Wasilków wkurzony na burmistrza
Mieszkańcy dowiedzieli się, że władze chcą uznać ich osiedle za obszar zdegradowany. - Nie jesteśmy żadną patologią - oburzają się
To bezmyślność biurokratyczna. Odrobina inteligencji i wrażliwości wystarczyłaby, by użyć innych słów nikogo nie raniących i obrażających - uważa prof. Jerzy Kopania, etyk. - To tak jakby lekarz oznajmił: ma pan ropień i trzeba to wyczyścić. To inaczej brzmi niż „pan gnije i cuchnie”.
Tak prof. Kopania komentuje to, co się wydarzyło we wtorek w Wasilkowie. W tamtejszym magistracie doszło do wielkiej awantury. Zaczęło się od ulotki, którą ktoś rozniósł po osiedlu przy ul. Emilii Plater w Wasilkowie.
- Czyta pani! - podsunęła nam ją Wiesława Łupińska, emerytka. Rozejrzała się wokół i wyjęła z koperty kartkę. I przejęta dodała: - Muszę ją wysłać dla dzieci, niech działają.
Ktoś napisał w ulotce, że „burmistrz gminy Wasilków rozpoczął procedurę wyznaczenia obszaru zdegradowanego... m.in. wokół ul. Emilii Plater i ul. Nadrzecznej w Wasilkowie. Obszar zdegenerowany to obszar w stanie kryzysowym z powodu bezrobocia, ubóstwa, przestępczości, niskiego poziomu edukacji, niewystarczającego poziomu uczestnictwa w życiu publicznym i kulturalnym (...).”
Ludzi te słowa mocno dotknęły. Tak mocno wzięli sobie do serca słowo „zdegradowany”, że zrobili w urzędzie awanturę.
- Chcą z nas patologię zrobić. Dziadów i pijaków! Obszar zdegradowany! No ludzie, jaka my jesteśmy degradacja? - denerwował się Tadeusz Kruczkowski, jeden z mieszkańców.
- Chcą nas tak obrazić, że u nas menele mieszkają. Są jakieś slamsy, czy coś jeszcze. Że jesteśmy narkomani, niewykształceni. Na naszym osiedlu przeważnie mieszkają emeryci, którzy całe życie przepracowali i teraz ich do takiego stopnia poniżyć - jedna z kobiet aż trzęsła się ze złości.
- Cały Wasilków będzie zdegradowany - wtrąciła inna z grupy rozzłoszczonych kobiet.
- To masakra. Przecież burmistrz pochodzi z Wasilkowa. A on po prostu dopadł do władzy. A teraz mówi, że ja jestem patologią - oburzała się Beata Sochoń.
- Nie pozwolimy na to, by nas zniweczył. Wszędzie jest patologia, na całym świecie. Tego się nie wypleni - krzyczała donośnym głosem kobieta.
Jednak wśród zbuntowanych ludzi, są i tacy, którzy za bardzo nie wiedzieli, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi.
- Nic nie rozumiem, ale domyślam się, że ktoś chce zrobić jakieś machlojki. To nic dobrego nie będzie. Źle się dzieje, a burmistrz robi coś po cichu - uważa Stanisława Kudaszewicz.
- To przecież są wspaniałe tereny. I teraz okazuje się, że one będą zdegradowane. Degeneracja? To znaczy, że będzie niższy poziom życia - martwi się inny wasilkowianin.
A tymczasem... gmina Wasilków jest w trakcie przygotowywania programu rewitalizacji. Dostała na to 100 tysięcy zł.
- Trzeba określić, jaki teren może się nadawać do specjalnego dowartościowania - tłumaczy nam Mirosław Bielawski, burmistrz Wasilkowa. Programem rewitalizacji terenów zdegradowanych może być objętych 20 procent gminy, w tym właśnie osiedle przy ul. Emilii Plater.
I właśnie to było omawiane na komisji ładu przestrzennego i infrastruktury technicznej. Ponad setka rozzłoszczonych ludzi wpadła na obrady Bo nie czują się zdegradowani. I nie są żadną patologią.
Agnieszka Olender, z organizacji, która przygotowuje program rewitalizacji w gminie Wasilków, odważnie stanęła na środku sali. Otoczył ją krąg zbuntowanych. Spokojnie tłumaczyła, że rewitalizacja dzieje się w całym kraju. I że to nie taka wcale nowa rzecz. Bo nawet w Białymstoku też była rewitalizacja, kiedy odnowiono Rynek Kościuszki. A ta rewitalizacja to oznacza, że będzie się lepiej żyło. No i będą pieniądze z Unii na różne inwestycje.
