Wizerunek to nie wszystko. Dlaczego Petru zaczął upadać?
To katastrofą wizerunkową wywołaną „wyjazdem na Maderę” tłumaczy się najczęściej powody gwałtownego załamania sondaży Nowoczesnej i jej lidera. Tymczasem Nowoczesna już na etapie samych założeń była partią skierowaną do bardzo wąskiej niszy wyborców.
Przeciwnicy nazywali Ryszarda Petru „banksterem”, sceptycy przypominali jego zaangażowanie w kampanię promocji kredytów frankowych. Dziś były bankowiec zalicza swój wielki kryzys, trochę tak, jakby mechanizmy ze świata finansów wkradły się za nim do polskiej polityki. Bo przecież to, co spotkało Petru i jego partię w ostatnich miesiącach. miało na tyle gwałtowny przebieg, że bardziej niż polityczny kryzys przypominało giełdowy krach.
Jeszcze w grudniu Petru mógł w oparciu o przynajmniej część sondaży tytułować się szefem najsilniejszej partii opozycyjnej. Ale już w lutym tego roku widać było w badaniach opinii publicznej upadek jego formacji. Spadki sondaży Nowoczesnej i Ryszarda Petru nastąpiły jeszcze szybciej niż ich ekspresowy wzrost sprzed kilkunastu miesięcy. W 2015 roku Nowoczesna dostała w wyborach 7,6 proc. głosów. Ale już na początku 2016 roku w niektórych sondażach wyprzedzała nawet PiS. Później notowania powyżej 20 procent nie były dla Nowoczesnej wcale rzadkością. Przez cały pierwszy rok od wyborów, to właśnie Nowoczesna była głównym bezpośrednim beneficjentem wszystkich błędów obozu rządzącego i wszystkich gwałtownych ruchów wykonywanych przez PiS. Ryszard Petru stał się obok Mateusza Kijowskiego jedną z twarzy protestów w obronie konstytucji i Trybunału Konstytucyjnego, a jego partia postrzegana była jako główna, zarazem świeża i pełna nowej energii, siła anty-PiSu.
Dziś sondaże Nowoczesnej spadły na poziom kilku procent. W przeprowadzonym pod koniec kwietnia badaniu Kantar Public dla „Gazety Wyborczej” Nowoczesna otrzymała jedynie 4 procent wskazań, co oznaczałoby, że w wyborach z takim wynikiem nie przekroczyłaby progu. Zdecydowaną większość dotychczasowych wyborców Nowoczesnej przejęła Platforma Obywatelska. Do Platformy zdążyło też już przejść kilkoro posłów Nowoczesnej.
Podstawowe, politologiczno-publicystyczne wyjaśnienie załamania notowań Nowoczesnej brzmi mniej więcej tak: Petru zapłacił przede wszystkim za skandal wizerunkowy wywołany sylwestrowym wyjazdem w towarzystwie posłanki Joanny Schmidt w apogeum tzw kryzysu sejmowego, gdy posłowie Nowoczesnej i PO zgodnie okupowali.
Teraz w Nowoczesnej trwa akcja ratunkowa. Ryszard Petru pozostaje szefem partii, ale w ostatnim tygodniu kwietnia zrezygnował z jednoczesnego kierowania klubem poselskim. Szefową klubu została chyba najlepiej oceniana posłanka Nowoczesnej - Katarzyna Lubnauer. Sam Petru chyba znów natomiast zobaczył osłabione „światełko w tunelu”. - Moim błędem przez ostatnie kilkanaście miesięcy było wejście w nurt skrajnego antyPiS-u. To główna przyczyna spadków sondażowych - taką autodiagnozą podzielił się Petru z „Newswekiem”. W momencie, w którym postępująca polaryzacja sceny politycznej wywindowała notowania Platformy na poziom sprzed 2015 roku, decyzja o wyjściu Nowoczesnej z „nurtu skrajnego anty-PiS-u” wydaje się niezwykle ryzykowna. Petru już dwukrotnie odczuwał skutki swej ambiwalencji w stosunku do PiS, najpierw właśnie wtedy, gdy dostrzegł „światełko w tunelu” i później, gdy chodził na spotkania z PiS-owskimi oficjelami podczas gdy Platforma promowała się dzięki postawie „z terrorystami się nie negocjuje”. Po szeroko rozumianej stronie opozycyjnej chyba nie ma dziś jakiejś powszechniejszej potrzeby istnienia partii, która nie należałaby do „nurtu skrajnego anty-PiSu”. Miało tam za to prawo nastąpić pewne zmęczenie kolejnymi wpadkami Ryszarda Petru.
