Włamywacze puścili mieszkanie z dymem!
Policjanci szukają przestępców, którzy w nocy z niedzieli na poniedziałek włamali się do jednego z mieszkań przy ul. Lorentza na Polesiu i podpalili je. Właściciele lokalu przebywali wówczas za granicą.
Włamywaczy nikt nie widział ani nie słyszał. Dopiero, gdy pożar, który wywołali, rozwinął się na tyle, że sąsiedzi wyczuli swąd spalenizny, wezwano służby.
- To było wyremontowane dwupokojowe mieszkanie. Nowe podłogi, ściany i meble - opowiada sąsiad z góry. - Teraz wymaga kolejnego remontu, bo ogień szalał w dwóch pomieszczeniach i w kuchni...
Złodzieje do lokalu na parterze weszli przez drzwi balkonowe. Mimo że blok jest ogrodzony i furtka od frontu zamykana jest na klucz, to łatwo się do niego dostać od tyłu. Z tej drogi skorzystali bandyci. Prawdopodobnie doczekali zmroku, szybko pokonali wąską ścieżkę, przeskoczyli przez niewysoki żywopłot i wdrapali się na balkon po barierce. Następnie wyważyli okno balkonowe i w ten sposób dostali się do mieszkania.
- Nic nie słyszałam. Nawet nie poczułam spalenizny. Dopiero gdy sąsiadka z przeciwka zaczęła dobijać się do moich drzwi, zbudziałm się - mówi lokatorka mieszkania sąsiadującego z tym, w którym się paliło. - Sięgnęłam po klucze i otworzyłam strażakom drzwi do lokalu sąsiadów (pod nieobecność właścicieli opiekuje się ich mieszkaniem - przyp. red.).
Na miejsce pojechały trzy zastępy straży pożarnej. Ratownicy ugasili pożar i przewietrzyli mieszkanie. Straty oszacowano na 20 tys. zł. Po sprawdzeniu zagrożenia w całym budynku strażacy odjechali.
- Funkcjonariusze wykonali oględziny, przesłuchano świadków. Z mieszkania najprawdopodobniej nic nie zginęło. Wyjaśniamy, czy pożar spowodowany był zaprószeniem ognia, czy było to podpalenie - mówi Marcin Fiedukowicz z Komendy Miejskiej Policji.
Wczoraj rano sąsiadka poinformowała rodzinę właścicieli o nieszczęściu. Telefonicznie skontaktowano się przebywającymi w Anglii łodzianami.