Wielkanoc w rodzinie Kuzyków
Obchodzą ją w obrządku prawosławnym, ale nieobce są im też wątki tradycji katolickiej. A zwieńczeniem świąt jest recital wokalny najstarszej córki
Poznaliśmy się z Renatą na parapetówce, mieliśmy bardzo dużo wspólnych znajomych. Pewnego dnia kolega zaprosił mnie do siebie i dodał, że chce mi przestawić fajną sąsiadkę - wspomina Artur Kuzyka.
Spotkanie zakończyło się dość szybko. Nic też nie wskazywało na to, że będzie to miłość. A jednak coś tknęło Artura, by zadzwonić i podziękować dziewczynie za spotkanie. Jednak ani przez chwilę nie myślał wtedy, że spędzą ze sobą resztę życia.
- Wtedy chciałem tylko dłużej porozmawiać, ale Renata gdzieś się spieszyła - mówi Artur.
- Biegłam na trening - zdradza Renata.
- Jednak na koniec zapytała: umawiamy się w końcu na tę kawę czy nie? - dodaje Artur,
I tak się zaczęło. Po trzech miesiącach spotkań wzięli ślub. Na początku tylko cywilny.
- Właśnie ze względu na wiarę. Żona mówiła, że czuje się katoliczką, bo w takiej wierze była wychowywana - opowiada Artur Kuzyka.
Ale ochrzczona była w cerkwi. Bo chociaż jej mama jest katoliczką, to ojciec, który zmarł krótko po narodzinach córki, był prawosławny.
- Wtedy ja zrobiłem porządek - włącza się Jan Kuzyka, dziadek. - Na chrzcie przyjmujemy wiarę i zgodnie z nią powinniśmy żyć.
Nie musiał długo przekonywać swojej synowej. - Choć ja mówiłem żonie, że jeśli czuje taką potrzebę powinna pozostać przy katolicyzmie - mówi pan Andrzej.
Pani Renata zdecydowała jednak, że będą rodziną prawosławną.
Dziś mają trójkę dzieci. Średni syn - Julek - to typowy umysł ścisły. - Jest znakomitym matematykiem i ma zdolności językowe - chwali go dziadek.
Najmłodszy Jakub twierdzi, że najbardziej lubi leniuchować, ale ostatnio zafascynował go teatr. Zaczęło się od tego, że w kole teatralnym, do którego uczęszcza Julka, najstarsza z rodzeństwa, potrzebowano chłopca właśnie w jego wieku. I tak się zaczęło. W rodzinie rośnie więc dwoje aktorów, ale Julka najwięcej sukcesów ma konkursach piosenki.
- Nie policzę, ile wnuczka ma medali, dyplomów, nagród w swoim pokoju - mówi Anastazja, babcia.
Dzięki pasji licealistki rodzina ma urozmaicone święta. - Julka zaprasza nas do swojego pokoju i daje koncert - opowiada Artur Kuzyka.
Prywatny recital córki to już świąteczna tradycja. Ale są też inne. Zaczynają się od Niedzieli Palmowej. - Palma to chyba pierwsza różnica w symbolach świąt wielkanocnych, którą widać na pierwszy rzut oka. Katolicka jest kolorowa i pełna suszonych kwiatów. W cerkwi palma jest z żywych, zielonych gałązek - zauważa Renata Kuzyka.
- Tak się u nas przyjęło, że już od czwartku nocuję u babci. Wtedy chodzimy razem do cerkwi na czytanie ewangelii, później, w Wielki Piątek na wynos płaszczenicy. W sobotę święcimy jajka - wymienia Julka.
Jej bracia dodają, że w koszyczku obowiązkowo muszą znaleźć się dwa jajka, sól, chleb, pieczeń, kawałek kiełbasy.
- W tym roku kupiłam większy kosz, więc będziemy mogli zmieścić dużo więcej święconki - mówi Julka.
Bo - jak dodaje babcia - tak się kiedyś święciło. W koszykach były wielkie sery, pęta kiełbasy i całe bochny chleba.
- Dziś to raczej symbol. Staramy się włożyć do koszyczka tyle, żeby wszystko zniknęło pierwszego dnia świąt - mówi Artur Kuzyka.
Julka pomaga babci w przygotowaniu świąt od strony kulinarnej. - Mamy to szczęście, że wszystkie wyroby są własnej roboty. Tradycyjnie farbujemy też jajka w cebulniku - mówi Artur Kuzyka.
Są więc wędzone wędliny, faszerowane jajka. Nie może zabraknąć babki piaskowej i żurku z białą kiełbasą. - Żurek „przemyciliśmy” z tradycji katolickiej, ale nie dało się inaczej. Żona robi najlepszy na świecie - mówi pan Artur.
Po niedzielnym odpoczynku przychodzi czas na lany poniedziałek. - Kiedyś to były czasy - wspomina dziadek. - W lany poniedziałek mieliśmy wielkie sikawki z wodą i ganialiśmy się wszyscy nawzajem.
- W moich stronach młodzi chłopcy wrzucali dziewczęta do rzeki. Albo oblewali się pod studnią. Tak było zawsze w sobotę przed przewodnią niedzielą - opowiada babcia Anastazja.
Dziś z wielkiego oblewania zostało raczej symboliczne skrapianie wodą. - Dawniejsza zabawa przerodziła się w chuligaństwo, dlatego jesteśmy z żoną temu przeciwni. Kiedyś poznałem starszego człowieka, który opowiadał mi, że za jego czasów tradycją było skrapianie kobiet perfumami. To mi zapadło w pamięć - opowiada Artur Kuzyka.
Świąteczne zwyczaje są podobne i w cerkwi, i w kościele, ale obrządek odbywa się w różnych językach. - Kiedy wzięliśmy z mężem ślub w cerkwi, musiałam się uczyć wiary od nowa. Zapisaliśmy dzieci do prawosławnej szkoły. Chciałam uczyć się wiary razem z nimi - opowiada pani Renata.
Nestor rodu dodaje, że tak naprawdę nie jest ważne, kto jaką wiarę wyznaje. - Ważne, by się przed ślubem ze sobą dogadać. Wtedy wszystko się dobrze ułoży - uważa Jan Kuzyka.