Kryzys po sylwestrowym „wyjeździe na Maderę” to niejedyny problem wizerunkowy Petru. Jego wpadki i przejęzyczenia to cała epopeja. Najsłabsze punkty lidera Nowoczesnej to niewątpliwie związki frazeologiczne języka polskiego i historia. W tym pierwszym obszarze.
„Głowa psuje się od góry” - tak skomentował obsadzanie przez PiS z klucza partyjnego i towarzyskiego stanowisk w państwowych spółkach. Będzie mniej w tym, że tak powiem, kręcenia filiżanką w szklance bez cukru…- mówił o swoich pomysłach na modernizację armii.
Z historią u Petru bywa równie zabawnie. Uznał, że Józef Piłsudski przeprowadził zamach majowy w 1935 roku. Ogłosił, że imperium rzymskie upadło w szczycie swej chwały. Sejm Niemy ochrzcił Sejmem Głuchym. Piętrową kompromitacją było wezwanie na Facebooku do obrony przed zakusami Prawa i Sprawiedliwości Konstytucji… W ten sposób Petru (lub ktoś z personelu zajmujący się facebookowym kontem) dowiódł, że umknęła mu wiedza o kilku kolejnych polskich konstytucjach, w dodatku z treści wpisu wynikało niemal wprost, że uważa, iż w Polsce nadal obowiązuje ustawa zasadnicza z 1791 roku z Komisją Edukacji Narodowej, Strażą Praw, monarchią konstytucyjną etc. Wszystko to w apogeum sporu o Trybunał Konstytucyjny, w momencie, w którym w politycznym dobrym tonie było co najmniej cytowanie z pamięci paragrafów Konstytucji RP z 1997 roku.
Co było jeszcze? 12-miesięczna ciąża, Ciechanów i Łomża na południe od Warszawy, albo wypowiedź o tym, jak „chłopak czy dziewczyna wybiera się do ginekologa”. Lista jest długa, a każda kolejna wpadka rysowała wizerunek Petru jako przebojowego i kompetentnego zarazem fachowca, który rzucił świat wielkich pieniędzy i biznesu, by zaangażować się w politykę.
Problemy wizerunkowe, zarówno te humorystyczne, jak i te katastrofalne, niekonsekwencja w pozycjonowaniu roli własnej i partii na opozycji - to wszystko z pewnością częściowo tłumaczy koniec dobrej passy Ryszarda Petru na politycznym rynku. Ale to wciąż nie jest chyba pełne wyjaśnienie załamania pozycji Nowoczesnej i jej lidera.
Dlaczego bowiem Nowoczesna straciła swych wyborców tak łatwo i tak szybko zarazem?
Nowoczesna została uruchomiona jako partia centrowa, dość ostrożna światopoglądowo, gotowa w tej sferze do flirtów zarówno z konserwatywną polską większością, jak i z wyborcami o liberalnych podstawach. Ale obszar, w którym Nowoczesna miała wyrazisty i jednoznaczny program był tylko jeden - to gospodarka. Tu optyka Nowoczesnej była i jest bardzo bliska neoliberalizmowi, sama partia od początku była zaś zorientowana na przedsiębiorców i klasę średnią. Niskie podatki, radykalne ograniczenie administracji, promocja tak zwanej elastyczności na rynku pracy
Powiedzmy to sobie jasno: przede wszystkim właśnie to sprawia, że Nowoczesna to projekt ograniczony do politycznej niszy na poziomie elementarnych założeń - konceptu i programu.
