Wiceprezydent Poznania - Bartosz Guss: Do talerza nikomu nie zaglądam. To nieetyczne
- Przyjęcie siedmiu ogromnych drapieżników wymagało niesamowitej determinacji i zaangażowania dyrekcji i pracowników poznańskiego zoo i ostatecznie doprowadziło do zapewnienia tym zwierzętom odpowiednich warunków do życia. Sytuacja ta obnażyła jednak brak w Polsce rozwiązań systemowych w tego typu przypadkach. Musimy jednak pamiętać, że oprócz chęci pomagania zwierzętom równolegle istnieją procedury administracyjne, których nie możemy łamać czy naginać - tłumaczy w rozmowie z "Głosem" Bartosz Guss, wiceprezydent Poznania.
Od momentu, w którym Jacek Jaśkowiak zaproponował Panu stanowisko wiceprezydenta minął już ponad rok. Jaką ocenę wystawi sobie Bartosz Guss?
Wolałbym sam siebie nie oceniać, nie byłoby to w pełni obiektywne. Staram się wykonywać powierzone mi zadania jak najlepiej.
Nie odnotowałem jednak, jak mi się wydaje, większych potknięć (śmiech). Ostatni rok to naturalna kontynuacja wyzwań i zadań, które wykonywałem w największym wydziale w urzędzie miasta, czyli Wydziale Gospodarki Nieruchomościami. Oczywiście przyjęły one większy wymiar. Osobiście uważam, że moim największym sukcesem jest "uratowanie" poznańskiego PKS-u. Prezydent, w sytuacji kiedy miejska spółka finansowo znajdowała się na przysłowiowych łopatkach, poprosił mnie o poprowadzenie negocjacji z powiatem poznańskim i wielkopolskimi samorządowcami. Ostatecznie udało się zintegrować kilkadziesiąt gmin i osiągnąć efekt synergii we współpracy. Teraz wspólnie będziemy decydować o siatce połączeń czy jakości taboru. Dobrze czuję się w realizacji konkretnych celów, dużo mniejszą satysfakcję daje mi otoczka związana z piastowaną funkcją.
W ostatnich tygodniach sporo mówi się o podwyżkach cen biletów komunikacji miejskiej. Czy mieszkańcy Poznania mogą się spodziewać w przyszłym roku podwyżek związanych z zagospodarowaniem odpadów? W wielu polskich miastach ceny mają podskoczyć drastycznie, nawet o kilkaset procent.
Decyzje w tym obszarze należą do bardzo wrażliwych i wpływają na komfort życia mieszkańców, ale w Poznaniu, na całe szczęście, zagospodarowanie odpadów nie należy do najbardziej obciążających budżety domowe. Obecnie sytuacja miasta Poznania, jak i GOAP, jest bardzo bezpieczna, choć taki stan, związany z niskimi opłatami za odpady nie utrzyma się w nieskończoność. To, że mamy jedną z najnowocześniejszych spalarni i biokompostowni w kraju powoduje, iż potrafimy realizować usługi taniej niż w innych miastach. Mamy więc komfort, że nie musimy zmieniać obecnych stawek, które w tej chwili znajdują się na jednym z najniższych poziomów w kraju tj. 14 i 16 zł. Od 2021 r. po rozstrzygnięciu nowego przetargu podwyżki będą nieuniknione, co pokazuje sytuacja w innych miastach. Pamiętajmy, że rosną ceny energii, transportu, a do tego mamy niestabilny system prawny.
Jak mogą wyglądać stawki w 2021 roku?
Będziemy nadal bardzo konkurencyjni w stosunku do większości miast, jeśli uda się zatrzymać opłaty za zagospodarowanie odpadów na poziomie 20-25 zł za os. Nie straszyłbym jednak podwyżkami związanymi z zagospodarowaniem odpadów. Wzrost opłat o kilka złotych za osobę w skali miesiąca nie powinien przecież rujnować budżetu domowego.
Częścią gospodarki komunalnej, która Panu podlega jest również ogród zooologiczny. W ostatnim roku wiele się w tej jednostce wydarzyło – dyrektorka zoo Ewa Zgrabczyńska raz otrzymywała negatywną ocenę pracowniczą, kilka miesięcy później prezydent wręczał jej nagrodę za uratowanie tygrysów.
