Wielka radość w Londynie
Kamila Lićwinko zajmując trzecie miejsce w mistrzostwach świata w Londynie osiągnęła życiowy sukces w swojej karierze. Dla Wojciecha Nowickiego brązowy medal to powtórzenie wyniku sprzed dwóch lat z Pekinu.
Niezwykle dramatyczny przebieg miał konkurs skoku wzwyż mistrzostw w stolicy Anglii, a jedną z głównych ról odegrała Kamila Lićwinko. 31-letnia zawodniczka przeżyła istną huśtawkę. Przez długi czas trwania zawodów była poza podium, ale był krótki moment, że nawet prowadziła, a ostatecznie była trzecia. Niespodziewanie wielokrotna mistrzyni Polski miała już kłopoty na wykościach, które w tym seoznie pokonywała pewnie. Dopiero za drugim razem skoczyła 192 i 195 cm. Natomiast kolejną wysokość 197 cm skoczyła za trzecim podejściem. Ta sztuka udało się jeszcze tylko dwóm lekkoatletkom: absolutnej faworytce konkursu Rosjance Marii Lasitskene i młodziutkiej Ukraińce Julii Lewczenko (19 lat). Było wiadomo, że skoczkini pochądząca z Bielska Podlaskiego zajmie co najmniej trzecie miejsce, ale to nie był koniec emocji. Gdy Lićwinko w pierwszej próbie uporała się z poprzeczką zawieszoną na 199 cm (wyrównany rekord życiowy zawodniczki na otwartym stadionie) na chwilę nawet objęła prowadzenie, ale rywalki były lepsze. Lasitskene ostatecznie z rezultatem 203 cm była pierwsza, a Lewczenko druga - 201 cm. Lićwinko nieudanie atakowała jeszcze 201 cm, a ostatnią próbę przeniosła na 203 cm.
- Zawody nie zaczęły się dla mnie dobrze, ponieważ popełniałam małe błędy. W kwalifikacjach nie czułam zdenerwowania, ale w finale miałam już ciężki okres - mówiła niezwykle szczęśliwa Lićwinko, która zdobyła pierwszy medal mistrzostw świata w tej konkurencji dla Polski. - Na każdej wysokości musiałam walczyć sama ze sobą, różne myśli przechodziły mi przez głowę. Wiedziałam, że jak skoczę 197 cm to będę miała medal i to mnie chyba najbardziej zmobilizowało. To był kiepski skok, poprzeczka zadrżała, ale nie spadła.
Dla Lićwinko to pierwszy medal na dużej międzynarodowej imprezie na otwartym stadionie. Dwa lata temu na mistrzostwach świata w Pekinie była czwarta, a w 2016 na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro dziewiąta. To właśnie po tej ostatniej imprezie zawodniczka, trenowana przez swego męża Michała, mówiła nawet o zakończeniu kariery sportowej.
Lićwinko wystąpi we wtorek na Stadionie Narodowym w Warszawie w memoriale Kamili Skolimowskiej. Czy będzie kontynuowała karierę do igrzysk w Tokio 2020 roku nie wiadomo. W rozmowach z dziennikarzami w Londynie mówiła, że wraz z mężem mają pewne plany i nie wiadomo, czy medal mistrzostw świata je zmieni.
Jednym z głównych faworytów do medalu rzutu młotem był Wojciech Nowicki z Podlasia. On i Paweł Fajdek jako jedyni w tym roku rzucali ponad 80 metrów. Po myśli naszych młociarzy wszystko układało się do ostatniej kolejki rywalizacji finałowej: Fajdek z wynikiem 79,81 m prowadził, a białostoczanin z rezultatem 78,03 m był drugi. Niestety w ostatniej kolejce Nowickiego wyprzedził Rosjanin Valerij Pronkin, który uzyskał 78,16 m. Polak w ostatniej próbie nie zdołał się poprawić.
- To nie był mój dzień - przyznał po zawodach Nowicki. - Wogóle nie miałem czucia w tym kole, nie mogłem się odnaleźć. Trochę szkoda, bo myślałem, że będzie lepiej, rzucę dalej. Myślałem, że po tym rzucie na 78 metrów w trzeciej kolejce uda mi się jeszcze dołożyć, bo trochę się uspokoiłem. Niestety nie udało się. Może za bardzo chciałem, bo czułem się dobrze przygotowany motorycznie. Może zabrakło trochę techniki.
To już kolejny brąz Nowickiego z imprez międzynarodowych. Zawodnik trenowany przez Malwinę Sobierajską-Wojtulewicz był trzeci na mistrzostwach świata w Pekinie (2015 rok), mistrzostwach Europy w Amsterdamie (2016) i Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro (2016).
- Jak widać trzecie miejsce mnie lubi - powiedział Nowicki. - Cieszę się z tego, bo jest jakaś powtarzalność.
Wczoraj, w ostatnim dniu mistrzostw, szansę na medal miała jeszcze biegaczka Bojar Białystok Martyna Dąbrowska. Zawodniczka pobiegła w sztafecie Polski 4x400 metrów, która wywalczyła miejsce w finale. Finał został rozegrany wczoraj po zamknięciu wydania Gazety.