Widzowie sięgali po chusteczki sześć razy. Jubileusz Michała Znanieckiego
Widzowie sięgali po chusteczki sześć razy. Michał Znaniecki debiutował 25 lat temu spektaklem z muzyką Monteverdiego w mediolańskiej La Scali. Miał wtedy 24 lata. Był najmłodszym reżyserem pracującym w tym teatrze. Teraz świętuje jubileusz: w Krakowie, Warszawie, Katowicach, Chorzowie i Bytomiu
Sypia po cztery godziny. Tyle mu wystarcza i nie widzi w tym nic szokującego. Nie pije alkoholu. Kiedy miał 16 lat, postanowił walczyć ze swoim lenistwem. Zaczął wstawać o piątej rano i uczyć się języków obcych. Dzisiaj zna ich siedem. W dzieciństwie miał bliski kontakt z aktorami, bo jego mama (Wanda Koczeska) była aktorką. Janusza Gajosa nazywał wujkiem. Michał Znaniecki świętuje od tygodnia swój jubileusz pracy twórczej. W Krakowie, Katowicach, Chorzowie i w Bytomiu. 25 lat pracy artystycznej. Bagatela. Pewnie. Jak ktoś debiutował w La Scali i miał wtedy 24 lata...
Każdy dzień jubileuszu to spektakl, warsztaty, promocja książki, rozmowy o operze. Na koniec jeszcze premiera „Romea i Julii”. To dla reżysera naturalne. Lubi tę wielopłaszczyznowość, eklektyzm. A jak daje radę to wszystko ogarnąć? - Bardzo dobrze się przygotowuję. Podczas jubileuszu pokazałem, że jestem też mistrzem improwizacji i dobrze dobieram współpracowników. Mój team mnie wspiera. No i jestem nie do zdarcia - mówi po prostu Znaniecki.
Fotela nie ma, ale reszta jest
Jubilat w świecie artystycznym ma zwykle 80 lat lub coś koło tego. Mówi się do niego „mistrzu”. Siedzi na scenie w wielkim fotelu, otoczony wielbicielami i podsumowuje swoją twórczość. Michał Znaniecki uśmiecha się. - Myślę, że brakuje tylko tego fotela, ale reszta jest. Dla mnie ważne jest to podsumowanie. Mam taki zawód, że mogę się ciągle rozwijać, czegoś uczyć. Zrobiłem 204 produkcje, co wielu 80-latków może przerazić, bo im się tyle nie udało. Bo taki jestem - mówi. I nie ma w tym ani fałszywej skromności, ani przechwałek. Reżyser ma po prostu głęboką świadomość swojej pracy.
Przyznaje, że nie czyta recenzji, dlatego nie może się z nich uczyć. - Uczę się obserwując publiczność, jej reakcje - wyjaśnia. Pięć lat temu, kiedy obchodził 20-lecie swojej pracy, stało się to okazją do pokazania siedmiu spektakli. Podkreśla, że miało to być spojrzenie, które dawało odpowiedź na pytanie, czy idzie w powtarzalność, czy jednak szuka czegoś nowego, a może jest coś charakterystycznego dla jego projektów. Pięć lat później to już spojrzenie na jakość. - Chciałem pokazać publiczności, co na przestrzeni tych 25 lat udało mi się zrobić w różnych kierunkach. Mówimy o projektach społecznych, musicalu, operze, rozmowach z publicznością, warsztatach. Totalny eklektyzm, który jest moją jakością - opowiada. Właśnie ten eklektyzm jest jego marką. Potrafi wejść w konwencję używając innych środków.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień