Waldemar Wspaniały: Lubię wracać w Lubuskie

Czytaj dalej
Fot. Mariusz Kapała
Jakub Lesiński

Waldemar Wspaniały: Lubię wracać w Lubuskie

Jakub Lesiński

- Wydaje mi się, że takie miasto jak Gorzów powinno być stać na utrzymanie zespołu na poziomie pierwszej ligi - przyznał Waldemar Wspaniały.

Spotykamy się na mistrzostwach Polski oldbojów w Drzonkowie, gdzie prowadził pan zespół Mostostalu Kędzierzyn-Koźle. Te zawody to możliwość integracji, okazja do spotkań. Czy rywalizacja sportowa jest również ważna?
Sam pan widział, że tutaj nie ma odpuszczania na boisku. Wszyscy grają na poważnie. Obojętnie w jakim są stanie, ale dają z siebie wszystko i chcą pokazać umiejętności, które im zostały. Niektórzy mają problemy z wagą, ale przyjemnie jest znów zobaczyć ich występy. To dobrze, że odbywają się tego typu turnieje. Raz w roku można się zobaczyć w tym gronie. Przyjeżdża coraz więcej zawodników z tej najwyższej półki, poziom staje się wyższy. Tym razem gościliśmy dwóch wicemistrzów świata: Sebastiana Świderskiego i Daniela Plińskiego. Ponadto wielu innych medalistów.

Lubi pan wracać na Ziemię Lubuską?
Oczywiście, mam sentymenty. W Gorzowie mieszka moja rodzina, dwoje wnuków. Niedawno się z nimi widziałem. Mam wspomnienia, bo przecież ze Stilonem zdobyliśmy Puchar Polski, brązowy medal. Zawsze chętnie tutaj przyjeżdżam. Szkoda tylko, że gorzowska siatkówka podupadła.

Jak pan uważa, dlaczego do tego doszło?
Nie znam szczegółów, ale jak zwykle chodzi o pieniądze. Jak nie ma kasy, sponsorów i pomocy to nie uda się zrobić nawet pierwszej ligi, nie mówiąc już o ekstraklasie, bo to całkiem inna bajka. Wydaje mi się, że takie miasto jak Gorzów powinno być stać na utrzymanie zespołu o poziom wyżej niż w drugiej lidze. Mówimy o tradycjach, wychowało się tam wielu reprezentantów Polski.

Waldemar Wspaniały
Mariusz Kapała Waldemar Wspaniały to były trener reprezentacji Polski mężczyzn. W latach 1995-1999 i 2004-2005 szkoleniowiec gorzowskiego klubu.

Upadł też Zawisza Sulechów, który starał się dostać do żeńskiej ekstraklasy. Czy uważa pan, że władze zawodowej ligi nie zachowały się trochę nieelegancko stwarzając pozory, a potem odmawiając im prawa gry w elicie?
Ja nie pracuje w Polskiej Lidze Piłki Siatkowej, tylko w Polskim Związku. Nie chcę więc tego jakoś specjalnie komentować. Mogę tylko powiedzieć, że system, który ostatnio obowiązywał, czyli tak zwane „zamknięcie ligi” było i jest niepotrzebne. Przez to nie ma rywalizacji sportowej, a zaczyna się liczyć coś innego. Osobiście nie zgadzam się z takimi biurokratycznymi decyzjami, dlatego liczę na zmiany.

Na co stać obecną reprezentacje męską?
Jest potencjał, przecież to drużyna aktualnych mistrzów świata, która wystąpi na Igrzyskach Olimpijskich. Nie będzie łatwo. Nie chce mówić o meczach grupowych. One nie są łatwe, ale na takiej imprezie najważniejszy jest ćwierćfinał. Obojętnie na kogo tam trafimy, to będzie to mocny zespół. W tej drugiej grupie są Włochy, Stany Zjednoczone, Brazylia i Francja. Myślę, że jest obecnie sześć wyrównanych ekip, z których każda może zdobyć złoto na olimpiadzie. Osobiście będę zadowolony jak uda nam się skończyć na podium. Długo na to czekamy.

A nasze panie? Ten projekt trenera Jacka Nawrockiego w postaci odmłodzenia kadry ma szanse powodzenia?
Nie było innej opcji. Ja za takim rozwiązaniem optowałem już w poprzedniej kadencji, kiedy to byłem w zarządzie związku. Widziałem co się dzieje, że te starsze zawodniczki muszą skończyć grać w reprezentacji. Moim zdaniem nastąpiło to o dwa, trzy lata za późno. Ta drogą poszła Holandia, Niemcy, Włochy, Belgia, z którymi obecnie nie jesteśmy w stanie zwyciężyć.

Czym pan się obecnie zajmuje?
Realizuje projekt w PZPS, który sam wymyśliłem i jestem jego współtwórcą, czyli Siatkarskie Ośrodki Szkolne. Egzystuje to już cztery lata, przy pomocy państwa. Mamy już wyniki, bo jest dużo ciekawej młodzieży. Jednak te namacalne rezultaty powinny pojawić się za kolejne cztery lata. Tym śladem poszła piłka ręczna, koszykówka i lekka atletyka. Jestem spokojny o przyszłość polskiej siatkówki.

W roli trenera już pana nie zobaczymy?
To już nie te lata... Są młodsi, więc niech się męczą. Ja najwyżej mogę się pobawić raz w roku, na mistrzostwach Polski oldbojów. Mam swoje dwa zespoły, bo także Płomień Milowice. Jeden i drugi zdobywają medale, przeważnie złote, więc mam satysfakcję.

Ale jak pan już zasiądzie chociaż na chwilę na tej ławce, to chyba emocje odżywają?
Jakieś tam są, ale to już nie to, co miejsce przez 28 lat (śmiech).

Jakub Lesiński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.