Witajcie w gorzowskim centrum rozterek

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Rusek
Zbigniew Borek

Witajcie w gorzowskim centrum rozterek

Zbigniew Borek

Swoje osiedle uwielbiam i nie znoszę. Pokazywałbym je na widokówkach, ale parę miejsc wypalił do gołej ziemi. Niektórych ludzi wyniósłbym pod niebiosa, paru innych wyprowadził za stodołę i wpakował kulę w łeb bez sądu. Już pewnie wiecie, że mieszkam w śródmieściu?

Ludzie mówią: śródmieście, centrum, ale nie bardzo wiedzą nawet, gdzie się ono zaczyna, a gdzie kończy. Mieszkasz w centrum? W wyborach możesz być przydzielony do Wieprzyc, Staszica lub nawet Zawarcia, zależy jak polityczny wiatr zawieje. To ziemia wszystkich i niczyja. Ludzie z innych miast i osiedli przyjeżdżają tu do pracy i na zakupy. tedy czują się jak u siebie i wszystko mają w nosie. To widać, słychać i czuć. Mimo to centrum da się lubić. Ba! Można z niego być dumnym.

Tu skupia się to, co w Gorzowie najlepsze. Rzeka z zagospodarowanymi bulwarami to wizytówka nie tylko śródmieścia, ale i całego naszego miasta. Teatr Osterwy ze sceną letnią, Jazz Club pod Filarami, filharmonia - to miejsca, o których mówi się pozytywnie nie tylko w Gorzowie. A jakby nie było - to jest moje śródmieście! Jestem dumny z tego, jak dziś wygląda Zamiejscowy Wydział Kultury Fizycznej (prościej: AWF). Podobają mi się zmiany, jakie zachodzą w dawnych koszarach przy Chopina za sprawą głównie Akademii Jakuba z Paradyża i wymiaru sprawiedliwości. Cenię sobie efektowny gmach biblioteki. Uwielbiam Park Róż (tak, wiem, to część Parku Wiosny Ludów, ale wolę nazwę Park Róż).

Nasza, mieszkańców śródmieścia, Askana zawarciańską Novą Park architektonicznie bije na łeb, na szyję. Jako dumny mieszkaniec śródmieścia każdego przybysza z zewnątrz chętnie oprowadzę szlakiem rzeźb. Pomniki: przewoźnika po Warcie - Zacharka, miejskiego oryginała Szymona Giętego, malarzy naszego miasta - niemieckiego: Henselera i polskiego Korcza czy żużlowca Jancarza pokazują, że potrafimy w nienadmuchany sposób docenić bohaterów codzienności, nasze gwiazdy, ale też radzić sobie z trudną przeszłością.

Mieszkając w śródmieściu wszędzie mam blisko. Nie jestem skazany na jeden czy dwa osiedlowe puby. Piwko na górnym pokładzie łajby na Warcie w lekko wietrzny ciepły dzień (w końcu taki nadejdzie!) to jest coś, co tygryski lubią najbardziej. Tygryski cieszą się, że „z buta” mogą dotrzeć do paru dobrych restauracji i pizzerii. Tygryskom smakuje klimat i czekolada Cafe Costa. W Red Coffee chętnie wypiją wiaderko kawy. Zajrzą do Górka&Kulka (jaka ulga, że po Empiku nie ma już monopolowego!). Lody i lodziarnie to coś, co od dwóch - trzech lat dzielnie wbija się we wrednie bankowo - aptekarską przestrzeń śródmieścia. Podobnie jak piekarnie. Jednym i drugim, jako tubylec, kibicuję.

Powody do złości

Załamuje mnie w naszej dzielnicy bajzel kolorystyczny, partyzantka szyldów i burdel architektoniczny. Ciężko mi się pogodzić z tym, że tak wiele mamy zapuszczonych budynków, które można by zmienić w cuda miejskiej architektury (zobaczcie odnowioną kamienicę na ul. 30 Stycznia i jej tragiczne otoczenie). Nie mogę zaakceptować fatalnego stanu szkolnych obiektów, np. SP 1 i IV LO.

