w sercu. Jest człowiekiem honoru, a dla mnie zaszczytem jest, że jest szefem w MON - przekonywała Szydło i stwierdziła, że w osiem miesięcy zrobił on więcej dla obronności Polski niż rządy PO przez osiem lat.
Szef resortu obrony bronił się również sam. Tłumaczył, że większość zarzutów postawionych mu przez opozycję była kłamstwem. - Wydawało mi się, że jest miara kłamstwa, miara fałszu i miara tchórzostwa. Nie ma tej miary, bo PO przekroczyła nawet doświadczenia PZPR - zarzucał Macierewicz.
Autor: Martyna Chmielewska, Maciej Deja