Walka o przejście do kościoła
Urząd chce wyznaczyć ścieżkę do kościoła w Starosiedlu (gmina Gubin), która będzie biegła przez podwórko przy domu Małgorzaty Mazur. Kobieta jednak się sprzeciwia.
- To jest coś niemożliwego. Od trzech lat wynajmujemy mieszkanie, które znajduje się między plebanią a kościołem. Wyremontowaliśmy lokal gminny, który był w przerażająco złym stanie. A teraz ludzie będą chodzić mi przed domem, chociaż po drugiej stronie też jest wejście do kościoła - denerwuje się Małgorzata Mazur.
Budynek, w którym obecnie mieszka kobieta, jest własnością gminy. Wcześniej mieściło się tutaj przedszkole. W 2012 roku pani Małgorzata dostała od urzędu mieszkanie, ale pod warunkiem, że zostanie przez nią wyremontowane. Tak też się stało. Jak przyznaje kobieta, włożyła w naprawy ponad 30 tys. zł. Do tego regularnie płaci czynsz.
- Wcześniej nikt nie chciał wziąć tego lokalu. Nic dziwnego, tu była tragedia. Nie było nic. Z rury ścieki wypływały na podłogę. Wszystko doprowadziliśmy do porządku, ponieważ tu się nie dało żyć - mówi Grażyna Czok, matka pani Małgorzaty.
Mało tego. Po roku okazało się, że rodzina mieszka... z lokatorami. - Poprzedni najemcy nie zostali wymeldowani. To jakiś absurd - podkreśla Mazur.
Starsi i słabi ludzie nie wejdą po schodach
Grupa mieszkańców uważa, że przejście do kościoła, które znajduje się na wspomnianym podwórku, powinno być otwarte. - Zawsze tak było. Mieszkam tutaj od 1945 roku. To było główne przejście do kościoła - podkreśla pan Stanisław. Mężczyzna przyznaje, że jest drugie przejście, ale nie wszyscy mogą z niego korzystać. - To wysokie, nieprzystosowane schody. Niektórzy słabsi ludzie nie dają sobie rady. Ostatnio ktoś się tam prawie wywrócił. Moja żona, która chodzi o kulach, też nie wejdzie po tych schodach - podkreśla mieszkaniec Starosiedla.
Dlaczego pani Małgorzata zdecydowała się zamknąć przejście do kościoła dopiero kilka miesięcy temu? - Nie miałabym nic przeciwko, ale ludzie przechodzący zaglądali nam do koszy na śmieci, drewno przeznaczone na opał znikało z podwórka - tłumaczy mieszkanka. Rodzina z domu przy kościele nie poddaje się, chociaż jest pod dużym naciskiem niektórych sąsiadów. - Kłótnie są coraz bardziej zażarte. Ci ludzie uważają, że im się to należy, ale przecież ja tu mieszkam. Najgorzej znoszą to dzieci, które służą w kościele. Nieraz były świadkami kłótni, raz nawet jeden z sąsiadów krzyczał na moje dziecko. Najmłodszy syn przyszedł do mnie ostatnio, zauważył, że płakałam, przytulił się i zapytał, czy sąsiadka znowu na mnie nakrzyczała - opowiada pani Małgorzata.
Kobieta ma piątkę dzieci, córkę i czterech synów. Jak przyznaje pani Mazur, cała sytuacja odbija się na wszystkich. Najbardziej denerwuje się matka Małgorzaty. - To jest niedopuszczalne. Wójt już dawno powinien ogłosić, że przejścia tutaj nie będzie, a on przychyla się do odgrodzenia podwórka. Poruszę niebo i ziemię, żeby do tego nie doszło. Napisałam już do wojewody w tej sprawie, mam umówione spotkanie z posłem Kurzępą, a w sprawie sąsiadów zwrócę się do kuratora - mówi poirytowana pani Grażyna.
Zawsze było otwarte
Mieszkańcy nie zamierzają odpuścić. Dwukrotnie spotykali się już z wójtem w urzędzie gminy. - Ścieżka, która znajduje się na podwórku wcześniej służyła jako droga pożarowa - podkreśla pan Stanisław.
- Nikt nam tego przejścia wcześniej nie zamykał. Ani przedszkole, ani poprzedni lokatorzy - mówi Jan Durka. - To jest teren gminny, według starych mapek, ta ścieżka, to było wcześniej jedyne przejście do kościoła. Wysokie schody i brama z drugiej strony zostały wybudowane później. Nie rozumiem, na co wójt czeka. Gmina może wypowiedzieć umowę. Jak się nie podoba, to może pani iść w swoją stronę - mówi starszy mężczyzna.
Wczoraj na podwórko, znajdujące się przed mieszkaniem pani Małgorzaty, chcieli wejść pracownicy gminy. Mieli wykonać pomiary, aby później wydzielić ścieżkę. - Nie pozwoliłam im na to. Chodzi tylko o trójkę mieszkańców, którym nie podoba się to, że nie mogą tędy przejść - przyznaje mieszkanka Starosiedla, która niedawno złożyła wniosek na wykupienie mieszkania. Najbliżsi sąsiedzi podkreślają, że to dzięki niej udało się doprowadzić to miejsce do porządku.
- Wybuchło duże zamieszanie. Muszę skonsultować się z prawnikiem. Istotne jest to, że pani Mazur płaci czynsz za mieszkanie, nie dzierżawi działki, więc jest to teren gminny - mówi wójt Zbigniew Barski.
Wygląda na to, że sprawa szybko się nie zakończy.