Włodzimierz Cimoszewicz: Wygrałbym z Jarosławem Kaczyńskim w wyborach
PiS ma jakąś chorobliwą awersję wobec mniejszości narodowych i religijnych - uważa Włodzimierz Cimoszewicz, były premier. Ocenia też protest opozycji w Sejmie i przewiduje, jaki przed nami rok w polityce
Stał się Pan senator przykładem złej ordynacji wyborczej według Jarosława Kaczyńskiego. Ponoć, gdyby okręgi wyborcze w województwie podlaskim były podzielone równo ludnościowo, szanse na zwycięstwo miałby Pan o wiele mniejsze. Zgadza się Pan?
Jarosław Kaczyński żyje w wymyślonym przez siebie świecie i to jest kolejny dowód. Po 1989 roku ilekroć kandydowałem do Sejmu lub Senatu, tylekroć byłem wybierany. Okręg jednomandatowy, o którym wspomina Kaczyński, powstał w 2011 roku. Cztery lata wcześniej, gdy w na Podlasiu rywalizowało ze mną trzech polityków PiS-u, wszyscy dostali manto. Gdyby jednym z nich był Kaczyński, też by dostał.
Dlaczego partia rządząca chce zmieniać ordynację wyborczą?
Kilkakrotnie w przeszłości partia, która wygrała wybory, zaczynała majstrować przy ordynacji, chcąc zwiększyć w przyszłości swoje szanse. Gdy po jakimś czasie sondaże zaczynały się pogarszać, zwykle próbowano zmiany odwrócić. Nic więc nowego.
Czyli to może być krok do zapewnienia sobie poparcia przez kolejne kadencje?
To główny motyw. Granice okręgów, sposób podziału mandatów, szanse startu kandydatów niezależnych to instrumenty, przy pomocy których można z góry wpływać na wyniki.
A może ordynacja wymaga naprawy? Panu senatorowi wszystko się podoba?
Nie ma idealnych ordynacji wyborczych. Zawsze można coś doskonalić. Ważne są intencje. Czy rzeczywiście chodzi o poprawianie, czy manipulowanie? Odpowiedź zależy od szczegółów proponowanych zmian. Ja nie widzę w obowiązujących przepisach niczego rażąco złego, ale na pewno można np. zwiększać transparentność całej procedury.
Wiele mówi się np. o kadencyjności prezydentów miast, wójtów i burmistrzów. Są osoby, które przez kilkadziesiąt lat pełnią tę funkcję. Czy dwie kadencje, o czym myśli PiS, to dobre rozwiązanie?
To był postulat podnoszony w ostatnich latach . Moim zdaniem jest niesłuszny, choć może liczyć na spore poparcie. Po pierwsze, w demokracji powinni o tym decydować obywatele, a nie ustawodawca. Jeśli, a to się oczywiście zdarza, gdzieś lokalnie tworzą się układy nadużywające władzy, to tamtejsi wyborcy powinni poradzić sobie z tym sami. Po drugie, tego typu ograniczenie dotyczy wyłącznie prezydentów niektórych państw i ma specyficzne uzasadnienie historyczne. Zaczęło się od Jerzego Waszyngtona, który nie chciał zostać dożywotnio wybranym monarchą. Po trzecie, takie ograniczenie doprowadzi do upartyjnienia wyborów lokalnych. Kandydaci niezależni będą musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, czy warto przerwać swoją karierę zawodową i po czterech lub ośmiu latach ją odbudowywać, czy lepiej dać sobie spokój? Chętni będą natomiast kandydaci partyjni, którzy za swoją lojalność mogą liczyć na jakieś rekompensujące synekury.
Jedną ze zmian ma być również korekta okręgów wyborczych, szczególnie przy wyborach parlamentarnych. Co będzie chciał zrobić PiS w województwie podlaskim?
Oni mają jakąś chorobliwą awersje wobec mniejszości narodowych i religijnych. Przypuszczam więc, że zrobią wszystko, aby prawosławni wyborcy nie mieli żadnej szansy na sukces osoby reprezentującej ich prawa i oczekiwania.
