Walka o nowe życie Alberta Radomskiego. Po tragicznym wypadku nic już nie jest takie same
Całe nasze życia wywróciło się do góry nogami. Byliśmy zwyczajną rodziną, ja z mężem chodziliśmy do pracy a dzieci do szkoły. Najważniejsze jednak, że Albert przeżył. To był cud. Gdyby nie szybka pomoc ludzi i lekarzy, nie miałby szans – opowiada Ewelina Radomska, mama 21-letniego Alberta, który najpierw został brutalnie pobity, a potem przejechany przez samochód. Mężczyzna, który wcześniej był wysportowanym nastolatkiem, teraz wymaga całodobowej opieki i kosztownej rehabilitacji.
Jest taka data, której rodzina Alberta Radomskiego nie zapomni do końca życia. 28 października 2017 roku – Albert świętował wtedy ze znajomymi swoje 20. urodziny w centrum Poznania. Do domu wracał sam. Niespodziewanie na ul. Krysiewicza został uderzony przez obcego mężczyznę. Kiedy upadł na ziemię i próbował wstać, mężczyzna podszedł i ponownie uderzył. Chwilę później po Albercie przejechało auto.
– To był szok, jak się o tym dowiedzieliśmy. To było jakoś przed 5 rano. Przyszła policja i powiedziała, że syn miał wypadek i jest w szpitalu w stanie krytycznym. Nie dowierzaliśmy, że to przytrafiło się akurat nam
– wspomina Ewelina Radomska. I dodaje: – Miałam do siebie wyrzuty. On chciał zrobić te 20. urodziny w domu, ale nie pozwoliłam mu, bo nie mieliśmy na to miejsca. Mówiłam mu: „Dziecko, ale gdzie my się wszyscy pomieścimy”.
Tamtego dnia życie rodziny całkowicie się zmieniło. Po przyjeździe do szpitala Albert był w stanie krytycznym. Przeszedł ponad pięciogodzinną operację. W szpitalu przebywał do stycznia 2018 roku. Wtedy trafił na trzy tygodnie do Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego przy ul. Mogileńskiej.
– Od początku lutego zabrałam go jednak do domu. Trzy dni przed zabraniem Alberta powiedziałam o tym lekarzom. Patrzyli na mnie jak na wariatkę i pytali się czy wiem, jakiej opieki wymaga. Ale ja już byłam na to przygotowana. Wcześniej przygotowałam już w domu niezbędny sprzęt – opowiada Ewelina Radomska. W lutym 2018 roku Albert Radomski wrócił do swojego mieszkania. Ale każdy kolejny dzień już nie wyglądał tak samo jak wcześniej.
„Zastanawiałam się jak wejdę do tego mieszkania”
Środa, 20 lutego 2019 roku, ten dzień spędziliśmy w domu Alberta. Mogliśmy obserwować jak wygląda życie rodziny oraz jak czuje się Albert i ile zabiegów rehabilitacyjnych przechodzi.
Godzina 6 rano – pobudka w mieszkaniu państwa Radomskich. Pani Ewelina za chwilę zacznie kolejny dzień, w którym będzie opiekowała się Albertem. Jej mąż w tym czasie przygotowuje się do wyjścia do pracy. Budzi się także młodszy brat Alberta, który powoli zbiera się do szkoły.
– Albert budzi się razem z nami. Jest karmiony, zaś o godzinie 8 dostaje leki na padaczkę pourazową. A potem zwykle znowu zasypia, tak do godz. 10 – opowiada pani Ewelina. Państwo Radomscy nie mają dużego mieszkania. Dwa pokoje, kuchnia, łazienka i przedpokój. Wchodząc do środka, nie trudno zauważyć ogromne łóżko, na którym w dużym pokoju leży Albert.
– On słyszy i widzi, ale nie zawsze jest w stanie złapać kontakt
– mówi pani Ewelina.
Nad łóżkiem od razu wpadają w oko stare zdjęcia Alberta, sprzed wypadku, kiedy często jeździł na deskorolce. – Powiesiłam je, żeby mógł sobie też na nie popatrzeć. Jak je widzi, to potrafi utrzymać głowę pionowo, bo jest nimi zainteresowany – wyjaśnia mama 21-latka.
