Wałęsa TW? Czas na konkrety: na TAK lub NIE [wywiad]
Rozmowa z senatorem JANEM RULEWSKIM o Lechu Wałęsie, komunie i współpracy z SB.
- Jan Krzysztof Kelus (działacz opozycyjny, wykonawca piosenek w tzw. drugim obiegu - przyp. red.) wystosował do pana list otwarty. Napisał, że broniąc Lecha Wałęsy, „zaciera pan granicę między prawdą a kłamstwem, wiernością a zdradą, honorem a hańbą”.
- Jan Krzysztof Kelus jest wspaniałą postacią, przeciwnikiem komunizmu i uważnym obserwatorem świata, ale on mnie źle zrozumiał, bo wyraźnie powiedziałem, że „wszystkich okrywała czerwona rdza komuny”, co przecież nie jest równoznaczne z tym, że wszyscy współpracowali, bo nie wszyscy współpracowali. System zmuszał Polaków do klientelizmu. Owszem, Jan Kelus był na biegunie, na którym się najbardziej uniezależnił, ale na nim można było być tylko wtedy, kiedy miało się bilety Narodowego Banku Polskiego, które - przypomnę - nie były prawdziwymi pieniędzmi. Z drugiej strony mamy ludzi, którzy - jak Wałęsa w swoim wczesnym okresie - byli zmuszani do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. A pomiędzy tymi biegunami żyło miliony ludzi, którym wyraźnie mówiono: chcesz być szefem, chcesz podwyżkę, samochód, mieszkanie - to zapisz się do partii! A jak nie możesz się zapisać, to idź do partii i ją poproś o pomoc. Tak się pisało wnioski o działki pracownicze czy o inne rzeczy. Przypomnę, wtedy wszystko było komunistyczne, co wszakże nie oznacza dobrowolnej kolaboracji.
- Lech Wałęsa napisał oświadczenie, że „popełnił błąd, ale nie może ujawnić prawdy”. Ono nie wyjaśnia sprawy.
- Tylko w tym najnowszym oświadczeniu Lecha Wałęsy nie ma mowy o tym, w jakim czasie popełnił błąd i jakich wydarzeń to dotyczy? Trudno uznać, że ono ma jakąkolwiek wagę. Jest kosmiczne - pozaczasowe, pozamaterialne i oderwane od jakiejkolwiek rzeczywistości.
- Trzeba wszystko wyjaśnić aż do bólu?
- Znam życiorys Lecha Wałęsy i namawiałem go do tego już wcześniej. Prawdą było to, że tarzaliśmy się w tym błocie, pokrywała nas czerwona rdza komuny, ale najważniejsze były działania ludzi, którzy chcieli to zmienić. Dlatego bardzo cenię wszystkich tych, którzy się na to nie godzili i wychodzili naprzeciw tej zgniliźnie.
- A może teraz płacimy frycowe za to, że nie nastąpiła lustracja?
- Teraz wielu ludzi uważa, że istnieje wehikuł czasu, którym można się poruszać, by ponownie przestawić i ustawiać puzzle. W 1991 roku w klubie NSZZ „Solidarność”, który był wtedy języczkiem u wagi - mógł dużo, rozważaliśmy sprawę dekomunizacji i lustracji. Odrzuciliśmy je, ponieważ należałoby wprowadzić program „3 razy 20”. Czekałoby nas 20 lat lustracji, żeby każdy proces był praworządny i przeprowadzony rzetelnie, z uszanowaniem praw człowieka. Postępowania sądowe kosztowałyby 20 miliardów złotych, a rozpatrywałoby je 20 tysięcy sędziów, biegłych i ekspertów. Istniała skrajna alternatywa: 40 tysięcy. To chyba była anegdota Miłosza lub Wańkowicza, że aby zlikwidować komunizm w Polsce, należałoby wywieźć na Sybir 40 tysięcy komunistów...
- Czy kiedykolwiek po 1980 roku pan zauważył jego zachowanie, że był „na pasku” służb?
- Chyba na początku września 1980 roku Lech Wałęsa niespodziewanie opuścił Gdańsk. Obowiązywała wtedy zasada, żeby dla bezpieczeństwa uprzedzać o wyjazdach. Co nie oznacza, że się wtedy z kimkolwiek spotkał. Mówię o tym, żeby przypomnieć atmosferę tamtych dni. Jako szef związku był dość mocno kontrolowany przez Komisję Krajową i wyjątkowo aktywną prasę związkową.
- Jakie jest miejsce Lecha Wałęsy w naszej historii?
- Stał - przecież nie sam - na czele „Solidarności” - ruchu, który był naszym wielkim osiągnięciem na skalę tysiąclecia. Własnymi siłami, oddolnie, przełamaliśmy tradycję powstań i walk, które kończyły się porażką, śmiercią i zesłaniem.