Większość Rosjan wybiera milczenie. Tych, którzy protestują przeciw wojnie, czeka kara

Czytaj dalej
Fot. OLGA MALTSEVA/AFP/East News
Ireneusz Dańko

Większość Rosjan wybiera milczenie. Tych, którzy protestują przeciw wojnie, czeka kara

Ireneusz Dańko

- Nie dla wojny! - apelują Rosjanie przeciwni zbrojnej agresji na Ukrainę. Podczas protestów w Rosji zatrzymano blisko osiem tysięcy ludzi. Większość woli jednak milczeć - ze strachu lub wierząc w państwową propagandę, która wojnę Putina przedstawia jako „specjalną operację wojskową” przeciw „faszystowskiemu reżimowi w Kijowie” wspieranemu przez Zachód.

Dmitrij Muratow, redaktor naczelny rosyjskiej niezależnej „Nowoj Gaziety”, laureat zeszłorocznej pokojowej Nagrody Nobla pisze tak: „Nasz kraj na rozkaz prezydenta Putina rozpętał wojnę z Ukrainą (...) Naczelny dowódca trzyma w rękach „jądrowy przycisk” jak kluczyki do samochodu. Następnym krokiem - salwa nuklearna? (...) Nie uznajemy Ukrainy za wroga; nie uznajemy języka ukraińskiego za język wroga. Nigdy tego nie zrobimy. I ostatnia rzecz: tylko ruch antywojenny rosyjskich obywateli może uratować życie na tej ziemi”.

Od ataku na Ukrainę codziennie dochodzi do antywojennych wystąpień w rosyjskich miastach. Największe demonstracje w Moskwie i Petersburgu gromadziły ponad tysiąc osób, głównie młodych, w tym wielu studentów. Pierwsi Rosjanie zaczęli protestować już 24 lutego. Z odręcznie napisanymi hasłami „To wojna Putina, nie moja”, „Wybacz, Ukraino” czy po prostu „Nie dla wojny!” stawali samotnie w centrach miast.

Reakcja policji na protesty była natychmiastowa. Już pierwszego dnia zatrzymano ponad 2 tysiące ludzi, którym zarzucono udział w nielegalnych demonstracjach. - Jeden chwycił mnie za szyję, drugi złamał rękę. Przeklinali, grozili - opisuje akcję policji Andriej Kalich, protestujący w Petersburgu. Na zdjęciu zamieszczonym na Facebooku leży z ręką w gipsie i kartką z napisem: „Putin to wojna!”

Nie wierzę w nazistów na Ukrainie

Listę zatrzymanych uczestników antywojennych protestów i ich relacje publikuje niezależny portal rosyjski OWD-Info. W czwartek ich liczba zbliżała się do ośmiu tysięcy i dalej rosła. Represje powoduje już samo nazywanie „wojną” tego, co dzieje się w Ukrainie. Przekonał się o tym m.in. Dmitrij Gołubowskij, redaktor radia Arzamas w Moskwie, który wywiesił w oknie swojego mieszkania ukraińską flagę z napisem „Nie dla wojny!”. Niedługo później został zabrany przez policję. Zarzuty dotyczące chuligaństwa usłyszał z kolei kierowca, który wjechał autem z napisami „To wojna” i „Powstań narodzie!” na chodnik przy ul. Puszkińskiej, jednej z głównych w Moskwie.

W Petersburgu policja zgarnęła z ulicy nawet 82-letnią kobietę, która jako dziecko przeżyła hitlerowską blokadę ówczesnego Leningradu. - Serce boli za wszystkich: i za naszych, których wysłali walczyć, i za Ukraińców. Jak mogłam nie pójść na demonstrację - cytuje staruszkę niezależna „Nowaja Gazieta”. - Nie wierzę w nazistów na Ukrainie. Ludzie tam chcą wolności, a Putin zabrał się za odbudowę imperium.

Poza grzywnami i aresztem, uczestnikom protestów grozi wyrzucenie z pracy i uczelni. Władze medycznego uniwersytetu w Petersburgu usunęły już kilku studentów. W uzasadnieniu napisano, że ich postawa jest „niezgodna z wysoką rangą lekarza i studenta medycyny”.

