Wicepremier w pułapce [MINĄŁ TYDZIEŃ: komentarz]
Dziś przerwa na remanent. A nawet na dwa. Dwa tygodnie temu pytałem w tym miejscu, czego zabrakło w toruńskim sądzie i w działaniach policji - tak, że musiało dojść do dzikiej awantury przed rozprawą w sprawie zabójstwa przy Czarlińskiego: do tych krzyków, wyzwisk, niestety też agresji wobec podsądnych. W tym tygodniu nie zabrakło niczego.
Policji było - jak się zdaje - wyraźnie więcej niż zwykle, dzięki prostemu zabiegowi sądowa publiczność nie miała bezpośredniego kontaktu z oskarżonymi, bo najpierw została wpuszczona na salę, a dopiero potem wprowadzono oskarżonych. Można? Można. Dobra zmiana!
Z kolei w ostatnią sobotę pisałem o tym, komu najbardziej nie podoba się wystawa Mariny Abramović w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej. I tu także trzeba co nieco dodać, bo oprócz protestów mamy też oświadczenia.
I tak miasto w swym oświadczeniu najpierw dość rozwlekle wyjaśnia podstawowe zasady organizacji CSW, prowadząc do konkluzji, że za to, co się dzieje w CSW odpowiada dyrektor centrum. Najciekawsze jest pod koniec: „Prezydent Torunia dostrzega uwagi i wątpliwości, które docierają do niego w związku z otwarciem tej wystawy. Nie jest jednak jego rolą przejmowanie kompetencji dyrektora i Rady Programowej CSW...”.
To wszystko prawda. Doceniam dyplomatyczne wyważenie tego wywodu. Dobrze by jednak było, gdyby oprócz dostrzeżenia „uwag i wątpliwości”, prezydent także jasno stwierdził, że wartością wymagającą ochrony jest też wolność wypowiedzi.
W sprawie toruńskiej wystawy oświadczenie złożyło też Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Resort wicepremiera Piotra Glińskiego wyjaśnia w nim, że MKID odmówiło - i to jak podkreśla: dwukrotnie - finansowania toruńskiej wystawy.
Nie wiem, czy jest jeszcze gdzieś na świecie drugie takie ministerstwo kultury, które chwali się tym, że nie dało nic na organizację wystawy kogoś, kto - czy nam się to podoba, czy nie - ma znaczące miejsce w świecie współczesnej sztuki.
Wiem za to, że cała ta żenująca deklaracja dobrze ilustruje sytuację Glińskiego, który na własne życzenie stał się zakładnikiem ultrasów i bigotów uzurpujących sobie prawo do orzekania, co państwo powinno, a czego nie powinno wspierać.