Partia klasy średniej odwołuje się bowiem w polskich warunkach do stosunkowo nielicznej warstwy społecznej, stosując klasyczne kryteria dochodowe, za członków klasy średniej możemy uznać najwyżej (!) nieco mniej niż jedną piątą Polaków. W dodatku część z nich zdecydowanie przedkłada kwestie ideowe czy światopoglądowe nad interes klasowy - znajdziemy wśród polskiej klasy średniej zdeklarowanych wyborców zarówno PiS, jak i partii Razem - i jedni, i drudzy pozostaną całkowicie obojętni na neoliberalne propozycje Nowoczesnej.
Problem z samym konceptem Nowoczesnej, jako partii klasowej, mógł wynikać z błędnego rozpoznania struktury polskiego społeczeństwa. Owszem bowiem, Polacy w sferze autodeklaracji chętnie postrzegają samych siebie jako członków klasy średniej - w badaniach charakteryzuje się w ten sposób około połowy respondentów. Problem tylko w tym, że w ten sposób Polacy wyrażają często wyłącznie swoje aspiracje, wcale niekoniecznie zaś oddają swoją realną sytuację majątkową i rzeczywisty status społeczny. Ten sam człowiek, który w badaniu właśnie mianował się członkiem klasy średniej, słysząc o „elastyczności rynku pracy” nagle łapie się za kieszeń i przypomina sobie o swojej umowie śmieciowej. A kiedy słyszy o „ułatwianiu życia przedsiębiorcom”, nagle uświadamia sobie, że jego jednoosobowa działalność gospodarcza to wyłącznie skutek działań pracodawcy, który zmuszając go do założenia „firmy”, w majestacie obowiązującego w Polsce neoliberalnego prawa wypchnął go z etatu. I tu jego wspólne drogi z „partią klasy średniej” gwałtownie się rozchodzą.
Gospodarcza oferta Nowoczesnej była i jest skierowana do przedsiębiorców i pracodawców w prawdziwym tego słowa znaczeniu i do rzeczywistych (czyli świetnie jak na polskie warunki zarabiających) członków klasy średniej. Oznacza to, że choćby tylko potencjalnie zainteresowane nią może być ledwie kilkanaście procent Polaków.
Oprócz propozycji gospodarczych Nowoczesna nigdy natomiast nie miała szczególnie wiele do zaoferowania wyborcom - poza charakterystyczną osobowością lidera i jego najbardziej rozpoznawalnych współpracowniczek.
Po załamaniu notowań Nowoczesnej dominację na opozycji objęła Platforma Obywatelska. Politycy PO będą starali się nie dopuścić do odbudowania Nowoczesnej.
Partia Ryszarda Petru zmaga się również z problemami finansowymi. Ze względu na błędy w sprawozdaniu wyborczym Nowoczesna straciła na trzy lata prawo do subwencji z budżetu, która wynosiłaby prawie 6 mln zł. To ogromny cios dla finansów każdej polskiej partii, dla Nowoczesnej, która nie ma żadnych rezerw z poprzednich kadencji, szczególnie.
Już w 2018 roku polską scenę polityczną czekają wybory samorządowe - wyjątkowo ważne, bo być może decydujące o przyszłości obecnego obozu rządzącego. Zarazem zaś dla każdej logistycznie i organizacyjnie o wiele trudniejsze niż wybory parlamentarne czy prezydenckie. Tu najlepiej radzić sobie będą partie z rozbudowanymi i doświadczonymi strukturami, w dodatku ze względnie zasobnym portfelem. PiS, PO i PSL - to te trzy ugrupowania będą głównymi graczami w wyborach lokalnych.
Dla Nowoczesnej - partii młodej i dopiero tworzącej struktury, a przy tym już teraz borykającej się z bardzo poważnymi problemami - przyszłoroczne wybory samorządowe to natomiast wyjątkowo niebezpieczny moment. Partia Ryszarda Petru może w nich po prostu przepaść, co z pewnością było już uwzględniane w myśleniu o partyjnej strategii. Przy 20 procentowym ogólnopolskim stanie posiadania można było to jednak jakoś „wliczyć w koszty”. Przy obecnych notowaniach Nowoczesnej, klęska w wyborach samorządowych byłaby natomiast najprawdopodobniej gwoździem do trumny.