Wielka gra o wielki rynek
Rynek gier mobilnych wart jest miliardy. Świetnie radzi sobie na nim firma z Bydgoszczy.
Kurka wodna, to dopiero gra o rynek!
- 2006 rok był przełomowy. W kwietniu wziąłem ślub. W czerwcu zwolniłem się z pracy i wspólnie z Remigiuszem Kościelnym założyliśmy firmę - wspomina Jarosław Wojczakowski, wiceprezes bydgoskiego studia Vivid Games, które wyrosło na jedną z największych w Polsce spółek tworzących gry na urządzenia mobilne
Biznes, którego współtwórcą jest Jarosław Wojczakowski, urodził się z pasji do gier. Najpierw to była zwykła zabawa, a dziś? Gry Vivid Games znają miliony ludzi na całym świecie, jest notowana na Giełdzie Papierów Wartościowych i wyceniana na 130 mln zł.
- Gdy miałem 14 lat, zainteresowałem się komputerami - wspomina. - Wtedy taki sprzęt do Polski dopiero docierał. Bardzo mi się spodobało i powolutku zacząłem programować. Raczej to była jeszcze zabawa, po części granie, po części coś więcej. I wówczas po raz pierwszy zetknąłem się z Demosceną, nieformalną organizacją, działającą non-profit. Byli to i nadal są ludzie z całego świata, którzy chcą robić coś ciekawego na komputerach starej generacji, typu Amiga i Atari, przygotowując prezentacje mulitimedialne pokazujące możliwości tego sprzętu. W tamtych czasach pracowaliśmy na Amigach w małych grupach, kilku czy kilkunastoosobowych, więc było bardzo przyjemnie. Oczywiście, teraz urządzenia są bardziej rozbudowane, ale wtedy właśnie ta organizacja wyznaczała jakość tego, co może powstać w komputerze. Wówczas poznałem kilka osób, które dziś pracują w Vivid Games, choćby Remigiusza Kościelnego, mojego przyszłego wspólnika, a także Przemka Tkaczyka, naszego specjalistę od materiałów marketingowych i nie tylko. I tak się to wszystko zaczęło - w 1997 roku.
Przychodzi taki moment, że człowiek chce sobie kupić auto
W 2000 roku ukończył Technikum Elektroniczne w Bydgoszczy (dokładnie to, które w styczniu tego roku znalazło się na pierwszej pozycji Ogólnopolskiego Rankingu Techników 2017) i poszedł na studia. Wówczas jeszcze na Akademię Techniczno-Rolniczą w Bydgoszczy (dziś Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy), wydział: telekomunikacja, kierunek: multimiedia.
Studiował dziennie, a że znał się na programowaniu, sporo zajęć na uczelni zaliczał bez konieczności uczęszczania na nie. - Nie musiałem chodzić na zajęcia, miałem dużo wolnego czasu i dojrzała we mnie myśl, że to, czego nauczyła mnie Demoscena, mógłbym wykorzystać, by zacząć zarabiać pieniądze. Zresztą, przychodzi taki moment, że człowiek chce sobie kupić samochód i inne gadżety - opowiada.
Dlatego postanowiliśmy z Remigiuszem, że zaczniemy tworzyć gry. I zaczęliśmy
Pierwsze wspólne przedsięwzięcie Wojczakowskiego (dziś wiceprezes Vivid Games) i Kościelnego (prezes) to gra na konsolę Nintendo. Nazywała się „Kurka wodna” i polegała na odpieraniu inwazji wodnych kurek mając do dyspozycji trzy rodzaje broni: pistolet, śrutówkę i bomby.
- Obaj pracowaliśmy przez jakiś czas również w bydgoskiej firmie Frontline, ale w pewnym momencie stwierdziliśmy, że jesteśmy w niej zbyt ograniczani przez szefostwo i jako podwładni nie mamy wpływu na decyzje. Nie czuliśmy się z tym dobrze. Za to bardzo chcieliśmy sami spróbować i w 2006 roku zapadła decyzja: zakładamy Vivid Games. Ciekawa sytuacja, w 2005 roku skończyłem studia, w kwietniu 2006 roku wziąłem ślub, w czerwcu zwolniłem się z pracy i założyliśmy firmę. Moja żona Paulina na początku nam pomagała. Dziś zajmuje się domem i dzieckiem, ale nadal mnie wspiera - zdradza pan Jarosław.