Z tych samych powodów, dla których ze śródmieścia jestem dumny, bywam na nie wściekły. Mnóstwo tu upierdliwości. Przepraszam za wyrażenie, ale ono doskonale opisuję istotę sprawy. Bo jak inaczej nazwać bezczelne parkowanie gdzie się da? Jak inaczej określić panoszące się po całym śródmieściu śmietniki? Cholera mnie bierze, jak to widzę sam (a jak jestem z kimś spoza miasta, to bierze mnie wstyd). Hordy kubłów są niemal wszędzie! Dawniej Kwadrat rządził „dzielnią”, teraz śmieci rządzą Kwadratem. Polityka miejska w tym zakresie to jedna wielka katastrofa. Ale nie owijajmy w bawełnę: nie wszystko za nas załatwi miasto. O wiele rzeczy mogliby zadbać mieszkańcy i śródmiejskie instytucje. Ale co tu dużo gadać, skoro nawet szacowna AWF tuż przy wejściu ustawiła sobie wielkie śmietniki. Mogłaby schować je za murek, po lekkiej jego przebudowie, ale nie! Najwidoczniej to śmietnik ma zachęcać do studiowania i budować wizerunek najstarszej gorzowskiej uczelni.

To nie jest żadna kupa

Dobijają mnie walające się wszędzie psie gówna. Znów: przepraszam za słowo. Ale ilu z nas, widząc „to” na ulicy, myśli sobie sympatycznie: „psia kupa”? Ilu, jak wdepnie, mówi: „och, wdepnąłem/wdepnęłam w psią kupę”? Nie, na chodnikach i skwerach śródmieścia wojewódzkiego miasta widzimy ohydne gówna i w nie czasem włazimy. Zdechła tymczasem społeczna inicjatywa „Odkupmy Gorzów”. Pojemników na odchody i sprzętu do ich sprzątania nie uświadczysz. A parę tabliczek na trawnikach, napominających właścicieli do sprzątania, nie nada się nawet psu na budę. I znów: nie wszystko załatwi za nas miasto i przepisy. Akurat psów to „obcy” nam do śródmieścia na spacery raczej nie zwożą.

Złoszczę się na żulerkę. Widać ją w wielu miejscach - nie tylko przy nocnym w niszach przy Sikorskiego, gdzie mają swój Park Jurajski (tak tam ryczą) czy w okolicy Biedronki przy 30 Stycznia. Mnie z racji zamieszkania dobijają bardziej ci, którzy wieczorami i nocą zawładnęli boiskiem i całym zapleczem IV LO oraz sąsiadującego z nim przez płot przedszkola. Imprezują tu regularnie, a w weekendy potrafią zorganizować garden party. Kilka samochodów całą mocą wali muzyką po oknach bloków i kamienic, towarzycho grzeje w palnik i przebija paszczą. Zostawiają po sobie butelki. Mój pies Scooby milion razy skaleczył sobie przez to łapę. Nie, imprezowicze rozbijają je rzadko. Tym zajmuje się następna fala: gówniarzeria. Przychodzi, rozbija i cieszy japy. A Scooby cierpi i weterynarz zarabia.

Przy nocnych bibach parę razy interweniowałem na policji. Zwykle nie zdążali. Raz się zawziąłem i dzwoniłem około północy trzy razy, co kwadrans, aż się na mnie pan dyżurny trochę zdenerwował. Zadzwoniłem i czwarty, żeby zaoszczędzili sobie fatygi, bo przedszkole już obsikane, biesiadnicy poszli, a policjanci będą mogli najwyżej zebrać po nich butelki. Strażnika miejskiego raz zaprowadziłem tam za rękę. Pokazałem, którędy oni łażą i gdzie się chowają, kiedy wóz straży czy policji zatacza oficjalne kółko na asfaltowym boisku IVLO. Pomogło - widywałem później bardziej efektywne patrole.

