Wichura wyrywała drzewa z korzeniami
– Armagedon – tak mówią mieszkańcy gmin Studzienice i Parchowo po nawałnicy, która przeszła nad Kaszubami w piątek w nocy.
– Widziałam olbrzymie błyski, żadnego hałasu, potem, gdy usłyszałam odgłosy syren, wiedziałam, że stało się coś strasznego – mówi mieszkanka Bytowa.
Skutki nawałnicy, która przeszła nad powiatem bytow-skim w nocy z piątku na sobotę, widać już od Półczna. Olbrzymie zniszczenia są w Nakli, Parchowie i Sominach. Wiatr wyrywał drzewa z korzeniami, mnóstwo domów nie ma dachów, zniszczone są hektary lasu, kilkaset samochodów. Ludzie są przerażeni.
– Czegoś takiego nigdy nie widziałam – opowiada mieszkanka Nakli. – To wszystko trwało kilkanaście minut. I nie mamy już dachu. To było porażające, do tej pory nie mogę dojść do siebie.
Jej sąsiad dodaje: – To był taki dźwięk, jakby ktoś betoniarkę włączył. Pobiegłem na poddasze zamknąć okna dachowe, nie mogłem – tak wiało. W końcu puściłem rączkę i uciekłem na parter. Trzydzieści sekund później mój dach odfrunął do sąsiada.
– Błyski, trzaski – jak stroboskop – opowiada z kolei kobieta wypoczywająca w ośrodku Dal-Sol w Parchowie. – Wszyscy zaczęli uciekać, ja z dwójką małych dzieci. Pobiegłam na polanę i przykryłam je swoim ciałem dzieci. Bardzo się bałam. Na szczęście nic nam się nie stało.
Do ośrodka strażacy przedzierali się kilka godzin. Tam rannych zostało kilka osób. Z urazami zostali przewiezieni do szpitala.
Podobnie było w Sominach. Niemal nic nie zostało z ośrodka Kaszubski Bór. Tu też na
szczęście nie było ofiar. Ewakuowano kilkuset turystów.
– Wieczór był bardzo spokojny – mówi turystka z Sopotu. – Wypoczywamy tu z czwórką dzieci, nagle zrobiło się bardzo cicho, widoczne były grzmoty. Potem przyszło to coś. Schowaliśmy się do domku i czekaliśmy na to, co będzie dalej. Gdy już wyszliśmy na zewnątrz, nie mogliśmy uwierzyć w ten cały dramat.
W gminach powołano sztaby kryzysowe. W akcji ratowniczej uczestniczą strażacy ochotnicy z całego powiatu bytow-skiego. Skutki nawałnicy będą usuwane bardzo długo. Niektóre drogi wciąż są nieprzejezdne, bez przeszkód ruch możliwy jest tylko na krajówkach. Wiele miejscowości nie ma prądu, wody. Niektóre wsie są zupełnie odcięte od świata. Energetycy robią co w ich mocy, aby przywrócić zasilanie. Pilnie potrzebne są agregaty prądotwórcze. Zaś leśnicy zaczęli liczyć straty. Wiadomo, że będą olbrzymie.