Choć od pamiętnej nawałnicy, która przysporzyła Łodzi tylu szkód, minął już tydzień, łódzcy strażacy nadal usuwają jej skutki. Jeszcze wczoraj do uprzątnięcia złamanych, nadłamanych i zagrażających ludziom bądź mieniu drzew i gałęzi wzywano ich około 60 razy. A to dane z godz. 18. Przez cały dzień strażacy mieli ręce pełne roboty. Oficer dyżurny na Miejskim Stanowisku Kierowania PSP podejrzewał, że dzień zakończy się bilansem ponad stu wyjazdów.
Zgłoszenia spływające z miasta były monotonnie podobne do siebie: ul. Brzoskwiniowa 24 - nadłamany konar zwisający nad napowietrzną linią energetyczną, ul. Retkińska 95 - drzewo niebezpiecznie pochylone nad chodnikiem, ul. Rąbieńska 125 - drzewo pochylone nad garażem, ul. Okopowa 70 - podobnie, ul. Pasieczna 2 - nadłamane drzewo nad placem zabaw. Kolejne adresy można mnożyć: ul. Kujawska 7, ul. Okólna 183, ul. Kubusia Puchatka...
Strażacy podkreślają jednocześnie, że nie zajmują się powalonymi drzewami, które leżą gdzieś między domami, ale nie stwarzają dla nikogo zagrożenia, jak jarzębina, którą nasza Czytelniczka sfotografowała między ul. Zielną a Marynarską na Bałutach. Takie wiatrołomy powinien uprzątnąć właściciel terenu albo firmy wynajęte do tego przez miasto, jeśli teren jest gminy.
Szacunkowo ocenia się - bo trudno o precyzyjne dane, tak wielkie są rozmiary zniszczeń - że nawałnica, która szalała w Łodzi w nocy ze środy na czwartek (9 - 10 sierpnia) powaliła w mieście kilka tysięcy drzew. Dotkliwe straty poniósł Las Łagiewnicki, w którym wichura złamała ich ponad tysiąć, w tym dwustuletni dąb, który rósł w pobliżu siedziby Leśnictwa Miejskiego. Sprzątaniem powalonych drzew zajmuje się 11 firm wynajętych do tego przez miasto.