Represje powodują, że stosunkowo niewielu Rosjan ma odwagę wychodzić na antywojenne demonstracje. W internecie krążą za to setki listów otwartych i apeli do władz Rosji o zakończenie agresji wobec Ukrainy. Jeden podpisało dotąd ponad 1,2 milionów osób. Jego autorzy ogłaszają tworzenie antywojennego ruchu w Federacji Rosyjskiej. - „Uznajemy za wojennych zbrodniarzy wszystkich, którzy podjęli decyzję o rozpoczęciu bojowych działań na wschodzie Ukrainy (...). Będziemy domagać się pociągnięcia ich do odpowiedzialności” - piszą.

Protesty przeciw wojnie podpisały m.in. tysiące nauczycieli, działaczy społecznych, twórców kultury, przedsiębiorców, a nawet grupa prawosławnych duchownych patriarchatu moskiewskiego, który oficjalnie popiera „operację specjalną” armii rosyjskiej na Ukrainie. Sygnatariusze przypominają, że w ukraińskich miastach żyje wielu ich krewnych i znajomych. Władze swojego kraju oskarżają o niszczenie nie tylko „bratniego” państwa, ale także rosyjskiej gospodarki, nauki i kultury, którą decyzją Putina skazano na międzynarodową izolację.

- „Wojna to katastrofa. Inwazja na terytorium Ukrainy zaczęła się w imieniu rosyjskich obywateli, ale wbrew naszej woli. W piekle wojny zginą nasi uczniowie” - napisało kilka tysięcy nauczycieli. Z inicjatywy wybitnego biologa - prof. Michaiła Gelfanda powstał otwarty list rosyjskich naukowców. Zamieścił go na stronie internetowej swojego popularnonaukowego czasopisma „Troicki wariant”. Cztery dni później opublikował drugi list, tym razem matematyków. Obydwa podpisało po kilkuset Rosjan z tytułami naukowymi. - „Odpowiedzialność za rozpętanie nowej wojny w Europie całkowicie spoczywa na Rosji. To jasne, że Ukraina nie zagraża bezpieczeństwu naszego kraju. Wojna przeciwko niej jest niesprawiedliwa” - podkreślili. - „Nasi ojcowie, dziadkowie i pradziadkowie wspólnie walczyli przeciwko nazizmowi. Rozpętanie wojny w imię geopolitycznych ambicji kierownictwa Federacji Rosyjskiej, napędzanej wątpliwymi fantazjami historiozoficznymi, jest cyniczną zdradą ich pamięci”.

Podobne w tonie jest wystąpienie ok. 2000 rosyjskich reżyserów, aktorów i pisarzy: - Nie chcemy, żeby nasze dzieci żyły w kraju-agresorze, żeby wstydziły się tego, że to ich armia napadła na sąsiednie niezależne państwo. Wzywamy wszystkich obywateli Rosji powiedzieć „nie” dla tej wojny (…) Nie wierzymy w wypowiedzi Władimira Putina o tym, że ukraiński naród znajduje się pod władzą „nazistów” i potrzebuje tego, żeby go „wyzwolić” .

Szaleństwo Putina

O zakończenie walk w Ukrainie apelują rosyjscy twórcy kabaretowi. Wielu z nich zna osobiście prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Nieraz pojawiali się na tej samej scenie, kiedy występował w kabarecie Kwartał 95, popularnym w Rosji i Ukrainie. - „Nasze życiowe powołanie ma pozwalać ludziom śmiać się i weselić. Ale są rzeczy i zjawiska, które pod każdym kątem wywołują tylko jedną emocję: strach, złość, poczucie straty i bezradności. A jednym z tych zjawisk jest wojna” - oświadczyło ok. 250 satyryków.

Sam Zełenski, jego najbliżsi współpracownicy i tysiące mieszkańców Ukrainy, od początku wojny apeluje do Rosjan, by protestowali.

- To prawdziwa wojna. To prawdziwy rok 41! - zwrócił się do swoich rosyjskich fanów bloger Anton Ptuszkin z Kijowa, porównując atak Rosji na Ukrainę do napaści III Rzeszy na ZSRR.