Obok zdjęć, na ścianie, wisi jedna z desek Alberta. A na niej napis #SkejtydlaAlberta. Po wypadku wielu skateboardzistów włączyło się w akcje pomocy.
– Deska zawsze była jego pasją. To był bardzo aktywny chłopak. Rzadko spędzał czas w domu – mówi mama 21-latka.
Około 10, kiedy w mieszkaniu jest już tylko Albert i jego mama, przychodzi Kasia, opiekunka 21-latka, która pomaga pani Ewelinie już od kilku miesięcy. Podczas gdy Kasia wita się z Albertem, jego mama już przygotowuje mu kolejne lekarstwa. Tym razem na zapalenie oskrzeli, które dopadło 21-latka.
– Przyjście tutaj było straszne. Sama zastanawiałam się jak będę w stanie wejść do tego mieszkania. Do starszych ludzi podchodzi się inaczej. A tu mamy do czynienia z młodą osobą, zwykłym, normalnym chłopakiem. Ale teraz, po roku, widać już zdecydowaną poprawę
– opowiada Kasia.
Mycie, oklepanie i chwila relaksu
– Hej Albik, jak tam? Rozbudzamy się już? Będziemy się zaraz myć – mówi Kasia.
Chwilę później, żeby umyć ręce, nogi i tułów, opiekunka i mama Alberta zdejmują koszulkę i spodnie Alberta. Dopiero wtedy można zauważyć jak wygląda 21-latek. Z brzucha wystaje mu specjalna rurka, przez którą do żołądka można podawać pożywienie luk lekarstwa. Oprócz tego Albert ma podłączony cewnik do oddawania moczu.
Opiekunka razem z mamą ostrożnie, choć pewnie, myją 21-latka. Mają już to wyćwiczone. – Dwa razy w tygodniu go kąpiemy. Ale do tego potrzebny jest już mąż. To on przenosi Alberta na rękach do wanny. Albert to lubi, zresztą zawsze lubił się kąpać – opowiada pani Ewelina.
Z kolei Kasia po chwili oklepuje po plechach Alberta. – To konieczne u osób leżących. One są bardziej podatne na zapalenie płuc, bo nie są w stanie odkaszlnąć wydzielin – mówi.
A pani Ewelina dodaje:
– Najważniejsze dla mnie, że nie ma żadnych odleżyn.
– On jest wypielęgnowany tak, jak się tylko da – wtrąca opiekunka. Jeszcze tylko inhalacja i poranne zabiegi pielęgnacyjne po kilkudziesięciu minutach będą zakończone. Albert ma teraz chwilę żeby odpocząć zanim rozpocznie pierwszą tego dnia rehabilitację.
Pani Ewelina zakłada Albertowi słuchawki i puszcza jego ulubioną muzykę. Słucha głównie rapu. – Ale czasem puszczam mu też inne utwory albo audiobooki – mówi mama. I dodaje z uśmiechem: – Oczy mu się otworzyły. Czyli podoba mu się.
„Oddałabym wszystkie pieniądze za jego zdrowie”
– Hej Albert, co słychać? – Sara, jedna z rehabilitantek, wita się z 21-latkiem. Jest godzina 11.30, czas na pierwsze ćwiczenia. Ona pracuje z Albertem od czerwca ubiegłego roku. Trochę później dołączył do niej Bartek. Tego dnia oboje będą ćwiczyli z Albertem. – Można zauważyć poprawę. Ale on też ma lepsze i gorsze dni – mówi Sara.
Tego dnia Albert będzie miał „jedynie” trzy rehabilitacje. W innych dniach potrafi mieć nawet 5-6 zabiegów dziennie. Łącznie w ciągu tygodnia przychodzi do niego 10 różnych rehabilitantów, niektórzy nawet codziennie. Kiedyś miał rehabilitację nawet w weekendy. – Tutaj jedna osoba wychodzi, a kolejna już przychodzi – nie ukrywa mama Alberta.