Rósł biznes i rosły ambicje biznesmenów
Najpierw w Vivid Games pracowały cztery osoby, w 2007 roku osiem, 2010 - 30, 2012 - 40, a w 2016 - już ponad 100!
Firma kilka razy zmieniła adres, pierwsze biuro miała przy ulicy Staszica w Bydgoszczy. Studio gier na początku zajmowało 160-metrowe mieszkanie na górze, później przebiło się do kolejnego, z czasem przeniosło do kamienicy przy ul. Słowackiego w Bydgoszczy, a stamtąd już na ulicę Gdańską 160, gdzie znajduje się do dziś.
Vivid Games zaczynał od gier typowo na zlecenie klientów z zagranicy, które zdobywał szukając kontaktów w internecie czy jeżdżąc na targi. Były to drobne zlecenia: za kilka, kilkanaście tysięcy euro. Z czasem zamówienia rosły w siłę. Spółka wyszła z założenia, że za każdym razem będzie szukać coraz większego projektu z ciekawym partnerem, od którego może się czegoś nauczyć.
- Chcieliśmy współpracować z doświadczonymi firmami z zagranicy, które mogły nam zaoferować know-how i inne interesujące informacje. Fajnie to działało, tworzyliśmy coraz ciekawsze tytuły, jak między innymi „Moto GP” w 2009 roku, czyli symulator wyścigów motocyklowych - przypomina wiceprezes.
Biznes rozwijał się, a wraz z nim rosły ambicje młodych biznesmenów. W pewnym momencie czuli się już na tyle duzi i dumni ze swojego zespołu, że gotowi byli zaproponować jeszcze więcej.
Jednak na drodze stanęła proza życia, znaczy brak gotówki. Stąd decyzja w 2012 roku, by wejść na tzw. małą giełdę New Connect, gdzie pozyskali kapitał, który przekuł się na ich największy hit - markę „Real Boxing” (symulacja bokserska).
Bydgoska spółka odniosła tą grą olbrzymi sukces. Jedynka była, jak na tamte czasy, bardzo zaawansowana technologicznie. Świetnie się sprzedawała. Jak dotąd, na całym świecie pobrano ponad 43 miliony kopii „Real Boxing”!
Oczywiście, powstała jej kontynuacja. - Dwójka to na przykład bardzo ciekawa przygoda ze zdobyciem licencji, najpierw z filmu „Creed” z Sylvestrem Stallone, a potem z „Rocky”. Udało nam się przekonać do współpracy światową korporację Metro-Goldwyn-Mayer - przypomina przedsiębiorca.
W marcu tego roku pod opieką Vivid Games Publishing (program wydawniczy dla gier od innych producentów) wyjdzie gra „Highway Getaway” - dla miłośników wyścigów samochodowych. 20 kwietnia na rynku pojawi się kolejna odsłona „Real Boxing”, tym razem z innym znanym na całym świecie bokserem i ambasadorem Filipin - Manny’ m Pacquiao.
W tym roku planowany jest również debiut najważniejszej własnej produkcji „Metal Fist” (drużynowa gra akcji z elementami zręcznościowymi stworzona z myślą o urządzeniach mobilnych), w której będzie można zagrać z osobami z całego świata.
Nad jednym tytułem, dla bardziej zaawansowanych graczy, 20-osobowy zespół z Bydgoszczy pracuje nie dłużej niż półtora roku.
Średnia wieku pracownika: 27-28 lat
Pracownicy Vivid Games są - jak w całej branży - dość młodzi, ich średnia wieku wynosi 27-28 lat.