Część popularnych rosyjskich artystów publikuje pacyfistyczne treści w mediach społecznościowych. Sprzeciwiają się wojnie, ale ostrożnie, nie krytykując wprost Putina. Zamieszczają krótkie wpisy, czarne kwadraty zamiast kolorowych zdjęć lub nagrania wideo. Niektóre posty zyskują setki tysięcy polubień na Facebooku czy Instagramie. Jednym z pierwszych, który to zrobił, jest 69-letni Andriej Makarewicz, lider najstarszej w Rosji grupy rockowej Maszyna Wriemieni, niegdyś zwolennik Putina. W emocjonalnym nagraniu zaapelował o „przerwanie szaleństwa”. Wtóruje mu inna legenda rosyjskiego rocka - Boris Griebienszczikow z zespołu Akwarium, który nazywa „wstydem Rosji” ludzi odpowiedzialnych za rozpętanie wojny.

- Błagam, przerwijcie wojenne działania i siądźcie do rozmów. Ludzie nie powinni umierać - apeluje załamany Waleri Meladze, Zasłużony Artysta Federacji Rosyjskiej, jeden z ulubionych wykonawców starszego pokolenia Rosjan, w tym Putina.

Młodsi muzycy mówią wprost, że napaść na sąsiedni kraj to zbrodnia. Raper Oxxxymiron w proteście odwołał wszystkie swoje koncerty i apeluje o tworzenie antywojennego ruchu na wzór amerykańskiego z czasów wojny w Wietnamie. - Nie wybierałem tej władzy i jej imperialnych oparów nie popierałem - zaznacza Jurij Dud, jeden z najpopularniejszych dziennikarzy i wideoblogerów w Rosji.

O pokój apeluje słynna rosyjska dziennikarka-celebrytka Ksenia Sobczak, córka nie żyjącego mera Petersburga, przy którym polityczną karierę zaczynał Putin. W swoich internetowych kanałach opublikowała m.in. wywiad z amerykańskim aktorem Sean Penn, który akurat realizował w Kijowie film o agresji Rosji.

- To będzie straszny błąd, jeśli sytuacja nie przejdzie w dyplomatyczne kanały i nie odstąpi od militarnego rozwiązania - powiedział jej zmęczonym głosem Amerykanin (kilka dni później dotarł pieszo z tysiącami ukraińskich uchodźców do polskiej granicy). „Świat na krawędzi katastrofy (…) Władimir i Władimir! Ustąpcie sobie dziś nawzajem!!! Proszę! W trosce o wasze dzieci! I dla naszych” - napisała 2 marca Sobczak na Instagramie, wspominając, jak w 1988 r., będąc małą dziewczynką, wysłała list do prezydenta Ronalda Regana z zapewnieniem, że Rosjanie nie chcą wojny.

Hasło „Nie dla wojny” zamieściła na Instagramie m.in. Liza Pieskowa, córka rzecznika prasowego Kremla. Sofia Abramowicz, córka Romana Abramowicza, najbogatszego rosyjskiego oligarchy, opublikowała grafikę z przekreślonym zdjęciem Putina i tekstem: „Największym i najbardziej udanym kłamstwem propagandy Kremla jest to, że większość Rosjan popiera Putina”. Jej ojciec w wyniku sankcji stracił prawo do przebywania w Wielkiej Brytanii i postanowił sprzedać piłkarski klubu Chelsea, którego jest właścicielem. Zysk ze sprzedaży zapowiedział przekazać fundacji, która ma wspierać ofiary wojny w Ukrainie.

Nawalny: Rosjanie, wychodźcie na ulice!

Napaść na Ukrainie ostro potępiają rosyjscy opozycjoniści. Najmocniej wypowiada się Aleksiej Nawalny, odbywający karę więzienia za rzekome przestępstwa finansowe. Tuż przed wybuchem wojny ruszył jego kolejny proces, by nie mógł wyjść na wolność po odbyciu obecnej kary.

