Witold Zembaczyński: Amber Gold wręcz pławił się w bezkarności
Niektórzy odpowiedzialni za zaniechania w sprawie Amber Gold wciąż pracują w wymiarze sprawiedliwości – mówi członek Komisji ds. Amber Gold, poseł Nowoczesnej z Opola.
W tym tygodniu komisja śledcza zaczęła przesłuchania przedstawicieli Komisji Nadzoru Finansowego. Zapowiadano w związku z tym przełom. Czy nastąpił?
Po przesłuchaniu zastępcy dyrektora Departamentu Prawnego KNF Marcina Pachuckiego oraz byłego dyrektora departamentu komunikacji społecznej Łukasza Dajnowicza - przełomu nie było. Nie na wszystkie pytania uzyskaliśmy odpowiedzi, bo zasłaniano się tajemnica handlową i finansową. Ta tajemnica to pięta achillesowa komisji śledczej, nie możemy z niej zwolnić przesłuchiwanych osób, choć to sprzeczne z interesem opinii publicznej. Takie zwolnienie to domena śledztwa prowadzonego przez prokuratora.
Na jakie pytania nie udzielano odpowiedzi?
Na te dotyczące aspektu finansowego spółek z grupy Amber Gold – obrotu na rachunkach bankowych, skąd tam trafiały pieniądze, a nade wszystko – gdzie je przelewano. Odpowiedzi są ważne, bo mogą pomóc w ustaleniu, kto był pracodawcą Marcina P. Na razie przesłuchania ludzi z KNF potwierdziły smutną prawdę – że w ówczesnym stanie prawnym, gdy powstała piramida Amber Gold - KNF był wobec niej bezsilny. Cała działalność KNF to było jałowe wymienianie pism z prokuraturą…
Dajnowicz zapewniał, że po otrzymaniu sygnału z mediów w KNF przeanalizowano publiczne dane dotyczące Amber Gold i zdecydowano o wpisaniu spółki na listę ostrzeżeń. Czyli najwięcej zrobiły w tej sprawie media! Naprawdę nie można było – po „jałowej wymianie pism z prokuraturą” – poinformować ówczesnego premiera Tuska, że w kraju rośnie niebezpieczna piramida finansowa?
Można było, można było też zrobić wiele innych rzeczy. Dlaczego urzędnicy KNF nie dążyli do zainteresowania sprawą ABW? Poza tym działalność Amber Gold, skala finansowa tej piramidy, wysokość utraconych pieniędzy - w mojej ocenie wiązały się z powstaniem zagrożenia bezpieczeństwa finansowego państwa, a to jest w w sferze zainteresowania i ABW, i CBŚ. Od początku CBŚ powinno być adresatem pism KNF. Jednak musimy pamiętać, że we wrześniu 2011 roku KNF alarmowało prokuraturę generalną w sprawie Amber Gold. To kluczowe pismo zostało zbagatelizowane.
Czy drugi dzień przesłuchań ludzi z Komisji Nadzoru Finansowego, w tym byłego szefa KNF Stanisława Kluzy, dał odpowiedzi na te pytania?
Kluza mnie zaskoczył informacją, że wielokrotnie KNF spotykał się w sprawie Amber Gold z prokuraturą i to zaraz w początkowym etapie działania piramidy! Czyli było coś więcej niż tylko jałowa wymiana pism. W dokumentach jednak nie ma śladów z tych spotkań. Na pytania szczegółowe dotyczące tych spotkań Kluza już nie odpowiadał, zasłaniał się niepamięcią.
Często schemat przesłuchań wygląda tak, że padają odpowiedzi: „Nie pamiętam”, „Nie interesowałem się”, „Nie kojarzyłem”. To irytujące, że np. Witold Koziński, były członek Komisji Nadzoru Finansowego i były wiceszef NBP, mówi, że nie interesowała go działalność Amber Gold, bo nikt o to nie pytał...