Rehabilitacja byłaby jednak niemożliwa, gdyby nie ludzie dobrej woli. Jej miesięczny koszt wynosi bowiem ok. 10 tys. zł. Rodzina nie miałaby szans pokryć kosztów, gdyby nie zbiórka zorganizowana przez Fundację Siepomaga. W ciągu zaledwie kilku dni zebrano ponad 250 tys. zł. Ponadto 21-latkiem opiekuje się Fundacja Bread of Life. Pomaga też poznański MOPR.
– Staramy się robić wszystko, co się da i jeździć, gdzie to możliwe. Co 2-3 miesiące jeździmy do różnych ośrodków, w których także przechodzi rehabilitację. A przy okazji to dla niego zmiana otoczenia i coś nowego. Na razie jeszcze mamy pieniądze, ale za jakiś czas się skończą. A jego rehabilitacja jest dla nas najważniejsza. Teraz jest okres rozliczeń PITów, więc mamy nadzieję, że z tego też uda się uzbierać trochę pieniędzy
– mówi pani Ewelina.
Po chwili dodaje jednak: – Ale co z tego, że są pieniądze, skoro nie ma zdrowia. Oddałabym te wszystkie pieniądze, gdyby tylko wróciło jego zdrowie, żeby tylko cofnąć czas.
Piesek, żabka lub kura
– Albert gdzie jest piesek? No pokaż nam pieska – Sara zachęca Alberta, by ten wzrokiem pokazał rysunek psa na tzw. cyber oku. To specjalna maszyna, która może umożliwiać osobom takim jak Albert kontakt z otoczeniem. W domyśle, dzięki zamontowanej w niej kamerze, osoba chora może wzrokiem pokazywać na konkretne litery na ekranie monitora i komunikować się. W praktyce Albertowi jeszcze daleko do tego, by rzeczywiście był w stanie „rozmawiać”.
– Stale „ucieka” mu wzrok. Nie jest w stanie skupić go w jednym miejscu. Dlatego na razie ćwiczymy z nim na zasadzie gier i zabaw np. że spośród dwóch obrazków musi wskazać konkretny z pieskiem, żabką czy kurą – opowiada mama 21-latka.
Chwilę później Sara i Bartek przechodzą już do zasadniczej części rehabilitacji, czyli zajęć ruchowych, stymulujących mięśnie Alberta. Najpierw jednak muszą go posadzić na łóżku z pozycji leżącej. A to wcale nie jest takie szybkie i proste w przypadku osoby, która nie może swobodnie ruszać rękoma i nogami.
Najpierw zgięte lewe kolano, potem prawe. Po chwili Albert jest przekładany na lewy bok, jego nogi są ściągane na podłogę, zaś tułów unoszony do góry. Sara podtrzymuje Alberta od tyłu, zaś Bartek rozpoczyna z nim ćwiczenia na nogi. Albert ma powoli odpychać od siebie swoją deskorolkę. Po kilkunastu minutach Albert ćwiczy mięśnie rąk. Trzyma w dłoni woreczek z grochem, którym ma przesuwać po niewielkim stoliku. Bartek pomaga mu trzymając jego dłoń, zaś Sara nadal dba o to, by odpowiednio siedział i trzymał wyprostowaną głowę. Albert co jakiś czas mruczy lub się ślini.
Zajęcia trwają godzinę. W tym czasie pani Ewelina ma chwilę wolnego czasu, w którym może powiesić pranie czy zrobić obiad lub po prostu odpocząć.
– Brawo Albi, brawo! Pięknie się trzymasz – słychać dobiegające z pokoju dźwięki. Albert poprawnie wykonuje ćwiczenie. Udaje mu się przez dłuższy czas utrzymać głowę w odpowiedniej pozycji. Takie małe rzeczy są w tej chwili wielkimi krokami Alberta do odzyskiwania choć częściowej sprawności.
Pod koniec zabiegu Sara i Bartek wykonują ćwiczenia mające uspokoić Alberta. Podkładają mu koce pod głowę i ręce. 21-latek niedługo potem zasypia. Pierwsza rehabilitacja zakończona. Do drugiej pozostały trzy godziny, rozpocznie się o 15.30. Ale to tylko tego dnia jest taka długa przerwa. Normalnie Albert powinien mieć kolejne ćwiczenia już o 13.30. Korzystając z przerwy pani Ewelina „podaje” mu drugie śniadanie. Przez rurkę wstrzykuje mu do żołądka mleko przemysłowe.