W śródmieściu mieszka znieczulica

Wszystkiego patrole nie załatwią. Jak przechodzę przez IVLO i widzę imprezujące ekipy, zawsze grzecznie proszę, żeby nie hałasowali i butelki zabrali ze sobą (śmietniki są po drodze, wskazuję). Nigdy jakoś mnie nie pobili. Ale ktoś z okolicy raz mnie ostrzegał, że w końcu za to „zbiorę”. Jednego z tych gówniarzy, co to trzaskają szkłem, goniłem raz kilkaset metrów. Minęliśmy mnóstwo ludzi, próbował pomóc jeden pan (był za wolny). Małolata w końcu złapałem i grzecznie zmusiłem do posprzątania szkła, które rozbił. Do tej pory patrzy na mnie wilkiem, choć już się z wózkiem prowadza...

Do samochodu raz się swojego włamywałem, bo kluczyk niechcący zatrzasnąłem w środku. 45 minut to trwało po 23.00, nikt nie zareagował. Rozumiem, że sąsiedzi, pewnie poznali. Ale stałem pod innym blokiem. Przejechało też parę samochodów, taksówkarzy. I nikt nic nie zrobił, policji nie powiadomił. Mieszkańcy śródmieścia nie stanowią wspólnoty i to jest na pewno bolączka tej części miasta.

O małej wspólnocie mogę mówić w przypadku klatki w moim bloku. Wszyscy wszystkich znają, każdy każdemu się ukłoni, każdy z każdym słowo zamieni. Sąsiadka spod jedynki dba o klomb przed blokiem. Sąsiad spod piątki co rusz naprawi coś na klatce, choć przecież nie jego, a wszystkich. Inni też dla siebie wzajemnie przychylni. Jak trzeba było studentów, którzy najmowali jedno z mieszkań zdyscyplinować, to też się jakoś udawało. Ale o wspólnocie mieszkańców całego bloku, ulicy czy osiedla - zapomnij.
Śródmieście ma wielki potencjał, ale żeby go wykorzystać, trzeba jeszcze mnóstwo zrobić. Tym bardziej denerwuje mnie to, że zamiast poprawiać, miasto pozwala na jego psucie. Nie wiem, jakim cudem naprzeciwko znakomicie wkomponowanego w otoczenie Parku 111 stanęła makabryła nibygalerii Młyńskiej?! Nie mogę przeżyć, że murki na tzw. starym (bo on też przecież nowy) bulwarze przysłaniają rzekę! I są za wysokie, by na nich siedzieć.

Nie rozumiem, dlaczego urzędnicy potrafią wydać zgodę na lokalizację kiosków z jedzeniem przy miejskich pomnikach, co od razu te drugie odsuwa w cień. Tak było z pomnikami malarzy, tak nadal jest z pomnikiem Jancarza - jakby nie można było tych obiektów postawić kawałek dalej. Dobija mnie myśl, że urzędnicy zlikwidowali warzywniak naprzeciwko wodospadku (ul. Sikorskiego), zamiast w niego zainwestować, bo to było parę miejsc pracy i tona kolorytu. Nie mogą pojąć, jak można było się zgodzić na lokalizację bankomatu na środku wlotu do Wełnianego Rynku. Pasuje tam jak pięść do nosa i wali po oczach sraczkowatym błękitem.

O pomstę do nieba woła to, że świetnie wyremontowany dziedziniec AWF został odgrodzony od centrum (i skweru naprzeciwko) wysokim płotem. Widziałem parę dużych uczelni w Polsce, żadna się tak od miasta współcześnie nie odcięła. Co jeszcze? Odstrzeliłbym wandali, którzy co rusz niszczą elewacje albo rzeźby? Kto zliczy, ile razy głupole ukradli Szymonowi Giętemu fajerkę?!