Fakt, często osoby przesłuchiwane zasłaniają się niepamięcią. Jednak i tak Komisja odkrywa nowe fakty, jak np. kwestia tych „tajemniczych” spotkań KNF-u z prokuraturą, o których wcześniej mówiłem. Z zeznań Kozińskiego wyszło też, że nad bankami nikt nie prowadził kontroli. Nie było tego nadzoru nawet w NBP! Proszę sobie wyobrazić, że przedstawiciel Amber Gold przyniósł do jednego z oddziałów NBP w kraju 15 kilo złota zapakowanego w plecioną reklamówkę z Ikei... Chciał to złoto sprzedać. Ostatecznie do transakcji nie doszło. Po tym fakcie nikt jakoś nie zainteresował się, skąd taki człowiek ma złoto, z jakiego biznesu ów kruszec wart kupę pieniędzy pochodzi... Dziwne.
Gdy został pan powołany do Komisji Śledczej w Sprawie Amber Gold, powiedział pan, że rządzący chcą zrobić z tej komisji miejsce nagonki na byłego premiera Donalda Tuska...
Tak powiedziałem…
Wydaje się, że były premier ponosi odpowiedzialność, bo zawiodły podległe mu służby, organy ścigania. Poza tym - prokuratura i sąd.
Zawiedli szefowie instytucji podległych bezpośrednio premierowi i nawet nie można się tłumaczyć niezależnością prokuratury. Jeśli patrzeć na aferę Amber Gold w ten sposób, to ówczesny rząd faktycznie ponosi odpowiedzialność - w sensie politycznym. Jednak z uzyskanych podczas prac komisji informacji wynika, że za samym powstaniem Amber Gold, jego know-how, stoją nie politycy, ale przestępcy.
Nie wiem. Nie pamiętam. Nie kojarzyłem. Nie interesowałem się... To częste odpowiedzi przesłuchiwanych
A za spokojnym rozwojem tejże piramidy – już amatorszczyzna albo lenistwo organów ścigania? Czy może celowe przymykanie oczu?
Etap przesłuchań przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości zakończył się ze strony Komisji decyzją o sformułowaniu dwóch zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa. Pokazaliśmy ponadto, że prawne korporacje nie były zainteresowane wyciąganiem konsekwencji wobec osób, które bez należytej staranności prowadziły dochodzenia w sprawie Amber Gold. Prokurator Hanna Borkowska przez trzy miesiące przetrzymywała akta w sprawie Amber Gold, bo ponoć o nich zapomniała, jednak nikt nie wyciągnął wobec niej służbowych konsekwencji, nawet nie pytał o to. Prace komisji pokazują słabość państwa, brak należytego nadzoru, brak koordynacji między instytucjami. W czasach Amber Gold można było być skazanym prawomocnym wyrokiem i zasiadać na fotelu prezesa instytucji finansowej. Część rozwiązań prawnych, które mają zapobiegać takim patologiom, zostało już wprowadzonych. Jednak wciąż trzeba być ostrożnym. Na przykład w sejmie jest obecnie dyskutowana propozycjach PiS o złagodzeniu nadzoru nad tzw. małymi SKOK-ami.
To efekt decyzji Trybunału Konstytucyjnego...
Owszem. Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że ustawa o SKOK przewiduje dla małych SKOK-ów środki nadzoru adekwatne do funkcjonowania kas o dużych rozmiarach i że należy ograniczyć część istniejących form nadzorczych. Mówię tylko, że w owych ograniczeniach należy być ostrożnym, tak aby KNF był wciąż właściwym buforem bezpieczeństwa, chronił klientów instytucji finansowych.
Powróćmy do komisji. Nie zastanowiły pana zeznania biegłego powołanego przez prokuraturę do badania dokumentacji Amber Gold?
Tego człowieka nie powinno się powoływać na biegłego. Nie znał się na złocie, nie dostawał długo dokumentacji, którą miał zbadać. Nie dopytywał się o nią. Powołanie biegłego służyło tylko obstrukcji dochodzenia i temu, by nic się nie działo. Na tym etapie potrzebna była inicjatywa prokuratorów, a nie biegły.