Ludzi nie przekonała. - My nie chcemy - krzyczeli. I nagle wstała Beata Sochoń. Najpierw wypomniała pani Agnieszce, że nie jest wasilkowianką, więc nie ma nic tu do powiedzenia. A potem wygarnęła jej, co myśli o tym wszystkim
Program Rewitalizacji Gminy Wasilków na lata 2017-2027. Jak czytamy na stronie internetowej miasta - celem opracowania programu rewitalizacji jest rozwiązanie istniejących problemów społecznych, gospodarczych, poprawa atrakcyjności i funkcjonalności przestrzeni miejskiej. Wdrażanie programu będzie procesem wieloletnim, nakierowanym na rozwój gminy. Ma ono służyć poprawie jakości życia mieszkańców.
- Mieszkańcy od ust sobie odbierali, brali kredyty, by kupić mieszkania. A teraz ingeruje się w nasze życie. Ktoś chce ukraść nasz dorobek. Burmistrz nie ma prawa dysponować naszym majątkiem. Co chce to robi. Zrobił z nas debili i patologię - krzyczała Beata Sochoń. - To my nie jesteśmy nic warci? Tu mieszkają emeryci, i teraz tak ich poniżać?
Burmistrz w rozmowie z nami przyznał, że nawet rozumie obawy mieszkańców. - Poczuli się obrażeni, że ktoś może nazwać ich zdegradowanymi albo wymagającymi rewitalizacji. Ale ktoś wprowadził ich w błąd - przekonuje Mirosław Bielawski.
I tłumaczył: - To ustawodawca przewidział takie określenie na tereny i miejsca, które wymagają specjalnego dofinansowania. W rewitalizacji widzi duże szanse na rozwój gminy.
Ludzie obaw mają więcej. Że gdy zostaną już zdegradowani, to gmina wykupi ich mieszkania.
- Teraz są one własnościowe, a potem będą jego. Tak to rozumiem. Nie będą mogła tego dzieciom zostawić. Wszystko chce nam pozabierać. Kim on jest?- pytała zaniepokojona Wiesława Łupińska. A Beata Sochoń straszyła burmistrza sądami. I, że jak trzeba będzie, to po pomoc pojedzie do samego Strasburga.
- To absurd. Gmina nie zajmuje się wykupem mieszkań - uspokajał burmistrz. Ale nikogo nie uspokoił.
W tej historii morał taki, że władza powinna rozmawiać i tłumaczyć ludziom. Jasno, klarownie. I bez żadnych niezrozumiałych dla nich słów.
- Nie dziwię się, że ludzie podchodzą z taką niechęcią, podejrzliwością. Jest kosmiczna bariera w komunikacji urzędu z mieszkańcami. Mają oni wrażenie, że wszystko jest dogadywane bez ich udziału i na szybko - sądzi Adrian Łuckiewicz, wasilkowski radny.
- Słowa oraz ich dobór odgrywają ogromną rolę, ponieważ język nie tylko przekazuje informacje, ale również wartości, a tym samym ocenę - tłumaczy dr Konrad Szamryk, językoznawca z Instytutu Filologii polskiej UwB.
Nie dziwi się, że mieszkańcy Wasilkowa są oburzeni. Przypomina, że słowo degradacja w języku polskim kojarzy się negatywnie. - Takie określenie dla mieszkańców może być stygmatyzujące. Chociaż władze miasta nie mają nic złego na myśli, to mamy do czynienia z sytuacją, gdy skojarzenie jest silniejsze niż znaczenie - mówi językoznawca.
- Używanie bezpośrednio do obszaru, albo pośrednio do także mieszkających tam ludzi jest niewłaściwe, bo narusza ich. Oba te słowa ‚zdegradowany” i „zdegenerowany” mają jednoznacznie negatywnie wydźwięk - mówi prof. Jerzy Kopania.
Dr Konrad Szamryk radzi, by zjawisko degradacji nazwać pozytywnie, np. obszarem wymagającym większych nakładów. Mówić o plusach niż o minusach. I podaje prosty przykład z życia wzięty.
- Można kogoś nazwać starą panną lub kobietą niezależną czy singielką. To nie tylko inaczej brzmi, ale pokazuje inną perspektywę, która może być albo negatywna, albo pozytywna. Włodarze powinni szczególnie o tym pamiętać - podkreśla.
Wasilkowianie nie dogadali się z burmistrzem. - Inne miasta starają się o rewitalizację. A u nas? Ludzie boją się, myślą, że zabiorę im mieszkania. I wsadzę tam uchodźców - wzdycha Mirosław Bielawski.