- Szanowny sądzie, chcę oficjalnie i do protokołu oświadczyć: jestem przeciw tej wojnie. Uważam ją za niemoralną, bratobójczą i zbrodniczą. Rozpętała ją kremlowska banda, żeby łatwiej było kraść - stwierdził na sali sądowej. Film z jego wystąpieniem obejrzano ponad dwa miliony razy na Instagramie. Kilka dni później znalazł się tam apel Nawalnego do Rosjan, by wychodzili protestować na ulice: „My - Rosja - chcemy być narodem pokoju. Niestety, mało kto nas teraz tak nazywa. Ale nie stańmy się chociaż narodem przerażonych, milczących ludzi. Tchórzy, którzy udają, że nie zauważają agresywnej wojny rozpętanej przez naszego ewidentnie szalonego cara. Nie mogę, nie chcę i nie będę milczeć, widząc, jak pseudohistoryczne bzdury o wydarzeniach sprzed 100 lat stały się dla Rosjan pretekstem do zabijania Ukraińców, a ci, którzy się bronią, zabijają Rosjan”.

Nieliczne niezależne media w Rosji starają się prawdziwie pokazywać sytuację na Ukrainie, obchodząc na różne sposoby państwową cenzurę, która zakazuje używania takich słów jak „napaść”, „inwazja” czy „wojna” w kontekście Ukrainy. Wobec niepokornych redakcji prokuratura wszczyna śledztwa, doprowadziły one już do wyłączenia radia Echo Moskwy, zablokowania telewizji Dożd (Deszcz), internetowej telewizji Nastojaszczeje Wriemia (Czas Teraźniejszy) czy portalu Tajga.info. Wczoraj rosyjskie media obiegła informacja, że redaktor naczelny Dożda Tichon Dziadko i grupa jego współpracowników postanowili opuścić Rosję z powodu braku możliwości dalszego działania i obawy o bezpieczeństwo, a rada dyrektorów ogłosiła likwidację radia i portalu „Echo Moskwy”. Władze szykują też ograniczenie dostępu w Rosji do najpopularniejszych zagranicznych portali społecznościowych i kanału YouTube. Tam bowiem materiały o wojnie w Ukrainie publikują niezależni, rosyjscy dziennikarze, blogerzy i zwykli Rosjanie. Na kanale internetowym Nawalnego można zobaczyć m.in. ukraińskie ofiary ostrzału miast czy nagrania zabitych rosyjskich żołnierzy i wziętych do niewoli, jak dzwonią do swoich zaskoczonych matek w Rosji. Materiały te mają setki tysięcy wyświetleń. Aby zastraszyć ich autorów, jeden z deputowanych Dumy Państwowej wystąpił już z wnioskiem o uchwalenie prawa, które pozwoli karać pozbawieniem wolności do 15 lat za nieprawdziwe informacje o sytuacji na Ukrainie (czyli niezgodne z oficjalną linią Kremla). Do 20 lat więzienia ma grozić Rosjanom, którzy wpłacą pieniądze na pomoc Ukraińcom. Rosyjski urząd nadzorujący media, Roskomnadzor zagroził też zblokowaniem rosyjskiej wersji Wikipedii, bo powstał tam artykuł „Inwazja Rosji na Ukrainę (2022)”. Portalowi zarzuca, że podaje nieprawdę i narusza rosyjskie przepisy.

Dość wycierania nóg Rosją!

Państwo Putina odpowiada nie tylko represjami. Większość mediów w Rosji dzień i noc pełna jest propagandowych informacji, że wszystko idzie zgodnie z planem i prawem międzynarodowym, a armia rosyjska zaprowadza spokój w upadłym, sąsiednim kraju. Czołowy, kremlowski propagandysta , Dmitrij Kisielow, w swoim programie „Aktualności tygodnia” państwowej telewizji Rassija-24 opowiada o dzielnych rosyjskich żołnierzach, którzy ruszyli z bratnią pomocą do Ukraińców, których część dała się zmanipulować Zachodowi. Krajom NATO grozi przed kamerami atakiem nuklearnym, jeśli nie przestaną wspierać „nazistowskiego reżimu w Kijowie”. Inny ulubieniec Putina - dziennikarz Władimir Sołowiow - prowadzi przed kamerami wywiady z laptopem, który „ozdobił” literą „Z”, podobną do oznaczeń rosyjskich czołgów na Ukrainie. W telewizyjnym programie „Wieczór z Władimirem Sołowiowem” oburza się na „rusofobię” i sankcje wobec Rosji. Ze łzami w oczach poskarżył się na to, że nie może korzystać ze swoich luksusowych willi we Włoszech. Rosyjska armia - jak przekonuje - chroni jedynie separatystyczne republiki - Doniecką i Ługańską - przed „banderowcami” i ludobójstwem, z szacunkiem odnosząc się do ukraińskiej ludności. Doniesienia o ostrzeliwaniu rakietami miast nazywa fake newsami, albo tłumaczy tym że druga strona wykorzystuje cywili jako żywe tarcze.