Szokujące były też zeznania policjantki, która mówiła, że nadzorująca jej pracę prokurator wyraźnie lekceważyła sprawę Amber Gold.
Tak, ale niestety nie udało się nam przesłuchać jeszcze prokurator Barbary Kijanko – przebywa od początku prac komisji na zwolnieniu chorobowym.
Bogusław Michalski, były dyrektor Departamentu Postępowania Przygotowawczego w Prokuraturze Generalnej, zeznał przed komisją śledczą ds. Amber Gold, że jego zdaniem oprócz Marcina P. i jego żony Katarzyny akt oskarżenia powinien objąć także inne osoby. Jakie? Tego Michalski nie zdradził komisji. To trochę niepoważne.
Prokuratura Generalna kompletnie nie zdała egzaminu. Jej nadzór nad gdańskimi śledczymi zajmującymi się Amber Gold był fikcyjny. Prokuratorzy dopuścili się poważnych zaniechań, które pozwoliły na wieloletnią bezkarność Marcina P. Nie zajęli się należycie sprawą niezapłaconego podatku dochodowego przez szefa Amber Gold, a chodziło o gigantyczną kwotę 22 milionów złotych. Marcin P. nie poniósł w tym czasie żadnych konsekwencji.
W grudniu komisja przesłuchiwała Jarosława Gowina, ministra sprawiedliwości w latach 2011–2013. Znów miał być przełom.
To miał być przełom dla PiS, który oczekiwał, że Gowin zwali winę na Tuska. Tymczasem Gowin mówił, że nie było związków między trójmiejską PO a Amber Gold. Mówił o tym, że premier nie wiedział też nic o zatrudnieniu jego syna Marcina Tuska w tanich liniach lotniczych OTL, prowadzonych przez spółkę Marcina P. Zapytałem, czy Donald Tusk wpadł we własne sidła, bo zabronił służbom interesowania się prywatnym życiem dzieci. Amber Gold sięgnęło po Michała Tuska, bo potraktowało go instrumentalnie, dla celów budowania zaufania społecznego. Minister Gowin to potwierdził.
Złożył pan wniosek o przesłuchanie ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego przez komisję ds. Amber Gold. Dlaczego ?
Bo w prokuraturze dalej pracują ludzie, którzy zaniedbali sprawę Amber Gold. Trzeba zapytać, jak wymiar sprawiedliwości funkcjonował nie tylko w czasie Amber Gold, ale i teraz. Czy – w podobnej sytuacji - nie zostałyby popełnione te same błędy. Po wysłuchaniu przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości w czasie dotychczasowych prac komisji mam wątpliwości, czy i dzisiaj prokuratura jest gotowa do prowadzenia tak dużych spraw, z taką liczbą poszkodowanych. Niestety mój wniosek wciąż nie został jeszcze rozpatrzony.
Na zakończenie mam pytanie, zaczerpnięte zresztą z komentarza na pana fejsbuku. Pytanie to brzmi: „Czego tak naprawdę ma ta komisja dowieść??? Przecież nie zapłacą za ten pokazowy spektakl winni, ale my, podatnicy”.
Nie dostaję grosza za pracę w komisji. Owszem – jak każdy członek komisji - mam doradcę, jest nim Sławomir Śnieżko, który zajmował wysokie stanowiska w Komendzie Głównej Policji, Centralnym Biurze Antykorupcyjnym oraz w korporacjach finansowych. Mam też asystenta. Obaj – podobnie jak asystenci i doradcy pozostałych członków komisji - utrzymywani są z budżetu kancelarii sejmu. Komisja śledcza jest jedynym ciałem, które jest w stanie objąć swymi pracami tyle tak różnych i odrębnych instytucji: sądy, prokuratury, ale i KNF, UOKiK, nawet Urząd Lotniczy. To ma znaczenie dla kontroli nad funkcjonowaniem całego państwa.
Dziękuję za rozmowę.