Większość z naszych drużyn zdobyła punkty
Tylko Wolsztyniakowi nie udało się zwyciężyć w miniony weekend. Pozostałe nasze ekipy wygrały, także na wyjeździe.
Wolsztyniak Wolsztyn - Spójnia Gdynia 18:31 (7:18)
- Wolsztyniak: Wieczorek, Piskorski - Rogoziński, Gessner i Szała po 3, Patelski i Weiss po 2, Kaczmarek, Raczkowiak, Podleśny, Wajs i Radny po 1, Kuta, Pietruszka, Szutta.
- Spójnia: Skowron, Zimakowski - Rychlewski, Rakowski i Oliferchuk po 5, Nazimek 4, Kowalski i Derdzikowski po 3. Matuszak i Pedryc po 2, Chyła i Belec po 1, Wróbel, Brukwicki.
To nie był dobry początek rundy rewanżowej w wykonaniu naszego jedynego pierwszoligowca. Wolsztyniak był wyraźnie słabszy pod każdym względem od przyjezdnych znad morza. Jednak najbardziej zawiodła skuteczność rzutowa. - Mówiąc w skrócie: zespół zawodowy przyjechał do amatorów. Skończyło się tak, jak bywa w takich przypadkach - komentował trener Wojciech Hanyż. - W Spójni żyją z tego, że trenują i rywalizują w rozgrywkach. Oni ćwiczą siedem razy w tygodniu, a my zaledwie trzy. To bardzo boli, bo na boisku było widać różnicę. Ta liga się zmienia nie tylko sportowo, ale także organizacyjnie, na przykładzie takich klubów. Gdynia do nich należy. Mają ambicję występów w ekstraklasie - zauważył szkoleniowiec.
Zew Świebodzin - Żagiew Dzierżoniów 29:25 (19:13)
- Zew: Antkowiak, Galle - Gadaj 9, Nogajewski 7, Jasiński 5, Tomczyk 4, Pawłowski 3, Lewandowski 1, Sielicki, Bryza, Radziwon, Mieszkian, Osiecki, Piotrowski, Cenin
Świebodzinianie wzięli rewanż za minimalną porażkę w hali sobotnich przeciwników. Mecz od początku dobrze układał się dla gospodarzy, który po upływie kwadransa prowadził 10:5. Pierwsza połowa zakończyła się sześciobramkową przewagą Zewu. Po zmianie stron nasi zaczęli systematycznie powiększać przewagę. Na dziesięć minut przed końcem wygrywali 27:18, a w końcówce dali sobie rzucić kilka bramek, kiedy to na boisku pojawili się zmiennicy. - Przystępowaliśmy do starcia z wiceliderem pełni obaw. Jednak nasi zawodnicy cały czas realizowali nakreślony plan taktyczny. To nam wypaliło. Bardzo dobrze funkcjonowała obrona i myślę, że to zaskoczyło przeciwników - ocenił drugi trener świebodzinian, Mariusz Kwiatkowski.
AZS UZ Zielona Góra - Sparta Oborniki 32:20 (17:10)
- AZS UZ: Kwiatkowski, Mielczarek - Jaśkowski 9, Pawlicki 6, Kociszewski 5, Zieniewicz 4, Polito 2, Dymkowski, Gintowt, Jarowicz, Karp, Nowicki i Szarłowicz po 1, Łuka, Orliński, Warelis.
Od okazałego zwycięstwa we własnej hali rozpoczął rundę rewanżową AZS UZ, choć sporo minut upłynęło, zanim akademicy wskoczyli na wysokie obroty. Przegrywali ze Spartą 0:2, później 2:5, a obie bramki zdobył z rzutów karnych Cyprian Kociszewski. Po 17 minutach było 8:9.
- Założyliśmy, że na początek wyjdziemy wyższymi obronami, żeby trochę coś poćwiczyć. Bo jak zamkniemy obronę, jest ciut lepiej, łapiemy blokiem, jest kontra. A jak wychodzimy, to uczymy się gry jeden na jeden i ona w tym momencie nie zafunkcjonowała. Ale musimy jej się uczyć, nie możemy mieć, tak jak - przepraszam - polska reprezentacja, jednej obrony - tłumaczy Bronisław Maly, trener zielonogórzan. - Założenie mieliśmy takie, że chcemy dobrze wejść w mecz. Nie weszliśmy. Wzięliśmy w odpowiednim momencie czas, uspokoiliśmy. Tomek Gintowt ma tyle doświadczenia, a ja do niego tyle zaufania, że jest rozgrywającym, który ma to uporządkować, i to się udało.
I to jak! W końcówce pierwszej połowy AZS UZ zdobył dziewięć bramek, a stracił tylko jedną. W tym czasie cztery razy na listę strzelców wpisał się Jakub Pawlicki i trzykrotnie Marcin Jaśkowski, a po golu dołożyli Przemysław Karp i Koci¬szewski.
Po przerwie akademicy zadali kolejny cios. Trafił Łukasz Jarowicz, następnie Pawlicki, poprawili Jędrzej Zieniewicz i Adam Szarłowicz - w 35 min było już 21:10! Największą przewagę gospodarze uzyskali w 52 min, gdy Kewin Polito z rzutu karnego podwyższył na 29:16.
- Dziś wychodziło nam niemalże wszystko, zarówno w obronie, jak i w ataku. Całe przygotowania można ocenić na plus, wynik pokazuje, że mamy za sobą dobrze przepracowany okres - uważa bramkarz Marek Kwiatkowski, który wrócił po dłuższej przerwie spowodowanej kontuzją kolana. - Na razie zdrowie dopisuje. Oby tak dalej.
LKS Kęsowo - Kancelaria Andrysiak Stal Gorzów 22:28 (11:16)
- Kancelaria Andrysiak Stal : Nowicki, Szot - Baraniak 11, M. Stupiński 7, Śramkiewicz 3, Kłak i Zając po 2, Kminikowski, Gałat i Polak po 1, Góral, Książkiewicz, Kubacki, Bartnik, K. Stupiński, Stefanicki.
Skoro w pierwszym spotkaniu gorzowianie pokonali kęsowian różnicą aż trzydziestu bramek, to wydawało się, że w tym drugim powalczą o podobnych rozmiarów zwycięstwo. Zwłaszcza, że gospodarze niedzielnego pojedynku nadal plasują się na ostatniej pozycji w rozgrywkach grupy pomorskiej. Tak się jednak nie stało, aczkolwiek stalowcy wygrali bardzo pewnie, odnosząc 17. z rzędu ligowy triumf. - To był mecz z tych, które musiały się odbyć - nie ukrywał trener gości Janusz Szopa.
Początek pojedynku z LKS-em był zaskakująco wyrównany. Po pięciu minutach nasi prowadzili ledwie jednym golem, by po następnych pięciu... utrzymywać jednobramkową przewagę. Tę udało się powiększyć dopiero w 15 min. Od tamtej pory niebiesko-żółci kontrolowali przebieg wydarzeń.
- Z początku graliśmy niechlujnie. Ogółem szału nie było - przyznaje nasz szkoleniowiec, dodając, że styl nie był istotny. - Najważniejsze jest dla nas spotkanie z GKS-em Żu-kowo - mówi Szopa.
Do konfrontacji lidera z wiceliderem dojdzie 20 bm. (co ciekawe, w tej kolejce żukowianie pokonali Gwardię Koszalin tylko jednym trafieniem). W sobotę Stal zmierzy się z rezerwami Wybrzeża Gdańsk.