Sprawy związane z zoo są dla mnie największym zaskoczeniem wśród tematów, obszarów, którymi zarządzam. Jeszcze rok temu nie przypuszczałbym, że w taki sposób zdominują one moją pracę. To nadal spore wyzwanie dla mnie, z uwagi na wyjątkowy temperament pani dyrektor i bezkompromisową postawę w miłości do zwierząt. Powodowało to częste tarcia oraz dyskursy na linii urząd - zoo. Na początku – muszę przyznać – nie rozumiałem tych emocji związanych z funkcjonowaniem ogrodu, ale w końcu zacząłem doceniać nowatorski podejście Ewy Zgrabczyńskiej do zwierząt. Najbardziej unaocznił to oczywiście przykład wspomnianych tygrysów.
Zoo pana zdaniem powinno funkcjonować w sposób tradycyjny czy, jak pan stwierdził, nowatorski?
Ratowanie tygrysów było kulą śnieżną, która uruchomiła niespotykane pokłady wrażliwości wielu osób. Zadałem sobie wtedy pytanie, czy ogród powinien być atrakcją dla mieszkańców w tradycyjnym wydaniu czy raczej promować edukację i stać na straży ochrony zwierząt. Przyszłość zoo jest zatem otwartą księgą. Przyjęcie siedmiu ogromnych drapieżników wymagało niesamowitej determinacji i zaangażowania dyrekcji i pracowników poznańskiego zoo i ostatecznie doprowadziło do zapewnienia tym zwierzętom odpowiednich warunków do życia. Sytuacja ta obnażyła jednak brak w Polsce rozwiązań systemowych w tego typu przypadkach. Musimy jednak pamiętać, że oprócz chęci pomagania zwierzętom, równolegle istnieją procedury administracyjne, których nie możemy łamać czy naginać. To powoduje różne napięcia, ale myślę, że wypracowaliśmy nić porozumienia z panią dyrektor.
Jaka jest pana ocena konfliktu dyrektora Wydziału Gospodarki Komunalnej Ziemowita Borowczaka, z panią dyrektor zoo, wypominając mu m.in. egzotyczne upodobania kulinarne?
Moją rolą - oprócz nadzorowania zadań z zakresu ochrony zwierząt - jest również budowanie dobrego wizerunku Urzędu Miasta Poznania i jego pracowników. W mediach wszystkie żale i zarzuty skupiły się na dyrektorze Borowczaku, co było bardzo niesprawiedliwe i jednostronne. Co do upodobań kulinarnych moich pracowników? Do talerza nikomu nie zaglądam i generalnie nie chciałbym odnosić się do tej kwestii, tym bardziej jeśli zdjęcia czy informacje z tym związane są kopiowane z prywatnych profili w mediach społecznościowych. Uważam zresztą, że "wyciąganie" tego typu tematów za nieetyczne i zupełnie bezcelowe. Wracając jednak do relacji dwóch dyrektorów – Ziemowit Borowczak podobnie jak Ewa Zgrabczyńska są osobami o silnych charakterach. To rodzi duże emocje między nimi dlatego moim zadaniem jest dyscyplinowanie pracowników oraz łagodzenie takich konfliktów.
Dlaczego zdecydował się pan obciąć premię dyrektor zoo?
Pracownicy jednostek organizacyjnych UMP są poddawani okresowej ocenie z tytułu realizacji zadań premiowych. Z jednej strony obniżyłem więc premię pani dyrektor za realizację celów w trzecim kwartale bieżącego roku, z drugiej - wysoko wynagrodziłem ją za zaangażowanie w ratowaniu tygrysów. To w żaden sposób się nie kłóci.
Pani dyrektor przyjęła 10 tys. zł nagrody którą jej zaproponowaliście?
Nagroda została przyznana. Sposób wykorzystania to już prywatna sprawa pani dyrektor.
Kontrowersje budzą też ostatnio miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego. Dlaczego miasto na siłę wpycha filharmonię na stadion Szyca i chce zmieniać ten dokument?
W tym przypadku mamy do czynienia z pewnym zafałszowaniem tematu. Obecny miejscowy plan dopuszcza zabudowę kubaturową, co ciekawe, dużo większą niż filharmonia. Dlatego twierdzenie, że MPZP zakłada tylko funkcję zieleni jest z gruntu nieprawdziwy. Jako Miasto chcemy w obszarze kultury aspirować do najlepszych i wybitnych projektów w Polsce. Tego typu piękne budynki znajdują się we Wrocławiu, Szczecinie czy Katowicach. To nie jest tak, że decyzja o budowie siedziby filharmonii zapadła ad hoc, terenów pod tę inwestycję szukaliśmy ponad rok czasu. Mam świadomość, że w czasie II wojny światowej funkcjonował na tym obszarze obóz, co więcej, że na przestrzeni lat wytworzył się tu specyficzny ekosystem. Proszę jednak pamiętać, że gdy przyłożymy obiekt filharmonii do tego terenu, okaże się, że będzie on zajmował niewielki obszar. Warto zaznaczyć, że konkurs architektoniczny, który ogłosimy w przyszłym roku wspólnie z urzędem marszałkowskim, będzie dotyczył terenu zlokalizowanego między ulicami Żelazka, Królowej Jadwigi i Dolna Wilda. Filharmonia nie musi powstawać tam, gdzie dziś znajduje się korona stadionu. Ma ona stanowić tylko jeden z elementów całego założenia przestrzennego.