A ja czekam i czekam

Jak chyba każdy, kto tu mieszka, z utęsknieniem czekam na parę remontów - zapowiadanych i niezapowiadanych, ale koniecznych. Utworzenie deptaka od katedry do ul. Pionierów wzdłuż Sikorskiego (ma być gotowy w przyszłym roku) odmieni kawał centrum. Wolałbym wprawdzie wariant pierwotny: od katedry do Cichoń skiego (już za prezydenta Wójcickiego) czy jeszcze wcześniej (za Jędrzejczaka) od Cichońskiego do biblioteki na rogu Kosynierów. Podobał mi się pomysł woonerfów (stref ruchu zwolnionego naturalnymi szykanami) radnej Marty Bejnar - Bejnarowicz, ale on umarł zanim się na dobre narodził. Wiele sobie obiecuję po ścieżce pieszo - rowerowej od Warty wzdłuż Kłodawki i Parku Róż (z nową tutaj kładką). Ciekaw jestem efektów remontu przaśnej Przemysłówki i przeprowadzenia tam instytucji kultury. Chciałbym jak najszybciej remontu ul. Chrobrego i dawnego Traktu Królewskiego. Marzy mi się wykorzystanie naszych schodów - nie tylko Donikąd, ale też wiodących do dawnych koszar przy Chopina (wraz ze Wzgórzem Wisielców). To mogą być śródmiejskie perły!

O śródmieściu rozmawiałem z kilkoma osobami. Kilka zareagowało też na mój wpis na ten temat na Facebooku. Oto ich opinie:

Marta Bejnar-Bejnarowicz, radna: - Wszędzie mamy blisko. Czasem aż za blisko, np. Askany i AWF-u, których pracownicy czy studenci zastawiają okolicę samochodami i mieszkańcy nie mają gdzie parkować. Za blisko mam do wszystkich, którzy nie sprzątają po swoich psach. Próbowałam doprowadzić do zrobienia wybiegu w Parku Róż, ale radna Grażyna Wojciechowska oświadczyła, że nie życzy sobie sralni, a radna Maria Surmacz, że jak właściciele psów chcą wybiegów, to niech się na nie złożą. I tak ten pomysł zablokowano, choć psy mają dziś w śródmieściu głównie ludzie starsi i ich jest tu najwięcej. Dla nich wyjście z psem na spacer to często jedyna forma aktywności i jedyny w ogóle powód, by wyjść z domu. Za mało mamy w śródmieściu ławek, zwłaszcza z oparciami, a głównie takich potrzebują starsi. Za mało jest stref odpoczynku. Moje dzieciaki mają niby pod nosem plac zabaw, ale tak naprawdę to tylko piaskownica, którą przekopali już 15 razy, aż do Australii. Na plac zabaw w Parku Róż ich samych nie puszczę. Za daleko, a kierowcy z innych części miasta jeżdżą tu często jak wariaci.

Leonard Przybyło, przewodnik: - Mam sprzeczne odczucia. Wszędzie mamy blisko: żona do katedry, ja do sklepu, blisko są dworce PKP i PKS, przystanki MZK. Ale przed wojną Gorzów był miastem bombonierką. Śródmieście było zabudowane pięknymi kamienicami i spójne. Teraz to jest makabra: apteka obok apteki, bank obok banku. I to mnie denerwuje. Może ktoś powiedzieć, że mamy piękny bulwar, OK, ale to za mało. Brakuje miejsc z klimatem. Chciałoby się zobaczyć zagospodarowany drugi brzeg Warty z miejscami wypoczynku i odpoczynku. Proszę mi tylko nie mówić o plaży miejskiej, bo to nawet nie jest namiastka. Śródmieście umarło. Żeby ożyło, pierwszy krok to wyrzucić apteki i banki, zamiast tego porobić kawiarenki z ogródkami, nawet piwnymi. Ożywić kulturalnie rynek, niech tam się coś dzieje. Za mało życia jest także w parku Wiosny Ludów, tam musi się coś dziać, nie raz do roku Alte Kameraden.

