Werka: - Mam nadzieję, że kiedyś wyruszę w świat i dojdę do zdrowia
- Moje nóżki są kłamczuszki, bo nie chcą chodzić - tłumaczyła mi kiedyś Weronika. Potem jeszcze wielokrotnie wypowiedziała takie zdania, które na zawsze wbiły się w moją pamięć.
Werka miała trzy i pół roku, gdy spotkałem się z nią po raz pierwszy. W drzwiach powitała mnie mała dziewczynka na małym wózku inwalidzkim.
Z uśmiechem od ucha do ucha i z wzrokiem wpatrzonym w swego gościa.
- Pjosię za mną - rzuciła Weronika i sprawnie obróciła swój wózek. Mknęła długim korytarzem, po czym zatrzymała się, wyciągnęła rękę i oznajmiła: - Zapjasiam do pokoiku.
Jeździła na wózku od ściany do ściany, kręciła piruety i opowiadała o swoich kłopotach.
- Moje nóżki są kłamczuszki, bo nie chcą chodzić - tłumaczyła.
Gdy się żegnaliśmy pierwszy raz, wyznała mi miłość: - Kocham pana, panie jedaktozie... Nie zapomnisz mnie, panie jedaktozie? - pytała patrząc prosto w moje oczy.
Jak zapomnieć takie dziecko...
„Muszę zdobyć oddech”
Kasia Kołodziejska była w Irlandii, gdy dowiedziała się, że dziecko, które nosi pod sercem, jest poważnie chore.
- Lekarz proponował aborcję. Bardzo mnie wtedy zdenerwował. Takie rozwiązanie w ogóle nie wchodziło w grę! Wróciłam szukać ratunku do Polski - wspomina pani Kasia.
Najpierw trafiła do Centrum Matki Polki w Łodzi, a stamtąd - do bytomskiego szpitala. Lekarze zdecydowali się na trudną operację na płodzie. Doszło do poważnych komplikacji. Kilka dni później, dokładnie w szóstym miesiącu ciąży, na świat przyszła Werka. Z jednym punktem w skali Apgar; za serduszko, które dzielnie biło.
- Zanim dowiedzieliśmy się, że jest chora, chcieliśmy jej dać na imię Jagoda. W ostatniej chwili zmieniłam zdanie. Niech będzie Weronika. Jej imienniczka przy krzyżu tyle wycierpiała, a jednak przeżyła. Nasza Werka też przeżyje, będzie silna jak święta Weronika - wspomina pani Kasia.
Werka ważyła niecały kilogram. Była sztucznie utrzymywana przy życiu. Po miesiącu sama wyrwała sobie rurkę od respiratora i zaczęła samodzielnie oddychać.
- Bo panie redaktorze, wmawiałam sobie po cichutku: „chcę oddychać, chcę oddychać, muszę zdobyć oddech” - opowiada dziś ośmioletnia Werka. - W pewnym momencie, jak tylko pojawiła się okazja, wyrwałam sobie ten respirator i zaczęłam oddychać. Tak było.
„I tak zrobisz, jak będziesz chciała”
Wrócili do domu, do Tuczna (gmina Złotniki Kujawskie). Werka miała rozszczep kręgosłupa, wodogłowie, problemy z układem moczowym i przed sobą wiele skomplikowanych operacji. Ale żyła!
Kiedy jej 12-letni brat Kuba dowiedział się, że Werka nie będzie chodziła, powiedział: - Jeśli można, to ja jej oddam swoje nogi. Ja już się w swoim życiu nachodziłem - wspomina babcia, Anna Stefańska.
Mama i babcia często modliły się nad jej łóżkiem. Błagały o zdrowie dziewczynki. Dlatego też jednym z pierwszych zdań, które powtarzała Werka, były fragmenty pacierzy. Z czasem ludziom zaczęła wyznawać miłość, nawet w sklepie. - Pani Grażynko, jak ja panią kocham. Idę się pomodlić do Jezusa Chrystusa za pani zdrowie - mówiła do ekspedientki. Ludziom wilgotniały oczy.
Przed jedną z operacji Werkę odwiedziła starsza sąsiadka. Przyniosła jej w prezencie różaniec. W pewnym momencie dziewczynka podjechała na wózku do obrazu Matki Boskiej i zaczęła mówić: - Matko Boska, ty wiesz, że ja jadę na operację. Poproś swojego syna, żeby mi się nic nie stało, żeby operacja się udała, żeby nikt nie płakał. Przez chwilę w milczeniu patrzyła na obraz, po czym dodała: A zresztą. I tak zrobisz, jak będziesz chciała - wspomina pani Ania.