Równie istotne jest uchwalenie miejscowego planu dla placu Wiosny Ludów. Obiecał pan, że w końcu znikną stamtąd blaszane budy z jedzeniem.
To cenna przestrzeń w Poznaniu, dlatego nie wycofam się ze swoich słów. Niestety, teren ten jest też wyjątkowo oszpecony i zdegradowany przez nieodpowiedzialne działanie właścicieli. Prace związane z uchwaleniem MPZP zakończą się w przyszłym roku, wtedy też zainicjujemy procedurę częściowego wywłaszczenie tego terenu pod plac publiczny. Chcemy też raz na zawsze zakończyć temat "budki z kurczakami". Retoryka właściciela działki sprzed 10 lat, że miasto uciska przedsiębiorcę traci na wiarygodności. Osoba ta nie zmieniła swojego podejścia, kpiąc sobie z przestrzeni publicznej. Żałuję, że poznaniacy tam kupują i ekonomicznie wspierają ten bałagan. Tę konkretną działkę będziemy chcieli wywłaszczyć pod funkcję związaną z transportem publicznym.
Zostańmy przy deklaracjach i obietnicach. Ile w końcu mieszkań powstanie w tej kadencji? Prezydent Jaśkowiak obiecywał siedem tysięcy i już od kilku miesięcy wiadomo, że żadna z miejskich spółek nie wybuduje takiej liczby lokali.
Zobowiązanie publiczne co do budowy określonej ilości mieszkań padło przed kilkoma laty. Obecnie wymaga ono weryfikacji. Poznań boryka się ze sporym odsetkiem osób z problemami finansowymi i musimy im pomagać, tworząc mieszkania socjalne. Nie jesteśmy jednak w stanie wybudować mieszkań dla wszystkich chętnych. Skupiamy się na osobach najbardziej potrzebujących. Dlatego zredukowaliśmy program do 4 tysięcy mieszkań. Dodatkowo sukcesywnie zagospodarowujemy kilkaset pustostanów.
W przyszłym roku miasto zamierzać sprzedać sporo nieruchomości, między innymi tereny Rodzinnych Ogródków Działkowych.
Sprzedaż gruntów będzie znaczącą pozycją przyszłorocznego budżetu. W tym zrealizowaliśmy ten plan na poziomie około 80 milionów złotych, w przyszłym powinno dojść do kilku istotnych transakcji. Chcemy wystawić na sprzedaż tzw. dwie wieże na Łacinie, bezpośrednio przy rondzie Rataje, będziemy też kontynuować sprzedaż nieruchomości przy ul. Unii Lubelskiej. Jeśli chodzi o ROD to projekt, który rozwijamy już od kilku lat, na tę chwilę najważniejszą transakcją w tym obszarze była sprzedaż działki przy galerii Malta za rekordową kwotę 32 mln zł, podczas gdy wycena była na poziomie 8 mln. Muszę podkreślić, że mamy bardzo dobre relacje z zarządem ogrodów działkowych. W przypadku likwidacji ROD-ów wywiązujemy się ze wszystkich zobowiązań ustawowych. Proszę pamiętać, że często powstawały one w miejscach, które nie były do tego predysponowane, w takich sytuacjach przenosimy je, ponosząc wszelkie koszty. W przyszłości planujemy np. sprzedaż terenu zajmowanego przez ROD na północ od Ostrowa Tumskiego.
W sferze prywatnej postawił pan sobie niezwykle ambitny cel w tym roku - ukończenie Ironmana. Jak panu udało się to w połączeniu ze zwiększonymi obowiązkami zawodowymi?
Uprawianie sportu wymaga żelaznej dyscypliny. A przygotowanie do wyzwania jakim jest Ironman (3,8 km pływania, 180 km rower, 42,2 km bieg) to już najwyższa szkoła jazdy. Związane ono było z nadzwyczajną organizacją dnia, życia. Żeby zrealizować 8-10 godzinny trening w weekend często wstawałem o 4 nad ranem. Wszystko udało się bez uszczerbku dla życia zawodowego i prywatnego. Zahartowało mnie do realizacji jeszcze większych wyzwań.