- Osób w moim wieku, mam 37 lat, jest mniej, ale zdarzają się również starsi, bardziej doświadczeni. Zatrudniamy programistów, testerów, designerów, grafików. Większość ekipy jest spoza Bydgoszczy, pochodzą z całej Polski i z zagranicy - z Francji, Brazylii czy Ukrainy. To międzynarodowy zespół, więc naszym codziennym językiem jest angielski. Proponujemy cztery szczebelki kariery: junior, regular, senior i ekspert. Mamy różne stanowiska i bywa też, że ktoś przyjdzie jako tester i z czasem staje się programistą. Jesteśmy bardzo elastyczni, czyli nie przychodzi się zawsze na godzinę 8.00 do 16.00, bo można popracować zdalnie, gdy na przykład dziecko się rozchoruje. Najważniejsza jest pasja do gier i cały czas poszukujemy takich osób, ciekawych, które mogą coś wnieść, czegoś nas nauczyć. Obecnie interesujemy się przede wszystkim doświadczonymi pracownikami z naszej branży, ale nawet jeśli nie prowadzimy rekrutacji na dane stanowisko, dla kogoś inspirującego zawsze znajdzie się u nas etat. Chcemy w zespole ludzi skupionych, myślących uważnie o tym, co robią, którzy dadzą z siebie coś więcej niż tylko poprawne wykonywanie zadań. Bo tylko wtedy możemy tworzyć najlepsze gry. Nie stoimy przecież przy taśmie produkcyjnej, na której ktoś przez cały dzień robi to samo. Branża gier jest bardzo skomplikowana. Mamy bowiem do czynienia z użytkownikiem, który w różny sposób może wchodzić w interakcje z naszymi bohaterami. Naprawdę, łatwiej zrobić film, gdy scenariusz jest gotowy - przekonuje Jarosław Wojczakowski.
Ładowanie akumulatorów
W branży deweoperskiej inwestor buduje dom, sprzedaje go i już nie ma nic wspólnego z klientem. W branży gier wręcz przeciwnie, są one bardziej serwisem niż produktem.
Trzeba je systematycznie aktualizować, często nawet raz w miesiącu, np. w grudniu mogą pojawić się świąteczne postacie, a na walentynki specjalne przeceny.
Jednak praca to nie wszystko, bo po niej trzeba czasami podładować akumulatory.
Wiceprezes opowiada: - Latem na podwórku robimy grilla. Mamy game room z grami planszowymi, piłkarzykami i innymi atrakcjami. Raz na kwartał wychodzimy na paintball czy gokarty, żeby zespół się integrował. Organizujemy imprezy firmowe z okazji rocznic. Wkrótce wybieramy się wszyscy do bydgoskiego pubu dla graczy Cybermachina.
Codziennie mamy wspólne śniadania, odbywają się w dwóch turach: o godz. 9.00 i 9.30. Czasem wspólnie jemy obiad, zależy od tego jak bardzo jesteśmy zajęci
Dziś już nie zabawa, lecz poważny rynek GPW
Dziś to już nie zabawa w gry, jak na początku, ale poważny biznes i odpowiedzialność za ponad 100 pracowników.
W 2016 roku Vivid Games zadebiutował na głównym parkiecie Giełdy Papierów Wartościowych.
- Decyzja była podyktowana lepszymi relacjami z inwestorami, GPW to poważny rynek, jest regulowany, ma większą kontrolę, procedury są bardziej opisane. Giełda to kapitał i pewność, że są ludzie, którzy wierzą w to, co robimy i chcą wykładać na nasze pomysły realne pieniądze - podsumowuje Jarosław Wojczakowski.
Gdy mówimy o dużym biznesie, trzeba powiedzieć o dużych pieniądzach. W trzecim kwartale zeszłego roku przychód netto Vivid Games ze sprzedaży wyniósł 5,4 mln zł. Firma jest wyceniana na około 130 mln zł.
Jarosław Wojczakowski to zwycięzca plebiscytu „Gazety Pomorskiej” - „Menedżer Roku 2016” w kategorii „Średnie i Duże Przedsiębiorstwa”. Tak zdecydowała kapituła.