Władzy raz zdobytej...
Co byłoby, gdyby rząd Beaty Szydło otrzymał od opozycji sto dni spokoju? Obudzilibyśmy się w państwie, w którym niepodzielną władzę sprawowałby Jarosław Kaczyński.
Bez jego zgody terenowe oddziały PiS nie mogłoby zatrudniać nawet bezpartyjnych sprzątaczek we wszystkich urzędach. PiS uchwaliłoby nieważność wyborów samorządowych i przejęłoby władzę od sejmików przez powiaty, gminy po stanowiska sołtysów w najmniejszych wsiach. Naród spragniony 500 złotych na dziecko nie doczekałby się sztandarowej obietnicy PiS, bo to miało być po 500 zł na coś innego. Bardzo chciałbym się mylić i przyznać rację tym zwolennikom PiS, którzy twierdzą, że tak robiła Platforma, na którą nie mogli już patrzeć. Zgoda, PO z PSL „rano, wieczór, we dnie i w nocy” powinny przepraszać Polaków za arogancję władzy. Wybory wygrał Andrzej Duda i PiS - to rządzą. Tylko czy rządzenie polega na wszczynaniu nieustannych awantur? Czy oni obiecywali to wyborcom w czasie kampanii wyborczej?
Zapewniali, że uchwalą nową kwotę wolną od podatku, czy dostali poparcie za obietnicę ataku na Trybunał Konstytucyjny? Tymczasem Trybunał urasta ustami Jarosława Kaczyńskiego do „reduty” broniącej starego porządku w Polsce. A gdyby PiS robił wszystko zgodnie z prawem, to czy bałby się Trybunału? Histeryczna reakcja Jarosława Kaczyńskiego po prostu zadziwia. Prezes rozhuśtał nastroje, wyprowadził ludzi na ulice i obraża Polaków. I to dopiero początek jego władzy. Co będzie dalej? Może nie ma się co dziwić, że przewodniczący Parlamentu Europejskiego już mówi o wydarzeniach w Polsce „mających charakter zamachu stanu”. No i wstyd przed Europą. Premier Beata Szydło domaga się przeprosin, a może wystarczyło opublikować orzeczenia Trybunału, by zmniejszyć o kilka stopni temperaturę konfliktu między Polakami?
Czym skończą się rządy Jarosława Kaczyńskiego? Czy wpędzi nas wszystkich w wojnę domową?