Prócz filmów z terenów Ukrainy zajętych przez rosyjską armię, które mają potwierdzać propagandową narrację, pierwszy kanał państwowej telewizji puszcza filmy o dzielnych czerwonoarmistach walczących z hitlerowską armię.

Rosjan przedstawia się jako niewinne ofiary zachodniej „rusofobii”. - Europejskie kraje i USA uznały obywateli Rosji za ludzi drugiego sortu (demonstrując to we wszystkim). Dość wycierania nóg Rosją! - grzmi Ałła Dowłatowa, celebrytka, aktorka i prezenterka telewizyjna, prywatnie żona pułkownika policji. Anton Krasowskij, dziennikarz telewizji Russia Today, której nadawanie zablokowano na Zachodzie, sfilmował, jak podpala zapalniczką w swoim paszporcie wizę „przeklętej Ameryki”. - Byliśmy u was nieraz i nam się nie podoba - rzucił do kamery.

- „Jeśli wam teraz wstyd, to znaczy, że nie jesteście Rosjanami” - napisała na Twitterze Margarita Simonian, szefowa propagandowej telewizji Russia Today, komentując antywojenne protesty części swoich rodaków. Wtóruje jej znany reżyser i aktor Nikita Michałkow, wielbiciel carskiej Rosji, ZSRR i Putina. Tym, którzy sprzeciwiają się „operacji specjalnej” na Ukrainie zarzuca zdradę ojczyzny i - podyktowaną własnym interesem - uległość wobec Zachodu.

Działanie państwowej propagandy odczuł m.in. Maksym Gałkin, popularny satyryk (prywatnie mąż piosenkarki Ałły Pugaczowej), który publicznie krytykuje wojnę w Ukrainie. Na Instagramie zamieścił nagranie telewizji z Archangielska. Widać tam grupę wzburzonych ludzi, którzy przyszli do teatru. Żądają spotkania z dyrektorem. Gdy ten wychodzi do nich, żądają, by odwołał występ Gałkina zaplanowany na 14 marca. - On Rosjanin, powinien dbać o nasze interesy! - woła starszy mężczyzna, oskarżając artystę, że popiera „nazistów” i „banderowców”. Dyrektor teatru zapewnia, że jedynie wynajmuje salę. Brawa dostaje, gdy zapewnia, że organizator już zrezygnował z koncertu satyryka. Wiedział, co robi. W Moskwie pracę straciła już m.in. Jekatierina Dolinina, dyrektorka kin z sieci „Moskino”, która podpisała antywojenny protest. Dzień po tym, jak to zrobiła, poradzono jej, by sama wystąpiła o zwolnienie. W innym razie zagrożono jej, że znajdą się powody do dyscyplinarnego usunięcia ze stanowiska.

Wróg czyha na młodzież

Państwowe władze apelują do szkolnych dyrekcji i rodziców uczniów, aby pilnowały, co oglądają w sieci. „W ostatnich dniach różne ośrodki wzywają dzieci i młodzież do wzięcia udziału w akcjach antywojennych w rosyjskich miastach. Dzieci są ciekawskie i aktywne, ale niestety nie zauważają manipulacji ich aktywnością przez pozbawionych skrupułów dorosłych. Wszystko to może wciągnąć dziecko w nielegalne działania (…)” - to fragment listu rozsyłanego przez dyrekcje szkolne, który przytacza „Nowaja Gazieta”.

Portal Ulica Barchatnaja z Tomsku opisuje dokument ze wzorami odpowiedzi dla nauczycieli na temat „pokojowej operacji” na Ukrainie i „ludobójstwa ze strony kijowskiego reżimu”. Uczniowie starszych klas mają się dowiadywać w szkołach, że Ukraina aż do 1991 r. nie istniała na mapie świata. „My, Rosja, zawsze popieraliśmy i troszczyliśmy się o Ukrainę - dlatego że jesteśmy

jednym narodem i między naszymi krajami nie może być nienawiści” - doradza szkolny metodyk. Nauczyciele mają mówić uczniom, że trwa „specjalna, pokojowa operacja, której celem jest powstrzymać nacjonalistów, prześladujących rosyjskojęzyczna ludność”. Podczas lekcji proponuje się też odtwarzać fragmenty wystąpienia Putina.

