Włodzimierz Kwiatkowski: Woda zalewa Białystok, bo dolina rzeki Białej jest zabudowywana
Utraciła przez to drożność - uważa doktor Włodzimierz Kwiatkowski, autor opracowań przyrodniczych
Ulewa w dniu 7 maja po raz kolejny pokazała, że studzienki w Białymstoku nie radzą sobie z odbieraniem wody.
Przez to, że miasto jest tak gęsto zabudowane woda nie ma możliwości wsiąkania w glebę. Nie powstają nowe skwery czy parki. Na każdym niemal metrze pragnie się wylać beton. W efekcie deszczówka płynie do najniżej położonych miejsc, gdzie się zatrzymuje.
Podczas ulewy próbowałem przejechać chociażby przez rondo łączące ul. Poleską z Jurowiecką. Wody było tyle, że nie było nawet widać ronda.
Zabudowania ul. Jurowieckiej i Tysiąclecia idą skrajem doliny rzeki Białej. To płaski teren więc nic dziwnego, że podczas ulewy rzeka wylewa. Dodatkowo ku dolinie spływa deszczówka z położonego nieco wyżej rejonu Białostockich Zakładów Graficznych.
Gdy tak stałem przed tym zatopionym rondem pomstowałem na budowniczych ulic. Gdyby zrobili więcej studzienek, to może woda szybciej by opadła?
Studzienki nie mają tu nic do rzeczy. Co z tego, że byłoby więcej otworów, skoro woda spływa do kolektorów, które są po prostu za małe. Nie jesteśmy Warszawą, gdzie deszczówka spływa do potężnych kanałów o dużym przekroju. Jeśli byśmy myśleli poważnie o tym, jak zapobiec zalewaniu miasta musielibyśmy przebudować sieć kanalizacyjną. Oczywiście nas na to nie stać.
Czyli jesteśmy skazani na podtopienia?
Niestety. Choć zawsze można przebudowywać te fragmenty sieci, gdzie sytuacja jest najgorsza i nawet przy mniejszych opadach stoi woda. Należy też budować z głową, czyli zaprzestać bezpardonowej ekspansji w dolinie. Nieraz jest to nawet dość humorystycznie. Kilka lat temu jeden z inwestorów zlikwidował Bazar Włókniarz przy ul. Wierzbowej. Były zapowiedzi, że stanie tam punktowiec z garażami podziemnymi. Gdyby tak się stało byłyby one regularnie zalewane. Jak można w ogóle myśleć o stawianiu tam bloku? Każdy przecież chyba widzi, na jakiej wysokości znajduje się sąsiednia ul. Antoniukowska.
Nie mówiąc już o tym, że nie zdarzyła się chyba ulewa, podczas której nie byłby zalany pobliski park. Na naszej stronie internetowej są zdjęcia. Można tam pływać kajakiem.
Dokładnie. Zalewanie tego parku to już reguła. A przecież fragment doliny, który rozciąga się od Antoniuka do ujścia rzeki Białej do Supraśli jest najbardziej wartościowy. Niestety, również tam, przy zabudowywaniu doliny, jak chociażby przy ul. Jarzębinowej, stosuje się najbardziej prymitywny sposób podwyższania terenu, czyli zasypywanie doliny nasypami gruzowo-ziemnymi. W stworzonym przeze mnie opracowaniu ekofizjograficznym wskazywałem np., aby w rejonie połączonych dolin Białej i Bażantarki stworzyć park ekologiczno-krajobrazowy. Tymczasem na części tego terenu zbudowano m.in. nowy market Auchan przy ul. Hetmańskiej. Zresztą ten przy ul. Produkcyjnej też stoi w dolinie.
Rozumiem, że takich nasypów dzielących dolinę jest więcej.
Oczywiście. Oprócz wspomnianej ul. Produkcyjnej wysokie nasypy można spotkać chociażby w rejonie ul. Popiełuszki i nowych obwodówek.
Wspomniał Pan o za małych kolektorach. Co się dzieje z wodą, która się w nich gromadzi?
Spływa do rzeki Białej, a ta wylewa. Dodatkowo, jak już mówiłem, przez bezpardonową zabudowę w kierunku doliny płynie deszczówka, która zamiast wsiąkać w ziemię i stopniowo poprzez wody gruntowe przenikać do rzeki, zaczęła szybko do niej spływać po powierzchni terenu. Gdyby dolina była drożna, czyli zamiast bloków zostałyby pozostawione łąki, jak w latach 60., woda nie zostawałaby w dolinie, tylko płynęła w kierunku Supraśli. I tak jak przed laty nie byłoby problemu.
Czym jeszcze różni się nasza dzisiejsza sytuacja od tej z lat 60.?
W dolinie projektowane były wtedy zbiorniki wodne i parki. Uważano, że otoczenie Białej nigdy nie będzie znacząco zmieniane. Wyjątkiem była ul. Tysiąclecia, którą zbudowano praktycznie w dolinie, podobnie jak okoliczne bloki czy stacje benzynowe. W latach 60. nie stanowiło to jednak większego problemu, bo wtedy jeszcze dolina była w zasadzie wolna od zabudowy. W czasach PRL-u nie opłacało się tu inwestować, bo koszty były ogromne. Poza tym do miasta przyłączano wtedy wsie. Na peryferiach Białegostoku było więc sporo terenu do zabudowania. Zmiana polityki nastąpiła wraz z upadkiem PRL-u.
Jak w wielu aspektach życia, zaczęła się wolna amerykanka...
Zaczęły się inwestycje właśnie w dolinie rzeki, które sprawiły, że utraciła ona drożność. Pokazywałem to w licznych opracowaniach, które przekazywałem magistratowi. Niestety, nic w tej materii się nie zmienia. Im mniej terenów zielonych, tym częściej będziemy zalewani.
Doktor Włodzimierz Kwiatkowski wykłada na Politechnice Białostockiej. Jest też głównym specjalistą ds. ochrony przyrody Parku Krajobrazowego Puszczy Knyszyńskiej oraz autorem opracowań przyrodniczych dla doliny rzeki Białej.