PiS myśli też o wyborach proporcjonalnych, szczególnie w gminach poniżej 20 tys. mieszkańców. Takie postulaty, jak twierdzi Jarosław Kaczyński, płyną od mieszkańców.
Nie słyszałem o tym. Chyba, że są to postulaty z zebrań partyjnych PiS-u. To, co jest charakterystyczne dla wyborów samorządowych, to bardzo silna pozycja inicjatyw lokalnych, niepartyjnych i kandydatów niezależnych. Wybory proporcjonalne będą premiowały partie polityczne. To recepta PiS-u na ograniczenie znaczenia jakichkolwiek elementów niezależnych w systemie politycznym.
Jakich zmian w prawie jeszcze się Pan spodziewa za rządów PiS?
Kolejnymi etapami pisowskiej, antydemokratycznej kontrrewolucji będzie niszczenie niezależnego sądownictwa, ograniczanie autonomii wyższych uczelni, ideologizacja kultury, coraz bardziej agresywna propaganda, ograniczanie swobody działania lub niszczenie niezależnych mediów.
Jaki przed nami rok w polityce?
Z dużym prawdopodobieństwem będzie coraz gorzej. PiS z własnej woli wszedł na ścieżkę wojny z demokracją i ze społeczeństwem obywatelskim. Palą za sobą kolejne mosty i nie będą mieli drogi odwrotu. Wielu z nich indywidualnie jest już tak ubabranych w czynieniu zła, że muszą brnąć dalej.
Czy konflikty między opozycją, a partią rządzącą będą narastać?
To nieuchronne. Problem w tym, że opozycja jest bardzo słabo przygotowana do tej konfrontacji. Niezmiennie rozbita, bez strategii, zdolna jedynie do reakcji, a nie przejmowania inicjatywy. To będzie dla opozycji bardzo trudny czas. Finanse państwa, tak lekkomyślnie traktowane przez PiS, będą trzeszczały, ale jeszcze się pewnie nie rozlecą , a to oznacza, że duża cześć społeczeństwa będzie żyła w złudnym samozadowoleniu. Po ostatnich kompromitacjach liderów KOD-u i Nowoczesnej w obu przypadkach trzeba znaleźć jakąś sensowną odpowiedź na pytanie o przyszłość. Europejskie otoczenie będzie wstrząsane wyborami we Francji i Niemczech. Rozpoczną się dramatyczne rozmowy z Wielką Brytanią. Trump zacznie układać swoje relacje z Putinem i może się okazać, że nasza część Europy będzie pionkiem w tej grze. W sumie – okres podwyższonego ryzyka, a Polska osłabiona z własnej woli.
Czy Grzegorz Schetyna słusznie zawiesił protest w Sejmie? Jak Pan ocenia ostatnie wydarzenia z udziałem opozycji?
Protest opozycji był uzasadniony, ale później zabrakło pomysłu, co z tym zrobić. Należało go zawiesić trzy tygodnie wcześniej, tuż przed świętami. Zwyciężyły emocje zamiast racji. W tej chwili opozycja powinna jasno sformułować swoje stanowisko wobec planowanych drakońskich kar w regulaminie Sejmu. Sejm to nie jest oddział wojskowy. Konflikty należy tam rozwiązywać głównie na drodze politycznej, a nie przez stosowanie kapralskiej dyscypliny. Partie opozycyjne powinny ostrzec PiS, że zareagują ostro. Jeśli się teraz nie obronią, to w przyszłości będą mogły jedynie popłakiwać na konferencjach prasowych. To chwila testu.
Włodzimierz Cimoszewicz
to polityk i prawnik. Był posłem i senatorem. Pełnił również funkcję premiera, ministra sprawiedliwości i ministra spraw zagranicznych. Był marszałkiem Sejmu.
Ostatni raz w wyborach parlamentarnych wystartował w 2011 roku. Ubiegał się o mandat podlaskiego senatora w okręgu nr 61 (powiaty bielski, hajnowski, siemiatycki i wysokomazowiecki). Wygrał wybory, zdobywając ponad 39 tys. głosów. Drugi wynik należał do Jana Dobrzyńskiego, który dostał ok. 28 tys. głosów.