Widzowie pokochali ją najpierw jako Marcysię, a następnie w roli Anny
Martwi się, że jej wizerunek steranej życiem grubaski zapadnie widzom i reżyserom w pamięć. A przecież w rzeczywistości jest piękną blondynką o zgrabnej figurze. Na razie taką mogą ją oglądać jedynie bliscy - mąż i dwóch synów
Jest jedną z gwiazd telewizyjnego serialu „Przyjaciółki”. To wielki przebój małego ekranu - bo Polsat właśnie zaczął emitować jego dziewiątą serię. I niewątpliwie to właśnie Magda Stużyńska przyczyniła się do tego sukcesu. Choć sama się do tego nie przyznaje.
- To świetnie napisany scenariusz o czterech przyjaciółkach z liceum. Każda z nich znajduje się na jakimś zakręcie życiowym. Ich losy ciekawie się przeplatają, mimo że życie każdej z nich toczy się osobną ścieżką. Wspierają się, lubią, ufają sobie i zawsze pomagają wzajemnie w trudnych chwilach. Potrafią się wspólnie śmiać i bawić, co też jest często sprawdzianem dla każdej relacji - wyjaśnia w magazynie „Rossmann”.
Najciekawsze jest to, że Magda, grając serialową Ankę, musi poddawać się poważnej charakteryzacji. Choć sama jest piękną i zgrabną kobietą, kiedy wchodzi na plan „Przyjaciółek”, wygląda jak sterana życiem pani o sporej nadwadze. Nic więc dziwnego, że aktorka martwi się, iż taki właśnie jej obraz utrwali się w oczach widzów.
- Obawiam się, że zapadnę wszystkim w pamięć jako grubaska. A potem nikomu nie przyjdzie do głowy, że mogę zagrać szczupłą kobietę i już na wieki wieków będę obsadzana w rolach średnio dbających o siebie mamusiek. Teraz nawet nie mogę schudnąć sama dla siebie, bo takie są ustalenia scenariusza - śmieje się w „Twoim Stylu”.
Kiedyś, gdy budziłam się rano, to biegłam po kubek kawy, bo jestem od niej uzależniona i natychmiast zaglądałam na Facebooka. Pewnego dnia pomyślałam: „Basta, nie mam na to czasu!” - Magda Stużyńska
Granie takiej postaci jest tym trudniejsze dla Magdy, że na planie partnerują jej trzy równie urodziwe koleżanki: Joanna Liszowska, Małgorzata Socha i Anita Sokołowska. Ponoć świetnie się ze sobą bawią, żadnej zazdrości. - A w czym ja mogę z dziewczynami konkurować?! Która z nas przyjdzie lepiej ubrana do pracy? Czy ładniej wypada przed kamerą? Z założenia moja bohaterka ma wyglądać najgorzej, więc to pierwsze odpada. I drugie również. Nie walczyłyśmy o jedną rolę - deklaruje Magda w „Gali”.
Posag od babci
Najważniejszy wpływ na życie Magdy miała babcia. Odziedziczyła po niej ciągłą potrzebę działania. Babcia nieustannie coś robiła, nie mogła usiedzieć na miejscu. Na emeryturze udzielała się w kościele i społecznie, później prowadziła kawiarnię, w której serwowała najpyszniejsze lody i desery w całym mieście.
- Do dziś mam posag, który mi przygotowała. Babcia trzymała go w tapczanie i gdy przyjeżdżałam, pokazywała mi ręczniki, pościel, obrusy, ściereczki, komplet sztućców, a nawet kupony różnych materiałów, czyli wszystko, co powinna mieć młoda gospodyni. Każda z nas, jej trzech wnuczek, dostała dokładnie taką samą walizkę - zdradziła w „Kobiecie i życiu” aktorka.
Ponieważ mama Magdy nie pracowała, dziewczynka nie chodziła do przedszkola. Gdy poszła do zerówki, tak szybko nauczyła się pisać i czytać, że nauczyciele chcieli ją od razu przenieść do drugiej klasy. Rodzice nie zgodzili się - dzięki czemu Magda miała normalne dzieciństwo.
Początkowo była wzorową uczennicą, ale w liceum to się zmieniło. Uczyła się tylko przedmiotów humanistycznych, kompletnie ignorując ścisłe. Całe szczęście rodzice doszli do porozumienia z nauczycielami i Magda otrzymała możliwość indywidualnego toku nauczania. A wszystko przez to, że złapała już wtedy bakcyla aktorstwa.
- W szkole podstawowej miałam koleżankę, z którą bardzo się lubiłyśmy, trochę rywalizowałyśmy w nauce, ale bez napięcia. Kiedyś, w trakcie prac społecznych, czyszcząc podłogę PCV jakąś okropną różową pastą, przyrzekłyśmy sobie, że obie zostaniemy aktorkami. Jakiś czas później każda z nas niezależnie od siebie zdawała do ogniska „U Machulskich”. Nie mówiłyśmy sobie o tym, bo bałyśmy się, że się nie dostaniemy i będzie wstyd. Bardzo się zdziwiłyśmy, kiedy spotkałyśmy się na egzaminach. Obie się szczęśliwie dostałyśmy, spędziłyśmy trzy lata w ognisku, potem dwa lata w studium teatralnym, a potem obie zdałyśmy egzamin do szkoły teatralnej - uśmiecha się Magda, rozmawiając ze „Zwierciadłem”.
Lata z Marcysią
Popularność przyniosła jej rola w serialu „Złotopolscy”. Złotowłosa blondynka o ciepłym charakterze pasowała idealnie do roli Marcysi. Ponieważ widzowie ją pokochali, spędziła na planie serialu aż jedenaście lat! Kiedy ogłosiła swoje odejście, wielbiciele protestowali, na nic się to jednak nie zdało.
- Jedyne, czego żałuję, to fakt, że nie zrobiłam tego wcześniej. Nie należy za bardzo kalkulować. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co będzie potem. Ja zdecydowałam, że odchodzę, bo czułam, że wyczerpałam się w tamtym układzie, że grałam Marcysię już kosztem samej siebie. Nie rozwijałam się - przyznaje teraz w „Twoim Stylu”.
Ciekawą szansę stworzył jej Kabaret Moralnego Niepokoju - w którym odkryła u siebie komediowy talent. W tym samym czasie trafiła na plan „Przyjaciółek”. Trudne emocje z serialu odreagowuje więc na scenie podczas występów u boku kolegów.
- Na początku byli naprawdę ujmujący. Niestety, kiedy straciłam urok nowości, stałam się jedną z nich (śmiech). A chwilami jednym z nich. To daje mi spokój i swobodę. Fajne jest to, że nie ukrywają przede mną swoich męskich słabości, nie zgrywają macho. Ucieszyło mnie, gdy jeden z kolegów w kabarecie powiedział o mnie: „Ona jest z naszej jednostki”. Dobrze mi z nimi - twierdzi na łamach „Gali”.
Niewiele wiadomo o życiu prywatnym Magdy. Już wiele lat temu wyszła za mąż za biznesmena Łukasza Brauera. Para doczekała się dwóch synów: 12-letniego Brunona i 6-letniego Gustawa.