W irytującej politycznej klęsce rządu Prawa i Sprawiedliwości, którą poniósł w ostatnich dniach w Brukseli - irytującej, bo jednak idącej na konto całego naszego kraju - najbardziej niezrozumiałe nie jest wcale to, że za wszelką cenę chciano pozbyć się Tuska z europejskiego stołka.
Co prawda uważam, że w interesie Polski lepiej by było go tam bez zbędnej awantury zostawić, ale nawet jestem w stanie zrozumieć, że w PiS-ie trudno było przymknąć oko na fakt, że szef Rady Europejskiej nie był zawsze fair wobec polskiego rządu.
Najbardziej niezrozumiałe i wróżące źle dla międzynarodowej pozycji Polski jest to, co usłyszałem od polityków PiS po brukselskim głosowaniu. Premier, minister Waszczykowski i prezes Kaczyński żalili się, że polski rząd został oszukany. Że część państw obiecywała, że Tuska nie poprze, ale go poparła, że w Unii panuje twarda gra interesów, a naiwna Polska dała się zwieść nieczystym intencjom.
Politycy PiS najwyraźniej nie chcą przyjąć do wiadomości, że na tym poziomie nie jest ważna polityka życzeniowa (jest tak, jak nam się wydaje), ale umiejętne załatwianie własnych interesów poprzez umiejętne rozpoznawanie intencji oraz interesów innych państw. Polska dyplomacja powinna wcześniej zaproponować jako kandydata Jacka Saryusza-Wolskiego i go umiejętnie promować, aby już dawno wiedzieć, czy warto doprowadzić do głosowania w świetle kamer, czy może jednak lepiej będzie wycofać się z tego pomysłu i wstrzymać się od głosu, podkreślając przy tym swoją negatywną ocenę Donalda Tuska. Zamiast takiego rozsądnego postępowania zafundowano nam upokarzające dla Polski głosowanie.
Zaraz po kampanii wrześniowej Józef Beck, tłumacząc się z klęski, do której doprowadziła prowadzona przez niego polityka, zapewniał, że klęska jest wynikiem tego, że wszyscy go oszukali. Zachodni alianci, bo mieli przyjść z pomocą, a nie przyszli, polscy generałowie, bo zapewniali, że polskie wojsko pogoni Niemców za Odrę, Sowieci, bo podpisali w 1932 roku pakt o nieagresji, a takiej agresji dokonali. Ktoś powie, że to zbyt odległa polityczna analogia, ale czy teraz, po brukselskiej klęsce, nie słyszymy podobnego tłumaczenia? Że winni są wszyscy, tylko nie my, bo my sami jesteśmy świetni i bezbłędni? Wracają stare demony z naszej historii i jeżeli się od nich w porę nie uwolnimy, to znowu - podobnie jak w 1939 roku - będziemy sami w chwili, gdy bardzo będziemy liczyć na pomoc innych.