Gorączka wielkiej majówki udzieliła się kandydatom na prezydentów miast: Patryka Jakiego w Warszawie i Waldemara Budy w Łodzi
Majówkowa gorączka udzieliła się kandydatom na prezydentów miast. Największej dostał Patryk Jaki. Zapalił się do zdobywania Warszawy dla PiS do czerwoności. W żarze lejącym się z nieba rozniecił ogień grilla. Wciąż jeszcze poseł, rozstawił narodowe urządzenie smażące nad Wisłą. Nie, nie dla rodziny – dla wyborców. W białym fartuchu i wielkiej, jak Pałac Kultury kucharskiej czapie kusił: – Kiełbaskę? Mam nadzieję, że będzie ciepła. Musztardy, keczupu? – pytał troskliwie, oferując także chleb: – Kromka, dwie? – dociekał jak w komisji reprywatyzacyjnej. Niektórzy już mówili: „Panie prezydencie”. Swój chłop.
A swoją drogą... Stołeczne media szeroko relacjonujące nadwiślańskie zgromadzenie, pewnie cykliczne, nie doniosły czy wiceminister sprawiedliwości miał zgodę na świadczenie usługi gastronomicznej i jak było z warunkami sanitarnymi. Prawda, nie doniosły też, że ktoś dostał rozwolnienia.
To była środa, ale dzień wcześniej Jaki też zarzucił sieci na elektorat. W barwach Legii Warszawa na szyi zapalił się do zmian. Mówił, że klub nie jest traktowany przez władze miasta tak, jak na to zasługuje. Zapewnił, że ten i inne kluby sportowe będą traktowane lepiej. Nie omieszkał pochwalić się, że zna ostatni wynik Legii. Od razu zauważono, że Legia jeszcze nigdy nie miała tak oddanego kibica Odry Opole.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień