Wechta: Nasza marka nie ucierpiała. Klienci cierpią przez decyzje urzędników
O Dariuszu Wechcie mówi się zawsze, poprzedzając jego nazwisko słowami „znany poznański deweloper”. Po ostatnich wydarzeniach będziemy dodawali „kontrowersyjny”.
Dariusz Wechta mówi, że Poznań przestał być miastem deweloperów, a zaczął być rowerzystów. Znany poznański deweloper dodaje paradoksalnie, że cieszy się, bo sprzedaż mu wzrasta.
O Wechcie głośno było zawsze i to nie za sprawą branżowych nagród, ale kontrowersji na styku z Wydziałem Urbanistyki i Architektury Urzędu Miasta. Nasi rozmówcy mówią wprost: urząd mu sprzyjał. Wechta dostawał pozwolenia na budowę w środku miasta na bardzo duże kubatury. Mniejsi deweloperzy, z którymi rozmawialiśmy, mówili nam, że dla nich uzyskanie takiego pozwolenia byłoby raczej niemożliwe. Realizacje Dariusza Wechty były głośne również ze względu na spory z sąsiadami. Tak było w przypadku budynków na Cytadeli. Choć plan miejscowy pozwalał na zabudowę do 13 m wysokości, budynki dewelopera mają 15,5. Jak tłumaczył to urząd? Ostatnia kondygnacja została określona jako „piętro techniczne”, a tego przepisy nie zabraniają. Radni osiedlowi zwracali wówczas uwagę, że dziwna to część techniczna z panoramicznymi oknami, jak niżej i roletami w oknach.
Głośne były też sprawy odszkodowań za drogi: jedna to ulica Szyperska, druga Morzyczańska. W przypadku Szyperskiej sąd zasądził 30 mln zł dla Wechty za to, że miasto przejęło jego teren pod budowę drogi. Sąd uznał to za szkodę dla dewelopera, mimo iż droga prowadziła do jego nieruchomości. Po bataliach sądowych ostatecznie z wysokiego odszkodowania zostało 5 mln zł.
Parkingi, których nie było
Od zeszłego roku znów mówi się o Wechcie. Tym razem za sprawą braku parkingów dla mieszkańców przy ulicy Rolnej/Saperskiej i Morzyczańskiej. W obu przypadkach sytuacja jest podobna. Aby spełnić tzw. normatyw parkingowy, deweloper wskazywał działkę, która nie należała do niego. Przekonywał urzędników, że to tam parkować będą przyszli mieszkańcy. Cóż, gdy jak tylko pozwolenie na budowę zostało wydane, właściciel nagle wypowiadał Wechcie umowę. Deweloper jednak cel osiągnął, miał pozwolenie na budowę w kieszeni.
Zapłacili, a mieszkań brak
Najtrudniejsza sytuacja jest obecnie przy ulicy Morzyczańskiej. Ludzie wykupili mieszkania, ale nie mogą w nich zamieszkać. Przy Morzyczańskiej stoi pięciokondygnacyjny budynek, w którym znajduje się 227 mieszkań. Z tego 180 lokali już zostało sprzedanych. 150 to tzw. umowy deweloperskie poparte aktem notarialnym, a 30 to umowy cywilne. Za jednymi i drugimi stoją pieniądze.
W przypadku niektórych mieszkań wpłacono już całość. Nowi mieszkańcy nie mogą się wprowadzić, ponieważ gmach nie ma pozwolenia na użytkowanie. Wszystko na skutek braku miejsc parkingowych.
Początkowo deweloper wskazywał jako parking działkę spółdzielni mieszkaniowej Osiedle Młodych. Ta jednak umowę dzierżawy wypowiedziała.
- Nawet gdyby tak nie było, nie wyobrażam sobie parkingu w tym miejscu. To łąka. Moim zdaniem liczba samochodów, którą chciał tam wprowadzić deweloper, była wzięta z kapelusza. Zmieściłyby się, gdyby ustawiać je jedno obok drugiego helikopterem, bez otwierania drzwi
- ocenia Adam Pawlik.
Zwraca też uwagę, że niedoszły parking mieścił się - w linii prostej 800 m, a faktycznie 2 km od budynku Wechty.
- Proszę sobie wyobrazić ludzi wracających w zimie wieczorem z pracy z zakupami, idących te 2 kilometry do domu. To jakieś kuriozum
- mówi Adam Pawlik.
Faktem jest, że budynek nie dostał pozwolenia na użytkowanie. Jego wydania odmówił najpierw powiatowy, potem także wojewódzki inspektorat nadzoru. Ostatecznie deweloper złożył skargę na tę decyzje do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
- Sprawdziliśmy wytyczne projektowe co do liczby miejsc parkingowych. Okazało się, że stan faktyczny nie pokrywa się z tym, co było w projekcie. Nie mogliśmy więc wydać pozwolenia na użytkowanie
- tłumaczy Anna Zakrzyńska z PINB.
Paweł Łukaszewski, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego, mówił wcześniej wprost „Wyborczej”, że inwestor wskazuje parking na wynajętej działce po to, by dostać pozwolenie na budowę oraz że „zapewnienie stałego parkingu na sąsiedniej działce od początku było fikcją, bo na tej działce parkingu nie ma i nigdy nie było. Sytuacji można było uniknąć, gdyby deweloper budował kilkukondygnacyjne garaże na swojej działce. Woli jednak jak najwięcej zarobić i zamiast garaży stawia mieszkania”.
Deweloper czuje się ofiarą
Deweloper w rozmowie z nami przekonuje, że to on jest poszkodowany w całej tej sytuacji.
- Padliśmy ofiarą decyzji urzędników. Czuję się ofiarą całej sytuacji
- mówi nam Dariusz Wechta. - Nasza marka nie ucierpiała. Klienci cierpią nie przez nas, ale przez decyzje urzędników. Normatyw parkingowy w Poznaniu jest wysoki, budujemy garaże podziemne, które później stoją puste. Tym bardziej że tylko 60 proc. naszych klientów ma samochód.
Jego zastępca w firmie Łukasz Kaczmarek skarży się z kolei, że WINB do tej pory nie przekazał do WSA dokumentacji potrzebnej do rozpoczęcia postępowania. - Złożyliśmy już ponaglenie - mówi.
Łukasz Mikuła, przewodniczący komisji polityki przestrzennej RM, gdy słyszy o podejściu dewelopera, nie może uwierzyć.
- To co, proponuje odnośnie spełnienia normatywu parkingowego, opiera się na bardzo kruchych podstawach. Wechta to trudny partner, gdy chodzi o procedury administracyjne.
Na miejscu urzędników byłbym wyjątkowo czujny przy jego kolejnych inwestycjach, ponieważ sytuacja z wynajmowaniem terenu pod parking wygląda na zaplanowaną metodę po to tylko, by uzyskać pozwolenie na budowę. Miasto nie powinno mu tego umożliwiać. Na miejscu dyrektora wydziału nie wydałbym pozwolenia na budowę firmie, która w warunkach recydywy działa na krawędzi prawa - uważa radny Łukasz Mikuła.
Pod koniec maja poznański deweloper dostał jednak częściowe pozwolenie na użytkowanie.
- Wnioskowaliśmy o to w PINB. Częściowe pozwolenie jest możliwe, ponieważ mamy 187 miejsc parkingowych w hali garażowej oraz 17 na terenie osiedla. To pozwoliło na uruchomienie 132 mieszkań. Jeszcze w tym tygodniu wprowadzą się pierwsze rodziny
- tłumaczy nam Łukasz Kaczmarek, wiceprezes firmy Wechta.
W praktyce jest tak, że deweloper dostał pozwolenie na użytkowanie wybranych mieszkań na zasadzie mozaiki. Wechta wskazał te mieszkania, które już zostały wykupione, a PINB zatwierdził ich użytkowanie.
- To zupełnie dziwna i niezrozumiała dla mnie praktyka
- twierdzi Łukasz Mikuła. - Cały budynek nie ma pozwolenia na użytkowanie, nawet nie jedna jego część, segment, ale mozaikowo ulokowane lokale. Nie spotkałem się jeszcze z czymś takim - dodaje.
Pozostali mieszkańcy będą musieli poczekać na wyrok WSA. - Mieszkańcy właśnie zbierają podpisy pod petycją do sądu, by się zgodził na parking w zaproponowanej przez nas lokalizacji i zezwolił na użytkowanie mieszkań - dodaje Kaczmerek.
Deweloper chce przekonać sąd, że mogą korzystać z parkingu koło Selgrosa, z którym to podpisał umowę na dzierżawę.
„Chyba kupię smarta”
Patowa sytuacja jest też na osiedlu Wechty pomiędzy ulicami Rolną a Saperską. Tam również właściciel dzierżawionej działki, tuż po wydaniu pozwolenia na budowę, wypowiedział umowę najmu Wechcie. Sprzedał działkę firmie Budimex, która zdążyła już wybudować tam budynek mieszkalny. W rezultacie na osiedlu Wechty nie ma gdzie parkować. Samochody parkują na pasach i terenach zielonych. Na internetowym forum można przeczytać sporo o perypetiach parkingowych mieszkańców tego osiedla.
„Nasz nowy mistrz parkowania na Saperskiej nie ustaje w wyznaczaniu nowych miejsc parkingowych. I tak auto stoi do wieczora. Ciekawe, gdzie będzie stało jutro w południe?”
Wpis ilustrują zdjęcia czarnego renault stojącego na chodniku w śniegu pomiędzy pasami dla pieszych.
Post skomentowała m.in. Daria Jakubek:
„Nie znam owego Pana, ale myślę, że nie robi tego, bo mu się nudzi...byłyby miejsca, nie byłoby takiej fantazji. Trzeba sobie radzić. Przykro mi.”
Czym wywołała długą dyskusję o kulturze parkowania, ale też winie dewelopera.
W innym miejscu Damian Hojak podsumowuje tak: „Ja się ogólnie zastanawiałem, czy nie zmienić samochodu na smarta i kupić drugiego do zestawu, co bym mógł sobie nim miejsce zastawiać.”
Nawet pobieżnie przeglądając forum, widać, jaki problem i ile emocji wywołuje temat parkowania.
Deweloper nie dostał też pozwolenia na użytkowanie ostatniego etapu inwestycji, bo zamiast koniecznych 1000 miejsc, ma do dyspozycji jedynie 700. Pozwolenie na użytkowanie dla pozostałych części jest warunkowe. WINB dał Wechcie czas do 1 lipca 2017 r., by zapewnił mieszkańcom parking. Już wiadomo, że deweloper tego terminu nie dotrzyma.
- Pracujemy nad tym, żeby uruchomić dla mieszkańców parking przy ulicy Łanowej - wyjaśnia Kaczmarek. - Zwróciliśmy się do Urzędu Miasta o pozwolenie na budowę parkingu. Otrzymaliśmy już nawet decyzję środowiskową, ale oprotestowała ją jedna z mieszkanek ulicy Barskiej.
Zwróciliśmy się o rozstrzygnięcie tej sprawy do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Trudno powiedzieć, kiedy sprawa się zakończy - mówi Kaczmarek.
I dodaje, że wnioskował o przedłużenie terminu oddania parkingu.
- Taki wniosek wypłynął - potwierdza Monika Kaczmarek, zastępca wojewódzkiego inspektora nadzoru. - Decyzja co do przedłużenia jeszcze nie zapadła, musimy przeanalizować sytuację.
Czas na Druskiennicką
- Przedsiębiorca powinien działać bardziej odpowiedzialnie - podsumowuje Adam Pawlik.
- W działaniu Dariusza Wechty widać jedynie dbałość o własną korzyść. Brak tu odpowiedzialności za społeczność lokalną
- dodaje Łukasz Mikuła.
- Mamy do czynienia z działaniami służącymi temu, żeby jak najwięcej sprzedać i zarobić, bez myślenia o podnoszeniu jakości przestrzeni w mieście i substancji mieszkaniowej - mówi Jakub Głaz, krytyk architektury. - Pod względem architektonicznym budownictwo Wechty plasuje się w dolnych rejonach stanów średnich. Dodatkowo, w świetle sytuacji parkingowej, pojawia się pytanie o wiarygodność dewelopera - dodaje.
Wechta właśnie dopina kolejny projekt mieszkaniowy w Poznaniu. Tym razem buduje 800 mieszkań przy ul. Druskiennickiej na Podolanach. Gdzie planuje parking, nie chce jednak zdradzić.