Nauczyciele anonimowo opowiadają niezależnym dziennikarzom o zebraniach zwoływanych przez dyrekcje szkolne, które przestrzegają ich przed „politycznym” zaangażowaniem.

Na razie wydaje się, że zmasowana propaganda i represje przynoszą efekty. Ośrodek Studiów Wschodnich w Warszawie podał wyniki ostatniego sondażu państwowej instytucji socjologicznej WCIOM na temat stosunku Rosjan do „specjalnej operacji wojskowej” na Ukrainie: „68 proc. respondentów „raczej popiera” tę decyzję, przeciwnego zdania jest 22 proc. Jak twierdzi 26 proc. badanych, celem „operacji” jest ochrona ludności rosyjskojęzycznej tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych, według kolejnych 20 proc. - zapobieżenie rozmieszczeniu baz wojskowych NATO na Ukrainie. Również 20 proc. wskazało, że cel to demilitaryzacja Ukrainy i ochrona granic Rosji, 7 proc. - „denazyfikacja” Ukrainy i zmiana jej kursu politycznego, 4 proc. - podział Ukrainy i ustanowienie rosyjskich wpływów na części jej terytorium”.

Porzucone ciała żołnierzy

Niezależni rosyjscy eksperci przewidują, że nastroje społeczne mogą się zmienić, kiedy ludzie mocniej odczują skutki zachodnich sankcji, a przede wszystkim, gdy dotrą do nich prawdziwe informacje o tysiącach zabitych żołnierzy na Ukrainie. Oficjalne media przez pierwsze dni w ogóle nie informowały o rosyjskich stratach na wojnie. Dopiero 2 marca przyznały, w ślad za Ministerstwem Obrony, że zginęło ok. 500 wojskowych (kilkanaście razy mniej, niż informuje strona ukraińska).

„Polegli na Ukrainie” to jedna z najczęściej wpisywanych fraz w wyszukiwarkach Google i Yandex przez internautów z Rosji. W oficjalną propagandę przestają wierzyć nawet niektórzy prokremlowscy politycy. Trzej komunistyczni deputowani do Dumy Państwowej publicznie skrytykowali wysłanie żołnierzy na Ukrainę. - Pod hasłem uznania DRL i ŁRL (separatystycznych republik w Donbasie - przyp. red) ukryliśmy plany rozpętania wojny na pełną skalę z naszym najbliższym sąsiadem. (...) Ani narody Rosji, ani narody Ukrainy nie potrzebują takiej wojny” - napisał na Facebooku deputowany Wiaczesław Marchajew z Buriacji.

- Stajemy się Koreą Północą - oświadczyła 2 marca w telewizji Dożd (działa wciąż internecie), Maria Baronowa, szefowa rosyjskiej wersji telewizji Russia Today, która w proteście złożyła rezygnację z pracy. Losem zabitych rosyjskich żołnierzy zainteresowała się senator Ludmiła Narusowa z Rady Federacji Rosyjskiej, która tydzień wcześniej jednogłośnie poparła wysłanie armii poza granice kraju. - Dziś byłam w Komitecie Matek Żołnierzy, który jest po prostu zasypywany telefonami i listami od matek, które straciły kontakt z powołanymi tam dziećmi. Szukają przynajmniej czegoś, co dałoby im informacje. Zobaczyły zdjęcia swoich synów i zaczęły się kontaktować, i dowiedziały się, że ktoś jest w niewoli, ktoś umarł - powiedziała w telewizji Dożd. - Osobiście zadzwoniłam dziś do komendy Zachodniego Okręgu Wojskowego, sekretarza prasowego wiceministra obrony, i powiedziałem, dlaczego nie uzgodnić korytarza, wzdłuż którego można przynajmniej wynieść ciała? Przecież leżą nie pochowane, dzikie bezpańskie psy je gryzą, niektórych nie można zidentyfikować, bo są spalone!

Ireneusz Dańko

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.