Marek: - Po remoncie ulica Borowskiego jest ładnie zrobiona, to już widać, wszystko pięknie, tylko dlaczego przystanek jest na trawniku? Czy nie można było dodać paru kostek polbruku? Zapada się chodnik przy ul. Wyszyńskiego, w kierunku Kłodawy, za siedzibą sióstr zakonnych. Takie rzeczy powinno się sprawdzać i usuwać na bieżąco. Strasznie mnie irytują także śmietniki, które stoją w różnych miejscach centrum wojewódzkiego miasta.

gorzowianka: - Chciałabym zwrócić uwagę na dramatyczną sytuację zabytkowej Szkoły Podstawowej nr 1 (ul. Dąbrowskiego - do. red.). Chodzą do niej dzieciaki, które i tak mają już na starcie trudniej, ale nikt sytuacji ich i szkoły chyba nie dostrzega. To wszystko dzieje się w centrum miasta, podczas gdy budujemy Centrum Edukacji Zawodowej i Biznesu przy ulicy Warszawskiej, zaciągamy zobowiązania na przenoszenie szkół muzycznych na Warszawską. Gdy władze Gorzowa stawiają ponoć na edukację zgodnie z nową marką, może warto spojrzeć na podstawy.

Henryk Ziółkowski: - Ul. Sikorskiego 136-138 to wiecznie zajęte parkingi. Obcy ludzie stawiają auta chociaż jest znak, że parking tylko dla mieszkańców. Policja mówi, że to droga wewnętrzna i przepisy tu nie obowiązują. Z kamienicy przy ul. Wełniany Rynek 7 odpada tynk. Regularnie. Zgłosiłem to jakieś dwa miesiące temu, ale w komunalce powiedzieli: „spadło” i nic z tym nie zrobili.

Maja Bukowska: - Obciachy śródmieścia to walące się płoty wzdłuż domów przy Konstytucji 3 Maja za Fado i po prawej, i po lewej; walące się kamienice przy Dąbrowskiego, Łokietka, 30 Stycznia; elewacja Domu Usług przy Sikorskiego, ,,chodnik” przy Sikorskiego tam, gdzie jest zegarmistrz i gdzie był Orbis; bałagan reklamowo - banerowy w całym Gorzowie; pomazane ściany odnawianych elewacji, w centrum szczególnie; stojące wszędzie kubły na śmieci; przepraszam za wyrażenie - ,,menelska” Biedronka w centrum, czyli ścisk, kartony, brud, smród. Jakoś Gorzów nie podziela losu dopieszczonych miast podobnej wielkości w Niemczech, Szwajcarii, Austrii... Władze i ich obowiązki to jedno, ale żeby ogarnąć własny płot czy nie śmiecić na ulicach, to już sprawa mieszkańców. Mamy chyba nadal mentalność z PRL-u: to nie moje... Potrzebna jest edukacja od przedszkola po rodzica.

Zbigniew Borek

Jestem dziennikarzem i wydawcą drukowanego wydania "Gazety Lubuskiej". Jako reporter lubię pracować w terenie (a wszystko jest terenem, jak stwierdził kiedyś filozoficznie jeden z kolegów po fachu), pogadać z ludźmi, a przede wszystkim słuchać ich historii.


Dziennikarsko interesuję sprawami społecznymi, sądownictwem, polityką, Gorzowem, w którym mieszkam, Strzelcami Krajeńskimi, z których pochodzę, regionem lubuskim, w którym żyję i pracuję, a poza tym - przynajmniej się staram - wszystkim, co wydaje mi się ważne także w kraju i na świecie.


W swojej pracy szczególnie lubię


Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.