Warto wiedzieć, jakie kruczki w umowach stosują firmy ubezpieczeniowe
Po pożarze eksperci mogą stwierdzić, że szkody powstały nie na skutek ognia, ale działań strażaków. Atrakcyjne warunki ubezpieczenia mieszkania, ale tylko przez czas trwania promocji, później czeka nas dopłata.
Ubezpieczenie ubezpieczeniu nierówne: zdarza się, że ubezpieczyciel w przypadku zalania (już nie powodzi) w domu nie uzna szkody, ponieważ ta została spowodowana przez, jak potocznie się określa, „złośliwość rzeczy martwych”, np. pęknięty wężyk od pralki. Ubezpieczony dostanie natomiast pieniądze, gdy wcześniej wykupił polisę uwzględniającą takie sytuacje. Do nich można zaliczyć też choćby wybicie się ścieków i zalanie mieszkania oraz szkody wyrządzone przez zwierzęta domowe (np. gdy pies przegryzł kable). Można dodatkowo ubezpieczyć się nawet od niecelowego zostawienia otwartych kurków od kranów.
Ubezpieczyciele proponują polisę od skutków pożaru. Tymczasem, jeżeli - odpukać! - dojdzie do zaprószenia ognia w domu, po ugaszeniu pożaru, eksperci z branży ubezpieczeniowej twierdzą, że szkody powstały nie w wyniku pożaru, tylko w wyniku akcji podejmowanej przez strażaków, a szkody wyrządzone przez interwencję ratowników, czyli przez wodę, nie mogą zostać potraktowane jako te spowodowane przez ogień. Przykładowo: ogień nie sięgnął sufitu w płonącym mieszkaniu, ale strażacy podczas akcji ratowniczej zalali drogocenne dekoracje sufitowe i nie da się ich naprawić. Właściciel mieszkania nie może zatem liczyć na wypłatę odszkodowania z tytułu pożaru. To dlatego ubezpieczyciel proponuje dodatkową polisę: na wypadek zniszczeń powstałych na skutek działań ekip ratowniczych.
Właściciel 40-metrowego, 2-pokojowego mieszkania w nowym bloku (rok budowy 2013) szukał najlepszej oferty ubezpieczeniowej dla swojej nieruchomości. Pierwsza firma zgodziła się ubezpieczyć jego mienie (mury od pożaru i tzw. innych nieprzewidzianych zdarzeń), jeśli klient wykupi ubezpieczenie za 100 złotych. Druga firma zaoferowała podobny pakiet za 125 złotych, a trzecia - za 165 złotych. Okazało się jednak, że pierwsza firma ma akurat promocję. Ta kończy się po pół roku i potem będzie trzeba dopłacić brakującą kwotę. Nie będzie to już wspomniane 100 złotych, tylko 180, przy czym przy podpisywaniu pierwszej umowy (czyli gdy obowiązywała promocja), trzeba było ją zawrzeć na minimum rok. Podobne kruczki można spotkać w umowach ubezpieczeniowych.
Nie wszystkie nieszczęścia wyrządzone przez wodę są traktowane jednakowo. Powódź - w opinii wybranych towarzystw ubezpieczeniowych - nie stanowi zalania. Kto więc mieszka na terenie zalewowym, musi dokupić ubezpieczenie na wypadek powodzi.
Jeśli miałeś włamanie do domu, ale twoje drzwi antywłamaniowe były antywłamaniowe w rzeczywistości jedynie z nazwy, możesz dostać pomniejszone odszkodowanie (np. o kilkanaście procent) albo nawet wcale go nie dostać. Wybrane firmy nie uwzględniają bowiem drzwi, które nie posiadają atestów świadczących o ich tzw. wysokich parametrach antywłamaniowych. Czytelniczka dostała o 10 procent mniejsze odszkodowanie, bo drzwi do jej domu tylko nazywały się antywłamaniowymi, a takimi nie były w rzeczywistości. Nie wszystkie firmy ubezpieczeniowe pytają o rodzaj drzwi, gdy klient przychodzi do ubezpieczyciela i wypełnia wniosek. Dopiero potem, często niestety po przykrym fakcie (czytaj: po włamaniu), ubezpieczeni przekonują się, że nie o takie drzwi ubezpieczycielowi chodzi. Właściciele domów jednorodzinnych powinni wykupić dodatkowo polisę na wypadek upadku drzewa na posesję. Śmiesznie brzmi, ale gdyby doszło do takiego zdarzenia, a właściciel nie miałby tej polisy, odszkodowania też mieć nie będzie.
Przewrócone drzewo czy zerwany przez huragan dach nie należą do rzadkich przypadków. Pojawia się kolejny kruczek: ubezpieczyciele uwzględniają szkody, które zostały spowodowane przez wiatr o określonej sile.
Firma zgodzi się wypłacić odszkodowanie, jeżeli prędkość wiatru przekroczy tę wartość. Tyle że czasem podają tak wysokie wartości wiatru, który w Polsce prawie w ogóle nie występuje.