„Mam w końcu fajną brykę”
- Jak się urodziła, miała nie mówić, nie widzieć, nie słyszeć... Miała leżeć jak roślinka. Nie chodzi, ale głęboko wierzymy, że kiedyś zacznie - wyznała nam przedpięcioma laty pani Kasia, ajej córka kontynuowała: - Jestem załamana, że moje nóżki nie chcą chodzić. Mam wielki kłopot.
- Jak ci możemy pomóc? - dopytywałem
- Możecie mi pomóc. Zbierajcie nakrętki!
Włączyliśmy się więc w akcję zbierania plastikowych nakrętek na nowy, większy wózek dla Werki. Jej historia wzruszyła też wielu naszych Czytelników. Każdego dnia do inowrocławskiej redakcji przynosili worki z plastikami. W pewnym momencie jeden z redakcyjnych pokoi był niemal cały nimi wypełniony. Nasi goście mieli problem, by dotrzeć do kierownika redakcji, który „stacjonował” w pokoju obok. Od stycznia 2012 roku, w dużym stopniu dzięki wsparciu naszych Czytelników, Werka ma nowy wózek inwalidzki.
- Mam w końcu fajną brykę - oceniła, gdy go zobaczyła.
Nasze artykuły przyczyniły się do niezwykłej popularności Weroniki. Szkoły organizują dla niej zbiórki, akademie, przedstawienia teatralne. Ludzie przyjeżdżają do niej w odwiedziny i wystawiają jasełka. Wysyłają paczki oraz kartki na urodziny i święta. „Życzę wytrwałości, cierpliwości i wiary w lepsze jutro” - napisał pan ze Strzelna. „Zdrówka, radości, słoneczka, mój kwiatuszku. Chciałbym, aby szczęścia malutki duszek zamieszkał w tym serduszku” - dorzuciła Bernadeta. Piękne słowa popłynęły z gminy Jeziora Wielkie: „Myślę, ale jednocześnie wiem, że jesteś dzielną, mocną i wytrwałą dziewczynką, która wiele w życiu osiągnie. Jesteś kochana i masz wielkie serce, dużo większe niż moje. Potrafisz się cieszyć i zarażać swym śmiechem i miłością innych”.
„Już lepiej. Czworakuję”
Dwa lata temu Werka przywitała nas takim oto newsem: - Już lepiej z moim zdrowiem. Czworakuję. Co mogę jeszcze więcej panu powiedzieć... Jestem szczęśliwa. Mam nadzieję, że kiedyś wyruszę w świat i dojdę do zdrowia.
Dziś już nie chce podbijać świata. Chętnie zwojowałaby chociażby swoje podwórko. - Chciałabym pójść na boisko, pograć w piłkę, spotykać się z koleżankami. Marzę o tym, żeby w końcu zacząć chodzić, żeby te nogi nie odmawiały mi posłuszeństwa... Na razie odmawiają. Gdybym zaczęła wreszcie chodzić, moi rodzice byliby bardzo szczęśliwi - opowiada. Na chwilę przerywa, spogląda na babcię i wzdycha: - Babcia znów się rozpłakała.
- Werka jest na pewno silniejsza niż była kiedyś. Cieszymy się z najdrobniejszych postępów - mówi pani Kasia. Gdy rusza nogami, gdy zakłada nogę na nogę, gdy raczkuje, gdy prostuje ręce i pręży swoje małe ciało... - Dla wszystkich rodziców to coś zupełnie normalnego, a dla nas to olbrzymie sukcesy - tłumaczy.
Werka ma już osiem lat i coraz częściej doskwiera jej to, że nie może chodzić. Ma żal... do nóg.
- Już nie mam sił dalej prosić je i prosić, żeby zaczęły chodzić. Nogi! No trochę szacunku!... Dzisiaj do nich mówiłam, ale nic nie pomogło. Nie chcą mnie słuchać. No i co ja mam teraz zrobić? Ciągle nie wiem, jakie jest dobre rozwiązanie tego problemu.
Patrzy na mamę, babcię, dziadka, uśmiecha się i wyznaje z wielką pasją w głosie: - Ale mimo tego, że nie chodzę, to i tak jestem szczęśliwa, wesolutka, taka rozpromieniona.