Po godzinie 14 ze szkoły wraca młodszy brat Alberta. Niewiele później z pracy wraca pan Przemysław, tata 21-latka. Tym razem wyjątkowo wcześnie udało mu się skończyć pracę. Kiedy wchodzi do dużego pokoju, wita się z Albertem, głaszcząc go po nosie. Po chwili przychodzi czas na obiad, jeszcze przed kolejną rehabilitacją. Tata Alberta bierze go na ręce i przenosi z łóżka na wersalkę. Musi uważać na rury wystające z ciała 21-latka. Kiedy Albert jest już usadzony, jego mama może nakarmić go zupą. To jedyny posiłek tego dnia, którego Albert nie będzie miał wstrzykiwanego przez rurkę.
– Jak był mały to go karmiłam i teraz znowu go karmię. Ale i tak dobrze, że może jeść
– komentuje mama.
Dzień za dniem taki sam. Głównie rehabilitacja
– Albert, jak nie chcesz to zawsze możesz „uciec” z tej pozycji. To twój wybór – mówi Maja, która razem z Dorotą, o 15.30 rozpoczęła kolejną rehabilitację tego dnia. Obie zajmują się Albertem już od ponad roku, bo od grudnia 2017 r. To one jako pierwsze rozpoczęły z nim rehabilitację.
Albert znowu jest na łóżku. „Opiera” się na kolanach, łokciach oraz specjalnych, miękkich, wkładkach, które ma położone pod brzuchem. – W tej chwili dajemy mu szansę, by sam o sobie decydował. To on podejmuje decyzję czy chce być w tej pozycji czy nie. On ma szansę to zmienić, pokazać, że czegoś nie chce i zdecydować o swoim ciele – opowiada Dorota.
Po jakimś czasie rehabilitantki prostują najpierw ręce, a potem nogi Alberta. – To aktywizacja mięśni, ale jednocześnie pokazujemy mu, że on ma ręce i nogi. Gdybyśmy położyli się na łóżku i przez np. pół godziny w ogóle nie poruszali, nawet nie mrugnęli okiem, to mielibyśmy wrażenie, że „rozpływamy” się jak kałuża. Zatracilibyśmy poczucie rąk i nóg. I tak samo jest u osób leżących. Trzeba im budować świadomość, że one mają ręce i nogi – tłumaczy Dorota.
Ćwiczenia Doroty i Mai są jednymi z intensywniejszych, które wykonuje Albert. Niedługo później obie pomagają mu wstać. Dorota przytrzymuje go od tyłu, kontrolując czy ma „zablokowane” kolana, zaś Maja trzyma go za ręce, którymi Albert opiera się także o łóżko. – Pięknie Albercik – zachwala Dorota.
A po chwili opowiada nam:
– Ma lepsze i gorsze momenty. Są takie, kiedy potrafi „zablokować” kolana i ustać, ale potrafi też być „miękki” i „falować”.
Zajęcia z Dorotą i Mają kończą się o 17. Jednak Albert nie będzie miał długiej przerwy. O 17.30 po raz kolejny przychodzi do niego Bartek i przez kolejną godzinę znowu ćwiczy z Albertem. Potem 21-latek może zjeść kolację, wziąć leki i pójść spać.
– Nie ma czasu, żeby np. wyjść na spacer. Jedynie w weekendy możemy gdzieś z nim wyjść lub wyjechać. Ale każde wyjście lub wyjazd autem to dla nas też wielka wyprawa. Alberta trzeba przecież przetransportować do samochodu, a to też nie jest proste – nie ukrywa jego mama.
Albert już śpi. Następnego dnia zacznie kolejny cykl ćwiczeń i będzie walczył, by odzyskać choć trochę sprawności.
– Ciągle wierzę, że będzie dobrze. Nie mogę inaczej. Dość już wypłakałam łez. Jak byliśmy w Iławie, to powiedział „mama” przy rehabilitantce. Płakałam ze szczęścia, ale to było jednorazowe
– kończy mama.